[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kominiarka na szczęście skutecznie zamortyzowała uderzenie głowy o metal.Ksiądz błyskawicznie oprzytomniał i nie zwracając już uwagi na ciśnięty gdzieś pod ścianę pojemnik z drugą bombą, rzucił się w kierunku drzwi awaryjnych.Jednak przed drzwiami była już olbrzymia kałuża gęstej białawej cieczy bluzgającej z wyrwy w silosie.Ksiądz Zygmunt próbował przeskoczyć spermę, jednak noga po skoku wylądowała o dziesięć centymetrów za blisko.Lodowate kleszcze chwyciły podeszwę buta jak imadło.Zmrożone do -180°C nasienie trzymane w silosie pod niskim ciśnieniem zachowywało jeszcze pewną płynność.Jednak pod normalnym ciśnieniem krzepło w kilka sekund, zamieniając się w twardą lodową bryłę.Ksiądz Zygmunt, jak podcięty zwalił się na podłogę.Nie zdążył jednak nawet sięgnąć w kierunku sznurówki, kiedy pierwszy język lodowatej lawy liznął kombinezon.Ameba robotniczo-chłopskiego ejakulatu karzącą macką komunalnej sprawiedliwości objęła marnotrawnego syna, by go ukołysać do wiekuistego snu.Kiedy minutę później targający zdobyczną butlę do wyjścia księża Stefan i Tadeusz zajrzeli po drodze do hali produkcyjnej, z lodowej bezkształtnej bryły sterczały już tylko dwa palce rozczapierzone w kształt litery V.Moment zadumy nad tym tragicznym obrazem został brutalnie przerwany przez syrenę alarmową, która - najwyraźniej na skutek jakiejś awarii - włączyła się z opóźnieniem - dopiero półtorej minuty po wybuchu.***Poza pamiętnym dniem, kiedy wywieźliśmy z Huty na taczkach te krwawe pijawki koncernu Lucchini, drugim najszczęśliwszym dniem mojego życia byt ten, kiedy moja willa zapełniła się radosnym gwarem wprowadzających się robotników, ich dzieci i byłego bezrobotnego, pana Henryka.Jakże wstyd mi teraz, że jeszcze jako kierownik linii wytopu w moim prawie pustym domu mieszkałem tylko z żoną i dwójką dzieci.Teraz, gdy promienie M otworzyły moje serce na problemy innych ludzi, czuję to szczęście, przeżywam to pierwotne poczucie bezpieczeństwa i wspólnoty, jakie daje wspólne sypianie w szesnaścioro w sypialni, kiedy wszyscy przytuleni do siebie synchronizują oddechy w jeden równoczesny wdech i potem wydech, jakby to nie szesnaście istot, ale jedna potężna trzydziestodwuręczna istota odpoczywała przed kolejnym twórczym dniem.Czując tę jedność, naprawdę nie zwracam uwagi na to, że pan Henryk, który wcześniej sypiał sam na Dworcu Centralnym trochę chrapie, patrzę też przez palce na to, że zupa wylewa mi się z talerza, kiedy moi bracia robotnicy kochają się z moją żoną na stole w czasie obiadu.W końcu trzeba uszanować wszelkie konsekwencje dekretu urzeczywistniającego odwieczne marzenie ludzkości, marzenie, za którego realizację rzesze komunistów i proletariuszy wszystkich krajów oddały życie - wspólne żony.Zresztą ja też bardzo lubię pobaraszkować z żoną suwnicowego Stefana, a i Jadzia brygadzisty Włodka jest niczego sobie.Tylko ja to robię z Jadzią i Helenką pod prysznicem i ani Włodkowi, ani Stefanowi zupy nie rozlewam.Droga redakcjo, poradź, jak delikatnie zwrócić im uwagę, a jednocześnie nie urazić robotniczej dumy moich podwładnych z zakładu.Andrzej CzerwińskiDyrektor Generalny Huty WarszawaPrezydent Kwaśniewski z radością w sercu odłożył „Życie Komunalne” do zasobnika z prasą.Oto jeszcze jeden sygnał, że mimo pewnych mających tu i ówdzie miejsce drobnych nieporozumień, generalnie proces wdrażania strategii mieszkaniowej dla Polski na lata 2005-2010 przebiega pomyślnie.Piękna była w liście dyrektora ta metafora o trzydziestodwuręcznej istocie - myślał prezydent.- To jak powrót do korzeni, do najgłębszych komunalnych tradycji naszych przodków, którym samobójczy pęd do społecznej dezintegracji, pragnienie odizolowania się od innych we własnym pokoju był zupełnie obcy i którzy śpiąc wspólnie w jaskiniach, ogrzewali się wzajemnie i iskali z czułością, czerpiąc zapewne z tego wspólnego ciepła i z tej wymiany higienicznych świadczeń takie poczucie bezpieczeństwa i więzi, jakie dziś dyrektor Huty Warszawa odkrywa na nowo.Prezydent czuł, że takie odkrycia dokonują się obecnie w dziesiątkach tysięcy polskich domów, tylko może nie wszyscy potrafią wyrazić swoje uczucia z wrażliwością równą dyrektorowi Czerwińskiemu i nie wszyscy piszą listy na ten temat.Prezydent przebiegł palcami po innych tytułach mieszczących się w zasobniku:„Wspólna Filipinka”.To można zostawić na jutro - zdecydował prezydent.„Blaski i cienie życia w sześciokątach”, dwutygodnik.A to coś nowego.- wyciągając czasopismo z zasobnika, Aleksander Kwaśniewski przez kilka sekund trwał w przekonaniu, że za chwilę dowie się czegoś o nowych formach architektury wnętrz, jednak już po otworzeniu pierwszej strony otrząsnął się z tego złudzenia, a następnie dość długo i uważnie studiował zawartość „Blasków i cieni”.Zdecydowanie było to czasopismo dla zaawansowanych, którzy przetrenowali już wszystkie konfiguracje w trójkątach, czworokątach i pięciokątach.Dotarłszy do rozkładówki, Aleksander Kwaśniewski zaczął przekręcać czasopismo do góry nogami, na bok i na ukos, a mimo to nadal nie był pewien, czy w pełni rozumie zawiłą geometrię całego układu.Cholera, szewc bez butów.Chyba zostałem w tyle za znaczną częścią społeczeństwa - prezydent poczuł lekkie zaniepokojenie.- Ale kiedy ma człowiek trenować? A to obrady Rady Federacji Województw, a to się trzeba po nocach przygotowywać do wystąpień na forum NSKC PZPEr (od aut.- Niezależny Samorządny Komitet Centralny PZPEr), a na urlopie ledwie się jakiś trójkącik zarysuje, już trzeba z powrotem do Warszawy.Żeby się bardziej nie frustrować i nie zaburzać pracy jelit, Aleksander Kwaśniewski odłożył dwutygodnik na swoje miejsce.„Powszechny Tygodnik Komunalny”.Eeee, to PAX wydaje, cholernie długie mają artykuły.„Imperium Spółdzielcy”.Ciekawe, ale nie na dzisiaj.Aleksander Kwaśniewski już sięgał po „Twój Czerwony Styl”, kiedy jego uwagę przykuł „Miś Komunalny”.Na okładce tego zabawnego pisemka dla dzieci dwa niedźwiedzie podawały sobie łapy.Jeden niedźwiadek z obrazka - ten po lewej stronie - był pulchniutki i uśmiechnięty, a drugi - ten z prawej - chudy, wyleniały i skrzywiony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]