Home HomeJarosław Bzoma Krajobrazy Mojej Duszy cz.III KSIĘGA O PODRÓŻY NOCNEJWinston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]Jarosław Bzoma Krajobrazy Mojej Duszy cz.V KSIĘGA O PODRÓŻY NOCNEJOkakura Kakuzo Ksiega Herbaty tlum Konrad TlatCaine Rachel Wampiry z Morganville księga 9 Gorycz Krwiksiega est pełna wersja Luke Rhinehart(54) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Stara księgaSekty I N R R Jako Problem Teolw strone milosci montgomeryFL ActionScript Ref
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Po południu odrabiali lekcje, bo ojciec też musiał rozwiązywać zadania i pisać ćwiczenia prawie tak trudne jak Karlika.Pisał także klasówki i strasznie się bał dwój, jeszcze więcej niż Karlik.Zagwizdała syrena kopalniana.To szósta godzina.Trzecia zmiana kończy pracę.Gdyby zamknąć oczy, można by pomyśleć, że jest się znów na Śląsku.Ale nie, tu wszystko inne.I kopalnia, i górnicy.W chwilach, gdy przejaśniają się kłęby mgły, widać, jak z bramy kopalni wysypują się górnicy.W swych kurtkach i okrągłych hełmach podobni są z góry do niemrawych żuków.Teraz rozchodzą się na dwie strony.Jedni idą w górę szosy wzdłuż ogrodzenia, na zachód — to górnicy z Miedzianego Pola.Drudzy maszerują tuż koło Wilczej Góry, na północ — to górnicy z Wilczkowa i Jeżynowa.Idą tym samym długim, trochę kołyszącym się ze zmęczenia krokiem, co górnicy z Zabrza, ale w swych ukurzonych na biało i rdzawo kurtkach bardziej przypominają młynarzy czy murarzy niż „prawdziwych” górników.Tylko hełmy na głowach i lampy w rękach świadczą, że to rodzeni bracia tamtych ze Śląska.Zresztą w Zabrzu nie spotyka się górników w roboczym rynsztunku poza kopalnią.Lampy zostawiają w lampiarni, kurz i brud w łaźni, ubiór górniczy w szatni, na ulicę wychodzą w czystych mundurach lub ubraniach.W Wilczej Górze nie ma jeszcze ani lampiarni, ani łaźni, ani szatni.„Dziadowska kopalnia” — powiedziałby Karlik, gdyby nie to, że ojciec jest jej kierownikiem.Swoją drogą, to dziwne, jak się pomyśli, że ci maszerujący tam w dole ludzie jeszcze niedawno chodzili gdzieś głęboko pod tą górą, na której Karlik siedzi.Teraz już wie, skąd wzięła się nazwa „górnik”, czego na Śląsku nie mógł wcale zrozumieć.Chyba stąd, że dawne kopalnie kruszcowe znajdowały się przeważnie w takich górach jak ta.Karlik zszedł pomału z Góry i skręcił do starych kamieniołomów.Po ich surowych ścianach obsuwały się mgły i dogasały gdzieś na dnie.Może dlatego kamieniołomy wydały mu się dziś większe i głębsze.Z boku, w ścianie, czernił się loch Dzikiego Szybu, raz po raz przesłaniany obłokiem mgły.Karlik zatrzymał się i wpatrywał weń z obawą i ciekawością.Od wczoraj nabrał więcej szacunku dla Dzikiego Szybu, koło którego tyle razy przechodził obojętnie.Nie wiadomo, jakie tam jeszcze kryją się tajemnice.Miksa i Joniec przysięgają, że widzieli światło na dole.Mikołaj opowiadał, że zniknęła drabina.To prawda, że mogła zbutwieć i po prostu rozleciała się ze starości, ale równie dobrze mógł ją ktoś umyślnie zdjąć.Kto? Ten, komu zależało, żeby mu nikt nie przeszkadzał na dole.Karlik przypomniał sobie tajemniczego mężczyznę w nieprzemakalnym płaszczu.Może on ma coś z tym wspólnego? W każdym razie Gola może się pożegnać z piłką.— A to co?! — Karlik omal nie krzyknął ze zdziwienia.— Patrzcie no! — Tuż przed sobą zobaczył nieszczęsną pompkę.Leżała sobie najspokojniej i najzwyczajniej w świecie na najwidoczniejszym miejscu.Musiał ją zostawić w czasie gry w piłkę.Podniósł ją z głupią miną i pomyślał o ojcu.Nie ma co, ładnie go urządził.Dymał staruszek ponad dwadzieścia kilometrów na rowerze w takim górzystym terenie paskudną szosą, po ciemku.W dodatku rower ciężko chodzi.Karlik nie pamięta już nawet, kiedy go oliwił i czyścił.A gdyby rower był zepsuty? To co? Strach pomyśleć.Pokręcił głową i nękany wyrzutami sumienia, z pompką na ramieniu, ruszył naprzód.Nagle nogi wrosły mu w ziemię.O kilka kroków od siebie zauważył człowieka w płaszczu, pochylonego nad ziemią.Usłyszawszy chrzęst kroków, nieznajomy podźwignął się szybko.Na widok Karlika skrzywił się niezadowolony i zaczął pomału ocierać ręce o płaszcz.„To ten sam” — pomyślał Karlik czując, że robi mu się zimno.Po raz pierwszy widział go z bliska.Nie wydawał mu się tak wielki, jak wtedy wieczorem.Był nawet niższy od ojca, tylko grubszy.Miał gęste brwi i brzydką, ziemistą, pełną krost cerę.Patrząc jak zahipnotyzowany na rękę nieznajomego, którą tamten wsunął powoli w kieszeń płaszcza, Karlik zaczął cofać się tyłem, tuż przy ścianie kamieniołomów.„Teraz wyjmie spluwę i zastrzeli mnie jak psa” — pomyślał przerażony.— Poczekaj no, braciszku! — odezwał się nieznajomy nie wyjmując ręki z kieszeni.— Czego tutaj szukasz, tak rano?— Ja.ja.ja zgubiłem o, to.— wyjąkał Karlik podnosząc pompkę.— Dam ci radę, braciszku — uśmiechnął się dziwnie nieznajomy.— Lepiej nie pętaj się koło tego szybu i powiedz to samo swoim koleżkom.Bo może się wam jeszcze co złego przytrafić.Zrozumiałeś?— Ta.tak, proszę pana.Człowiek odwrócił się, jakby uważał rozmowę za skończoną, i wyciągnął z kieszeni papierośnicę.Karlik ruszył z powrotem, oglądając się nieznacznie.Nogi miał jakieś zesztywniałe, jakby nie swoje.U wylotu kamieniołomu obejrzał się ostatni raz.Nieznajomy stał w tym samym miejscu z papierosem w ustach i bawił się kamykiem podrzucając go na ręce.„Co robić? — myślał gorączkowo Karlik.— Trzeba coś robić.Nie ma dwu zdań, że ten człowiek to.Ten jego wzrok, te krosty.i jaki bezczelny.Nic się nie zląkł! Jeszcze odgrażał się”.Karlik zacisnął zęby i pobiegł do Malinowskiego.Malinowski był w ubraniu górniczym i w hełmie.Właśnie przyszedł ze zmiany i zabierał się do mycia.— Proszę pana.trafiłem na szpiega.w starych kamieniołomach!Malinowski popukał się w głowę.— Dostałeś fisia na punkcie szpiegów.— Rozmawiałem z nim!— Ho, ho!.I nie przychwyciłeś go?— No.jeszcze nie.— O, a dlaczego?Karlik zaczerwienił się.Nie mógł przecież powiedzieć, że on zląkł się szpiega więcej niż szpieg jego.Wyjąkał więc:— Bo.bo nie chciałem go płoszyć.Mógłbym popsuć.Najpierw trzeba śledzić, żeby.żeby zebrać jak najwięcej dowodów i.żeby cała siatka wpadła.— Hm — chrząknął Malinowski.— Widzę, że orientujesz się nieźle w tej robocie.A cóż ten szpieg robił?— Stał i.— dopiero teraz Karlik uświadomił sobie, że właściwie nie widział, co szpieg robił.— No, stał i.i schylał się.ręce miał brudne.ocierał o płaszcz.— Ho, ho, jednym słowem, przychwyciłeś go na brudnej robocie — uśmiechnął się szyderczo Malinowski.— Ale nie powiedziałeś mi jeszcze najważniejszego.Jak on wyglądał? Znaki szczególne?— No.niski, grubawy, z czarnymi brwiami i krostami na twarzy.w jasnym, nieprzemakalnym płaszczu.Aha, i jeszcze mówił do mnie: „braciszku”.Malinowski wybuchnął serdecznym śmiechem.— A niech cię! Muszę mu o tym powiedzieć!— Nie rozumiem, pan go zna?— Jakżeby nie! To inżynier Bolesławiec z Instytutu Geologicznego z Warszawy.Prowadzi u nas poszukiwania mineralogiczne.Karlik poczerwieniał.Zrobiło mu się głupio.To się nazywa kompromitacja na całego.Malinowski powie o tym temu tam.Bolesławcowi i będą się obaj śmiać z Karlika.— Niech pan mu o tym nie mówi — wykrztusił.— Powiem.— No, to ja powiem ojcu, że pan się kocha w Barbórce.— Ach, ty gałganie — zaśmiał się Malinowski — szantażujesz mnie! No dobrze, więc nic nie powiem.Uspokojony przynajmniej pod tym względem, Karlik zbiegł szybko po schodach.Ledwie jednak znalazł się znów na świeżym powietrzu, podejrzenia co do Bolesławca nawiedziły go z jeszcze większą siłą.No, bo co z tego, że Malinowski go zna? Po prostu dobrze się zamaskował, ma papiery.wkręcił się.Tym więcej jest niebezpieczny.Nie.taki typ jak on nie może być zwyczajnym geologiem.Karlik zna się na ludziach!* * *Co teraz robić? Chyba jednak naprawdę wybierze się z tego wszystkiego do szkoły.Zresztą musi się i tak zobaczyć z Wiktorem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •