Home HomeBrzezinska Anna, Wiœniewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garœć złotaBrzezińska Anna Wykłady z psychologii rozwoju człowieka w pełnym cyklu życiaTołstoj Lew Anna KareninaLew Tołstoj Anna KareninaAnne Holt Hanne Wilhelmsen 03 ÂŚmierc DemonaAlistair MacLean HMS Ulisses (2)Watt Evans Lawrence Niedoczarowany mieczWalter Schellenberg Wspomnienia (3)Aleksander Olin KomusutraLem Stanislaw Solaris (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kava.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    . To był potomekPrzedksiężycowych powiedziała wyraznie, a Finnen wpierwszej chwili pomyślał, że mahalucynacje, bo tak czysty głosnie mógł należeć do kogoś, ktozostał w przeszłości.  Słucham? Mężczyzna, który był ze mną.To potomek Przedksiężycowych,którzy odeszli dawno temu. Skąd pani to wie? Nie.mówi. jej oddechzaczął się rwać  & żadnymnaszym językiem.Wiem, bobyłam.jestem lingwistką.I jegorany się goją.nor.malnie.Finnen przygryzł wargi.To było możliwe, to wyjaśniało, jakimcudem mężczyzna nie zginął wnajniższym z odrzuconychświatów, lecz zdołał przejść dowyższego. Odnajdę go i zaopiekuję sięnim  obiecał, bo sądził, żeumierająca tego właśnie pragnie.Bądz co bądz ostatnie chwileżycia poświęciła na to, byzaprowadzić kulawego do windy.Kobieta potrząsnęła głową.Wyglądała, jakby chciała zachichotać, ale zamiast tegozakrztusiła się.Finnen podniósł jąi przekręcił na bok, by niezadławiła się krwią.Kaszlaładługo.Wytarł jej usta.W zagłębieniachspękanej skóry warg i tak zostałyciemnoczerwone ślady. Przepraszam  powiedziałbezradnie.Miał wrażenie, żezaraz się rozpłacze.Przepraszam. W jej oczach, które z każdąchwilą stawały się coraz mniejprzytomne, zobaczył zdziwienie.Kobieta z wysiłkiem starała siępojąć, za co właściwie przepraszają chłopak, który był na tyle miły,że został z nią, choć przecieżmógł wrócić do swojego świata.To całkiem go dobiło.Finnenrozryczał się tak, jak mu się niezdarzyło, odkąd wyrósł zdzieciństwa.Przez chwilę snułszalone myśli, że może mógłby tękobietę uratować.Jej płuca nie były w aż tak złym stanie, by niedać się wyleczyć.Bardzoosłabiona, prawdopodobnie niejadła od kilku dni, a wcześniej jejposiłki składały się z na wpółzgniłej żywności.Gdybyzapewnić jej właściwą opiekę.Jednak w tym celu musiałabywrócić na górę, a to byłoniemożliwe.W jej świecie ciepło,leki i dobre jedzenie nic by niepomogły, najwyżej trochęopózniły to, co nieuniknione. Kobieta zamknęła oczy.Przezchwilę Finnen sądził, że umarła,zdążył nawet zawstydzić się zpowodu ulgi, jaką poczuł.Alenie, ona wciąż żyła, choćwyglądała na pogrążoną we śniealbo nieprzytomną.Wtedy właśnie cały ich planzaczął się psuć.Najpierw z windy czasowejwyszedł Dime.Niósł pokrowiec,w którym spoczywało coś, czegokształt wydał się Finnenowi znajomy.Starszy chłopak zaklął w myślach.Zupełnie zapomniał, że o tejporze Dime miał go zmienić. Pożyczyłem od MagritaSkrzydła. Rudzielecuśmiechnął się radośnie. Terazbędzie łatwiej obserwować tękobietę.Zauważył leżące na posadzceciało i jego uśmiech zniknął jakzdmuchnięty.  O  powiedział, zastygając nachwilę z otwartymi ustami.O&W innym przypadku byłoby tozabawne, lecz teraz wydawało sięjedynie irytujące i głupie. Nie żyje?  Dime podszedłbliżej, na jego twarzy lęk walczyłz ciekawością. Jest nieprzytomna.Uklęknął obok Finnena.Wyglądał na zakłopotanego, jakby wprzedstawienie teatralne wtargnęłanagle brutalna rzeczywistość, a onnie miał pojęcia, co z tym zrobić.Odchrząknął. Nie umiem ci pomóc.Ja.przepraszam.Chyba na nic sięnie przydam.Jeśli nie masz nicprzeciwko, to pójdę na dachwypróbować Skrzydła.Bo skorojuż je pożyczyłem.W porządku?Finnen skinął głową, tłumiąc złość.On musiał zostać, nie mógłsobie tak po prostu pójść, żebypolatać nad umierającymmiastem. 12Dime postawił Skrzydła przyjednej z tarcz księżycowych iotarł czoło.Po wspinaczce nadziesiąte piętro, a stamtąd nadach, był spocony i zdyszany.Postanowił, że trochę odpocznie,zanim założy Skrzydła.Wrzeczywistości starał się odwlecten moment.Sam przed sobąmusiał przyznać, że trochę sięboi. Powietrze było zimne inieruchome jak przed burzą,nawet krwawe refleksyzachodzącego słońca zastygły wciszy.Miasto wyglądało nawymarłe i dopiero po chwili Dimedostrzegł kilka czarnychpunkcików, które poruszały sięwzdłuż Schodów Solnych.Z tejwysokości ludzie byli maleńcy jakkukiełki.Zdjął kurtkę, potem koszulę.Jegopokryte gęsią skórką ramionawyglądały żałośnie chudo, jak oskubane udka gołębia.Cobędzie, jeśli nie zdoła wzbić się wpowietrze? Albo gorzej, jeśli sięwzbije, a potem spadnie?Rozpakował skrzydła i pogładziłpołyskujące metalicznie lotki.Każda z nich zawierała maleńkąbaterię słoneczną, której energiabędzie wspomagać siłę jegomięśni.Tylko najpierw tę siłętrzeba mieć.A Dime od dzieckabył słabeuszem.Mimo to pokusa była zbyt duża. Szybować nad miastem, czuć natwarzy zimny wiatr.To byłocoś, czego pragnął przez całeżycie, do czego został stworzony.A przynajmniej tak mu się terazwydawało.Przymknął oczy i stał tak,niezdecydowany.Ciepły podmuch nadszedł niewiadomo skąd.Wzbił wpowietrze kurz i rozwiał rudewłosy.Lotki Skrzydeł załopotałyz cichym, metalicznym zaśpiewem.Chłopak uniósł powieki.Schodami Haków sunęłarudoczerwona rzeka ognia, żarzasysał tlen i giął metalowe rury.Pękały dachy budynków.Słychaćjuż było odległe, jakbyprzesączone przez watę krzykiludzi, a w twarz Dime uderzyłkolejny podmuch wiatru, gorący iciężki od drapiącego gardłodymu. 13 Teraz do Archiwum zadecydowała Kaira [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •