Home HomeCrichton Michael Norton N22 (SCAN dal 739)Norton Adre Mroczny muzykantCrichton Michael Norton N22 (2)Norton N22 Michael Crichton (2)Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Mistrz Harfiarzy z PernOrson Scott Card Mistrz Piesni by mirmor[rtf]McKillip Patricia A Mistrz zagadek z Hed (SCAN dalMcKillip Patricia A Mistrz zagadek z HedWeber DavAlbert Einstein Relativity
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bibliotekag2.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Miał śpiwór, derkę z Ziemi, zestaw pierwszej pomocy, latarkę, prymus z trzema zapaso­wymi nabojami i manierkę z oczyszczoną wodą.Będzie musiał goto­wać wodę, chemiczne oczyszczacze przepadły razem z resztą zapa­sów.Dawał już sobie jednak radę w gorszych warunkach, a i zwierzęta potrafiły zadbać o siebie.Była tu przecież jakaś fauna - przerośnięty kuzyn królika, za­mieszkujący skały, którego upolowali po drodze, stworzenie podobne do jelenia, które ustrzelił z łuku, stepowe kury, chociaż tych trzeba sporo, żeby zaspokoić głód.Ale wszystkie zwierzęta na Arzorze wę­drowały wraz z wodą, będą więc musieli dotrzeć do nadrzecznych równin przed Wielką Suszą.Storm siedział ze skrzyżowanymi nogami przy posłaniu Surry.Hing wcisnęła pyszczek w koszulę pana mrucząc smutno do siebie.Nie znaleźli nawet torby, w której jeździł Ho, i zwierzak bardzo tę­sknił za przyjacielem.Ziemianin gładził szorstkie futro przyglądając się zalanemu wodą, południowemu krańcowi doliny.Na wydostanie się przez tunel musieliby jeszcze długo czekać.Storm zdjął Hing z kolan i sięgnął po lornetkę.Omiótł jeszcze raz wzrokiem okolicę.Coś było nie tak, chociaż trudno mu było spre­cyzować swoje wrażenie.Wydawało mu się, że przedtem wyglądało tu jakoś inaczej.Przyjrzał się wysokim ścianom.Sprawny wspinacz mógł się tamtędy przedostać, ale nie było mowy o przeprowadzeniu konia.Jeżeli na północy nie było jakiegoś przejścia, to tunel pozosta­wał jedyną drogą na zewnątrz.A iść na północ znaczyło zapuszczać się dalej w nie zbadane tereny.Samotność nie była dla niego niczym nowym.Przez cale do­tychczasowe życie przeszedł sam.Łatwiej zresztą znosił wyprawy ze swoimi zwierzętami, niż pobyt w takim ludzkim mrowisku, jakim było Centrum.Ale w tej dolinie było coś, z czym nie spotkał się przedtem, nawet na obcych, opanowanych przez wroga planetach, gdzie żył w ciągłym niebezpieczeństwie.To coś tkwiło w rumowi­skach, skalnych ścianach i nie był nawet specjalnie zaskoczony, że na pagórku znalazł tylko trupy.To miejsce przyciągało śmierć.Wszy­stkie zmysły, całe jego ciało pragnęło wydostać się stąd.Gdyby nie Surra, która nie zniosłaby takiej podróży, wyruszyłby natychmiast.Postanowił rozpalić ognisko.Nie tylko, żeby wysuszyć przemok­nięte rzeczy i ogrzać się w czasie chłodnej, przesiąkniętej wilgocią nocy.Ogień był pierwszą, najstarszą bronią przeciwko nieznanemu.Zaczął coś mówić, potem słowa zamieniły się w pieśń, starą pieśń, która chroniła przed czymś, co czyha w mroku.Słowa, których nie mógł pamiętać, teraz przychodziły łatwo, układając się w kojący rytm.Nagle Baku, siedzący wysoko na skale poruszył się.Surra pod­niosła głowę i zastrzygła uszami.Storm sięgnął po emiter.Plecy oparł o ścianę, z prawej strony chronił go wysoki głaz.Drugą ręką wyciągnął nóż.Atak musiał być bezpośredni.Gdyby to był łucznik, już zacząłby strzelać.- Eruoooo.! - zawołanie odbiło się echem.Słyszał je już nie raz i nie potrafił powtórzyć.Storm, nie tracąc czujności, z palcem na spuście emitera, patrzył na zbliżającą się postać, ledwie widoczną w gęstniejącym mroku.Gorgol dotarł do nich i opadł na skraj posłania Surry.Prawe ramię przyciskał do piersi, lewa ręka sygnalizowała z trudnością.- Wróg.po powodzi.zabili.wszyscy martwi.- Tak jest - odpowiedział Storm.- Pozwól obejrzeć ranę, wojowniku.- Oparł chłopca o głaz i zbadał pospiesznie ranę, świa­tło dnia słabło z minuty na minutę.Na szczęście, na ile mógł się zorientować, była czysta, żaden ze zdradzieckich haczyków nie pozo­stał w ciele.Przemył ją resztkami czystej wody i obwiązał.Gorgol westchnął i przymknął oczy.Storm wyjął blok skoncentrowanej żyw­ności, odłamał kawałek i włożył w zdrową rękę Norbisa.Kiedy tubylec znowu otworzył oczy, Storm zadał najważniejsze pytanie:- Nitra odeszli? Czy dalej są tutaj?- Nie Nitra - Gorgol zdecydowanie potrząsnął głową.- Nie Nitra zabijali.nie Norbisowie.Storm przysiadł na piętach lustrując upstrzone mrowiskami pu­stkowie.Przez moment z jego niejasnych obaw wysnuło się przeraża­jące przypuszczenie: ludzie z Zamkniętych Grot? Może jakieś wrogie siły, które pozostawili tu na straży? Skrzywił się.Ludzie na wzgórzu zostali zabici strzałami, rana, którą przed chwilą opatrzył, pocho­dziła od tej samej broni.Przesądy walczyły w nim z rzeczowym podejściem.- Nie Norbisowie?- Nie Norbisowie, nie Nitra.- jednak dobrze odczytał znaki tubylca.Chłopiec sztywno poruszył prawym ramieniem i nadał obiema rękami: - Przyszli ludzie z daleka.jak ty!Ale strzały? Rytualne okaleczenie zwłok.?- Widziałeś ich?- Widziałem.na górze.woda wysoko, wysoko! Ludzie przy­szli po deszczu.mieli to - wskazał puklerz ze skóry jorisa - jak Norbisowie.mieli łuki.jak Norbisowie.ale nie Norbisowie.Myślę, Rzeźnicy z Gór.kradną konie.kradną frawny.zabijają.mówią, że to Norbisowie.Znaczą trupy jak Norbisowie.Strzelali.Gorgol padł jak martwy.ale najpierw zabił jednego! - Oczy mu zabłysły - Gorgol teraz wojownik! Ale za dużo.- rozpostarł palce, żeby pokazać liczebność wrogów.- Rzeźnicy z Gór! - powtórzył głośno Storm, a Gorgol musiał odgadnąć znaczenie słów, bo potwierdził z przekonaniem.- Są jeszcze tutaj?- Nie jest tak.Oni odeszli - wskazał na północ.- Myślę, że tam mieszkają.Nie chcą, żeby poznać ich kryjówkę.więc zabijają.No cóż, jeszcze jeden powód, żeby nie szukać wyjścia na północy.Palce Gorgola mówiły dalej.- Mają jeźdźca.on związany.może chcą zabić, żeby karmićzłe duchy - zawahał się i dodał przerażający znak, który Storm po raz pierwszy ujrzał w wykonaniu Sorensona: - MIĘSO.Indianin słyszał, że niektóre plemiona Norbisów dla uczczenia lub przebłagania demonów, ceremonialnie pożerały swych jeńców.Większość szczepów uważała te praktyki za ohydne i toczyła nie kończącą się wojnę z kanibalami.W umyśle Norbisa pojęcie zła było tak ściśle związane z MIĘSEM, że wysunięcie takiego przypuszczenia było dla Gorgola czymś oczywistym.- Nie jest tak - sprostował Ziemianin.- Rzeźnicy nie jedzą więźniów.Ten jeniec był z równin?- Poganiacz - przytaknął Gorgol.- Są blisko osadnicy Możemy ich znaleźć.powiedzieć o złych ludziach.że zabili.Gorgol spojrzał na południe.- Wiele słońc do góry.na dół.zanim dojdziemy tędy do osadników.Może być przejdziemy.Ale nie po ciemku.Nie znam terenu.Nitra na wzgórzach.Człowiek stąpa cicho, szybko, bardzo ostrożny.- zmierzył Storma wzrokiem w sposób, którego przybysz nie rozumiał.- Zgadzam się - powiedział i zasygnalizował Storm.Zapadł zmrok.Otulił Gorgola własnym śpiworem, a sam skulił się na trawie obok Surry, usypiając, jak wielekroć przedtem, z peł­nym zaufaniem, że nadzwyczajny słuch kota wychwyci każdy szmer.Prawie świtało, gdy obudził go jej słaby sygnał.Oprzytomniał od razu, umiejętność tę posiadł już tak dawno, że nie zdawał sobie nawet z niej sprawy.Cokolwiek to było, wywołało tylko zaciekawie­nie kota.Nadstawił uszu, ale słyszał tylko ciężki oddech Gorgola, stuknięcie podkowy swego konia i nagle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •