[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy popełniłabym niestosowność pytając ojca, jaką jest owa for-tuna? Ależ skąd, moje dziecko odpowiedział babka zapisała ci pięćset tysięcy frankówswoich oszczędności, gdyż nie chciała odebrać rodzinie ani jednego kawałka ziemi.Sumę tęulokowano w papierach państwowych.Dzięki procentom składanym masz dziś mniej więcejczterdzieści tysięcy franków renty.Zamierzałem uczynić z tych pieniędzy podstawę bytumojego młodszego syna, pokrzyżowałaś bardzo moje plany; ale kto wie, czy za jakiś czas nieokażesz mi pomocy: wiele spodziewam się po tobie, a wszystko od ciebie zależy.Wydajeszmi się rozsądniejszą, niż przypuszczałem.Nie potrzebuję ci mówić, jak winna postępowaćpanna de Chaulieu; duma bijąca z lic twoich jest dla mnie najpewniejszym gwarantem.Lu-dzie niskiego stanu strzegą pilnie swoich córek, ale troskliwość taka byłaby w naszej rodzinieobelgą.Obmowę ciebie dotyczącą przypłaciłby życiem ten, kto by sobie na nią pozwolił, albojeden z twoich braci, jeśliby niebo okazało się niesprawiedliwym.Więcej w tej kwestii niepowiem.Do widzenia, kochanie. Pocałował mnie w czoło i wyszedł.Nie rozumiem, czemuporzucono owe zamysły, po dziewięciu latach uporu.Lubię tę jasność, z którą wyrażał sięojciec.Nie było i w jego słowach nic dwuznacznego.Mój majątek powinien przypaść jegosynowi, markizowi.Kogóż więc ruszyło sumienie? Matkę czy ojca? A może brata?Przesiedziałam długo na sofie babki, z okiem utkwionym w owej sakiewce, którą ojcieczostawił na kominku, rada a zarazem niekontenta, żem z taką uwagą myśli swoje na pienią-dzach skupiała.To prawda, że nie powinnam już zaprzątać się nimi: rozwiały się moje wąt-pliwości i przecież to zacnie, że oszczędzono mi cierpień, których duma moja musiałaby do-znać w tym względzie.Filip biegał przez dzień cały, odwiedzając najrozmaitszych kupców irzemieślników, co mają sprawić moją metamorfozę.Była już u mnie słynna krawczyni, nieja-100ka Wiktoryna, a także szwaczka, specjalistka od bielizny, i szewc.Niecierpliwię się jakdziecko, pilno mi bowiem zobaczyć siebie bez tego worka, którym spowijała nas klasztornasuknia; ale tym wszystkim rzemieślnikom trzeba wiele czasu: gorseciarz musi mieć osiemdni, jeśli nie chcę zepsuć sobie talii.Sprawa przybiera poważny obrót: mamże więc talię?Janssen, szewc Opery, oświadczył mi z całym przekonaniem, że mam stopę mojej matki.Całyranek zeszedł na tych doniosłych zajęciach.Zjawił się nawet rękawicznik, żeby wziąć miarę.Szwaczka jest na moje rozkazy.Kiedy siadłam do obiadu o tej porze jedzą tutaj śniadanie matka powiedziała mi, że wezmie mnie ze sobą do modystek, abym wyrobiwszy sobie dobrygust pod jej okiem, mogła w przyszłości sama zamawiać kapelusze.Oszołomił mnie ten po-czątek niezawisłości, jak ślepca oszałamia przywrócenie wzroku.Widzę teraz, czym jest kar-melitanka w porównaniu ze światową panną: różnica jest tak wielka, że nigdy byśmy jej niepojęły.W trakcie owego śniadania ojciec był jakiś roztargniony, toteż pozostawiłyśmy gowłasnym myślom; jest jednym z najpoufalszych konfidentów monarchy.Popadłam w całko-wite zapomnienie, ale przypomni sobie o mnie, kiedy mu będę nieodzowna wiem o tym.Ojciec jest czarującym mężczyzną mimo swoich pięćdziesięciu lat: ma figurę młodzieńca ipiękną postawę, jest blondynem, a w zachowaniu jego i ruchach pełno nieopisanego wdzięku;oblicze jego jest wymowne, a jednocześnie zamknięte, jak u dyplomaty; nos cienki i długi,oko brązowe.Co za śliczna para! Ileż obiegło mnie szczególnych myśli, kiedym sobie jasnouprzytomniła, że tych dwoje ludzi, równych szlachetnym urodzeniem, bogactwem i wyjątko-wymi zaletami, nie łączy żadne pożycie, a noszą tylko to samo nazwisko, zachowując pozorywięzi małżeńskiej jedynie dla świata.Bawił u nich wczoraj kwiat dworu i dyplomacji.Zakilka dni idę na bal do księżnej de Maufrigneuse i będę przedstawiona temu światu, który takbardzo chciałam poznać.Co rano będzie przychodził metr tańca: muszę wyuczyć się tańczyćw miesiąc, gdyż inaczej nie ma mowy o balach.Przed obiadem weszła matka, żeby porozu-mieć się ze mną w sprawie ochmistrzyni.Zatrzymałam miss Griffith, przyjętą z poręki amba-sadora angielskiego.Owa miss jest córką pastora: odebrała jak najstaranniejsze wychowanie,gdyż jej matka była szlachcianką; ma trzydzieści sześć lat i nauczy mnie po angielsku.Mojapanna Griffith jest dość piękną na to, żeby być w pretensjach; jest uboga, ale dumna, pocho-dzi ze Szkocji, będzie moją przyzwoitką, a sypialnię urządzi jej się w pokoju Róży.Róża bę-dzie podlegać pannie Griffith.Spostrzegłam od razu, że owinę sobie koło palca moją ochmi-strzynię.Znamy się wprawdzie tylko sześć dni, lecz ona pojęła wybornie, że tylko ja mogęzainteresować się jej losem; a ja, lubo ona jest niewzruszona niby posąg, pojęłam, że w każ-dym wypadku pójdzie mi na rękę.Wydaje mi się stworzeniem poczciwym, aczkolwiek skry-tym.Nie mogłam z niej wydobyć, jaka między nią a moją matką zapadła umowa.Inna wiadomość o niewielkim, jak mi się zdaje, znaczeniu! Dziś rano ojciec odrzucił pro-ponowaną mu tekę ministra.Stąd jego wczorajsza zaduma.Powiada, że woli stanowisko am-basadora od przykrości związanych z publicznymi dysputami.Uśmiecha mu się Hiszpania.Dowiedziałam się o tych nowinach przy śniadaniu, gdyż jedyny to moment w ciągu całegodnia, kiedy moi rodzice i brat gawędzą swobodniej.Służba zjawia się wtedy tylko na dzwo-nek.Potem mój brat jest nieobecny do wieczora, tak samo jak ojciec.Matka ubiera się, a wi-dywać ją można tylko od drugiej do czwartej: o czwartej wyrusza na godzinną przechadzkę;przyjmuje między szóstą a siódmą, jeśli nie wybiera się na proszony obiad; resztę dnia oddajerozrywkom, jadąc na bal albo do teatru, na koncert albo z wizytą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]