[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyciągnęło ich tutaj coś, co było w sejfie, tylko co? Jacyś lepsi cwaniacy z przedsiębiorstwa naftowego sprzedali most juncie wojskowej w Chile — nic więcej nie wiedział.Może i nie było nic więcej, ale w Lelandzie odezwał się stary gliniarz, któremu wszystko bardzo się nie podobało.Znowu poczuł się jak policjant - założenie odznaki nie byłoby głupie.Jeśli w budynku pojawi się policja, może to ocalić mu życie.Wyjął odznakę z portfela i odwrócił do światła: TEN FACET JEST KUTASEM.Przypiął ją do koszuli.Obecnie wolałby raczej gorącą kawę i orzeszki, które zawsze podawano przy wręczaniu odznak.Filiżanka kawy bardzo by się teraz przydała.Wszystkie najlepsze decyzje policyjne zostały podjęte nad kubkiem gorącej, kiepskiej kawy.Jeśli prześliźnie się przez ich pozycje na trzydziestym drugim piętrze, będą mieli trudny orzech do zgryzienia i zostaną zmuszeni do zaimprowizowania całej reszty.Jednak cena mogła się okazać zbyt wysoka: straci w ten sposób kontakt ze Steffie i dzieciakami.“Zakładnicy musieliby zgodzić się z tym, co się dla nich szykuje” - jak mówili policjanci.A to oznaczałoby SWAT lub, co gorsza, Gwardię Narodową.Jeśli jednak zostanie tu na górze i złapią go, to dostaną także detonatory i wrócą do swojej roboty.Leland wiedział, co go w takim wypadku czeka.Nie potrzebował podpowiedzi taksówkarza z St.Louis, żeby sobie przypomnieć wyczyny tych szczeniaków.Istniało trzecie wyjście, ale wiązało się z nim pewne ryzyko.Leland będzie bardziej potrzebny wtedy, gdy policja włączy się do akcji.Najlepszym miejscem na kryjówkę było to, które zostało już przeszukane, a jedynie trzydziestego drugiego piętra nie blokowali terroryści.Chyba warto spróbować.Może uda mu się nawet mieć oko na Steffie i innych zakładników.Miał radio - jedynym problemem było znalezienie kanału, którego ktoś słucha.Nad głową rozległy się nowe strzały.Do diabła z materiałami wybuchowymi! Zapamięta, gdzie je zostawił.Na trzydziestym trzecim piętrze przeszedł na stronę budynku widoczną od Wilshire Boulevard.Na ulicy było cicho.Już pięć godzin temu ruch był prawie żaden.Tkwił przecież tutaj tak długo.Jeden poruszający się samochód da odpowiedź, czy ulica jest jeszcze otwarta.Na ulicy rzeczywiście pojawił się samochód o numerach jeden-cztery-dziewięć widocznych na dachu.Czarno-biały, tak je tutaj nazywano.Jechał bardzo wolno i Leland mógł niemal wyobrazić sobie twarz oficera spoglądającego przez okno.Patrzył w stronę budynku.Przyglądał mu się bardzo uważnie, starając się jednocześnie wyglądać na zupełnie nie zainteresowanego.Ten wyraz twarzy Leland widział u policjantów na całym świecie.Oficer patrzył na schody.Więc zajęli się tym i są już tutaj.Mogą jednak minąć godziny, zanim spróbują wejść do środka i może dopiero o świcie dowie się od nich czegoś więcej.Ile zostało do świtu? Jeszcze siedem godzin.Windy ruszyły i odgłos był taki, jakby uruchomiono naraz wszystkie kabiny.Tak więc nie okłamali go: byli przygotowani na obronę przed policją.Ich uwaga była odwrócona - najlepszy moment na zmianę miejsca.Poczuł przygnębiającą falę wyczerpania i wystraszył się.Jeśli ma to się ciągnąć do świtu, musi zaszyć się w jakąś dziurę i trochę pospać.Na trzydziestym drugim piętrze usunięto żarówki na klatce schodowej.Leland wstrzymał oddech - nie słyszał niczego oprócz szumu jadących wind.Przygotowali coś dla niego, ale wyglądało na to, że na razie zrezygnowali.Szedł dalej po cichu z workiem pod pachą i karabinem gotowym do strzału.Klatka była równie ciemna jak szyb wentylacyjny.Windy zatrzymały się, i to wszystkie na trzydziestym drugim piętrze.Jeśli ma znaleźć jakąś kryjówkę, to musi się pospieszyć.Wiedział dokładnie, co się stało, gdy pod prawą nogą poczuł szkło, ale był już pochylony do zrobienia kroku i nie mógł się cofnąć.Obie stopy były rozcięte, lewa bardziej niż prawa.Banda czekała na niego.Stał nieruchomo, trzymając się kurczowo poręczy i zaciskał usta, żeby nie krzyknąć.Lewa stopa była poważnie rozcięta.Mógł winić jedynie siebie.Oczywiście, wyjęli lampy neonowe ze schowka na czterdziestym piętrze i rozbili je na schodach.Powinien przewidzieć, że szykują coś takiego.Kiedy schodził z dachu, nie zauważył brakujących żarówek.Podniósł bardzo ostrożnie lewą nogę, żeby wycofać się po schodach i poczuł, jak krew ścieka pomiędzy palcami.Instynkt podpowiadał mu, żeby zachować ostrożność, ale Leland wiedział, że teraz musi się spieszyć, nawet jeśli zostawi za sobą ślad.Musiał wrócić po schodach na górę, lecz nie miał pojęcia, jak opatrzyć rany.Jak dotąd, znalazł jedynie apteczkę w pokoju Steffie.W prawej stopie tkwiły kawałki szkła i czuł, jak łamią się i wbijają głębiej w ciało przy każdym kroku.Starał się iść szybciej, ale z ran tryskała krew przy mocniejszym nacisku.Skakał, trzymając się poręczy, starając się nie obciążać pokaleczonych nóg.Wrócił na trzydzieste czwarte piętro, gdzie, miał własną fortecę.Tuż za drzwiami słychać było strzały.Zatrzymał się na klatce przy barierce, nie opierając lewej stopy na betonowej posadzce.Na podłogę ściekała krew i ból stawał się coraz bardziej dokuczliwy.Jutro nie będzie w stanie oprzeć się na żadnej stopie.Czuł, jak napływa i wypełnia go wściekłość.Stanął na obu stopach, wciągnął powietrze i otworzył drzwi.Światła były zapalone: Dźwięk otwieranych drzwi spowodował, że stojąca na środku pokoju dziewczyna obróciła się, ale była zbyt powolna i wystarczająco wystraszona jego widokiem.Tak że krótka seria z karabinu przerzuciła ją nad stojącym za nią biurkiem.Ktoś zaczął do niego strzelać aż z lewej strony poodpadały płyty sufitowe.Był bezpieczny od strony schodów, dopóki nikt nie próbował wejść na górę.Opadł na kolana i zaczął przesuwać się w stronę najbliższego biurka.Znowu strzały i rozpryskujące się nad jego głową przedmioty.Ktoś strzelał z jego własnej fortecy w północno-wschodnim rogu sali.Posunął się do przodu, wystawił głowę i strzelił, gdy terrorysta przeskakiwał ponad ustawionymi przez Lelanda biurkami.Czy był tylko ten jeden facet? Kawałki plastyku z detonatorami, które Leland umocował wokół lamp awaryjnych, znajdowały się po jego prawej stronie poza zasięgiem wzroku.Posunął się do przodu, wystrzelił kolejną serię do swojej fortecy i przypadł do ziemi.Kiedy tamten człowiek strzelił do niego, Leland wyjął ostatnią paczkę plastyku z torby, uformował ją w kulę i włożył w nią detonator.Za kilka chwil facet oprzytomnieje i powiadomi resztę terrorystów przez radio o swojej pozycji.Leland posunął się znowu do przodu.Zabił już czterech bandytów, co przy wszystkich przeciwnościach nie było takim złym rezultatem.Popatrzył na trzymany w ręku plastyk -potężny materiał wybuchowy.Było go o wiele za dużo i był o wiele za mocny, jak na jeden sejf.Prawdopodobnie wcale nie nadawał się do tej roboty.Facet zaczął rozmawiać przez radio i Leland wystrzelił, a następnie wystawił głowę, starając się spenetrować fortecę.Przesunął się o cztery biurka do przodu i miał teraz dobry widok na lampy, wokół których zamocował pozostałe paczki z plastykiem.Facet strzelił w stronę Lelanda, tłukąc szkło za jego plecami.Policjanci na dole na pewno nie byli zachwyceni tym odgłosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]