Home HomeSmith Lisa Jane Pamiętniki Wampirów 06 Dusze cieni (bez korekty)Smith Lisa Jane Pamiętniki wampirów 07 Północ [ofic]Niemcewicz Julian Ursyn Pamiętniki czasów moichŁuszczewska Jadwiga Pamiętnik 1834 1897Popioly ZeromskiHistoryczne Bitwy Psków 1581 1582 Dariusz KupiszTerry Pratchett Ciekawe czasySmith Wilbur KatangaChristie Agatha Trzynascie zagadek (2)Honderich Ted Ile mamy wolnosci.BLACK
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nagle ojciec Honoratki uchwycił w geście rozpaczy moje ręce. Przebacz, jeśli potrafisz.Przebacz mnie i żonie  powiedział przygarbiony,posiwiały. Jestem winny.Odtrąciłem ją, kiedy potrzebowała pomocy.Spojrzałem na niego czegoś nie rozumiejąc. Wyklęliśmy Honoratę za to, że była w ciąży  powiedział, nie podnoszącoczu.Ziemia uciekła mi z pod nóg.Byłem jak ogłuszony.W moim wnętrzu rozwarłasię bezdenna czeluść, której zapewne nigdy niczym nie da się zasklepić.Porwane i rozwichrzone myśli i strzępy wspomnień zaczęły się układać w dramatyczny,logiczny ciąg.Mój przedłużający się pobyt, brak zaproszenia, obecność doktor Elżbiety, októrej nie sposób, aby czegoś nie zasłyszała.Kłopoty z zaliczeniem egzaminu,samotność, której żywiołowo nie znosiła.Wreszcie naiwne, i niefortunne zwierzeniesię rodzicom z tego, co jakże niesłusznie ukryła przede mną.Zresztą może myślała,że nie zaakceptuję tej ciąży? Może sądziła, że ta wiadomość wywrze zły wpływ naprzebieg mego leczenia? Takie myślenie było do niej podobne.Gdy odzyskałem oddech, dotarła do mnie miażdżąca prawda, że to, coskłonny byłem uważać za dziecinadę, dziecinadą z jej strony nie było.Pytała wszak,dlaczego się z nią nie ochajtnąłem.Prosiła wszak, abym ją posiadł, jak mąż żonę.Abyśmy, na koniec, przed moim wyjazdem, tak to właśnie robili.Moja słodkaHonorata! Nie byłaś mi przeznaczona.Twoja łódz, zanim ją zatopiono, musiałapokonać więcej niesprzyjających wiatrów i groznych uderzeń bocznych fal, niżpotrafiłem to przewidzieć i sobie wyobrazić.Nie miała szans pokonać ostatniegouderzenia.Obserwowano cię.Nieumyślnie wystawiłem cię na pierwszy ogień.Odwróciłem się od rodziców Honoraty, głucha wściekłość odebrała mi nachwile rozum i wolno od nich odszedłem.Gdybym tego nie zrobił, mógłbym zabić.Nie obchodził mnie ich ból, ani to, co o mnie pomyślą.Bałem się spojrzeć raz jeszczeza siebie, na świeżo usypaną mogiłę.To nie prawda, że ciebie nigdy nie widziałem Honoratko.Widziałem cię.Byłaśpiękna, wspaniała i jedyna.Mam w pamięci twój wizerunek, którego niestety jużnigdy nie będę mógł dotknąć.Zdobyłem cię i to była moja klęska.Kocham cię.Wybacz i żegnaj! Po szalonym napięciu i wyczerpaniu wszystkich sił w bezsilnejfurii wpadłem w stan całkowitego otępienia.Przesiadywałem całymi dniami i nocamiw domu, na wabia.Gdyby mnie napadnięto poza domem byłbym bez szans.W domuinspektor wbrew przepisom wręczył mi rewolwer. Może mnie za to nie wsadzą.To na wypadek, gdyby interwencja nasza sięprzedłużała  powiedział.Tropiłem w mieszkaniu najdrobniejsze ślady obecności Honoratki.Chusteczki, książkę, którą czytała, kieliszek, z którego piliśmy wino.Znalazłem bursztynowynaszyjnik i upadłszy na kolana zalałem się łzami.Po chwili odnalazłem lusterko, wktórym się Honoratka przyglądała i roztrzaskałem je na drobne kawałki.Czy jestemszalony? Nadsłuchiwałem i wydawało mi się, że idzie, że zawoła na mnie tym swoimprzedziwnie dziecięcym głosem.Szukałem pod nocnym okryciem samotnika śladujej ręki.Błąkał się jeszcze zapach zielonych płatków kwiatów, perfum, którychużywała.Ty jesteś tu teraz ze mną, w jednym łóżku, ty moja najpiękniejsza.Muskamtwoją jędrną, czystą, jedwabistą skórę, leżę pod twoją kołdrą, grzeję się ciepłemtwego ciała.Twoje długie nogi, długa szyja, niewielka głowa.Przekręcasz się na wznak, jak żona do męża, przyciągasz mnie, żebym legł natobie, żebyśmy się połączyli, żeby& Pozwól mi wywołać cię w pamięci taką, jaką nazawsze powinnaś w niej zostać.Dodawałem sam sobie otuchy, jak człowiekzaskoczony i odcięty nocnym pożarem od rychłej pomocy.Dostawałem kręćka.Wreszcie zasnąłem i nie przypominam sobie, abym coś śnił.Obudziłem się na dużo przed świtem.Dusiło mnie jarzmo wspomnień.Miałemwyrzuty, czułem do siebie wstręt i pogardę.Ale coś się we mnie przetasowało, a wmózgu niespokojna, bezpłodna i bezkształtna kotłowanina myśli zaczęła się układaćw rozumny punkt widzenia.Pewna nawracająca myśl, jak gdyby zrodzona podczassnu, prześladowała mnie.Postanowiłem, zerwać z przeszłością, natychmiast, już,zaraz, tak, jak zrobiła to spontanicznie Honoratka wobec swojej partnerki i rozpocząćnowe życie, tak, jak tego ode mnie oczekiwała.Miałem jednak przed tym pomścić ją i dziecko.Ta myśl mnie opętała izniewoliła.O paradoksie, dodała sił! Nieznajomy, telefoniczny szantażysta milczał.Wychodziłem jedynie na krótko z psem i robiłem zakupy.Inspektor Kozlak upewniłmnie, że mam obstawę.W moim przekonaniu chroniła mnie bezpośrednio Sonia.Dlatego prowadzałem ją bez kagańca.Któregoś dnia poczułem nosem, że nieopodalmnie, po raz trzeci z rzędu, kręci się ten sam mężczyzna.Był zbyt daleko, bym mógłsię mu przyjrzeć.Wciąż jeszcze nie miałem okularów ze zmienną optyką.Nieuciekłem do domu.Nie zależało mi, szukałem konfrontacji, bez względu na cenęchciałem bandytów wystawić policji. Sonia szarpnęła i stanęła na tylne łapy.Spojrzałem za siebie.Widziałem jakprzez mgłę.Ktoś biegł, a ktoś inny usiłował mu w tym przeszkodzić.Ktoś runął naziemię, zabrzęczało żelastwo, a ten drugi stanął tuż obok mnie.Ten sam zapach.Nareszcie widziałem jego twarz.Byłem bezbronny. Strzelaj, bydlaku!  krzyknąłem. Niech pan uspokoi psa, bo mi przegryzie rękę  usłyszałem nienawistny głosz telefonu. Bandytów już ujęto.Myślę, że nie da mnie pan wsadzić.Być możeuratowałem w ostatniej chwili pańskie życie. Kim pan jest?  krzyknąłem, nie wierząc własnym uszom. Zazdrosnym mężem jednej z pańskich klientek  usłyszałem w odpowiedzi. Sonia, puść!  upomniałem psa trzymającego wciąż w pysku rękawnieznajomego. Dziękuję  powiedział do nieznajomego inspektor Kozlak. Bardzo panpomógł.Mamy czterech.Zamelduję o tym nadinspektorowi.Czy panowie się znają? spytał od niechcenia. Nie  zaprzeczyłem. Dziękowałem temu panu za pomoc.W tydzień pózniejstałem na peronie dworca kolejowego z dwoma walizkami i Sonią u nóg.Jej pobytbył wpisany w warunki trzyletniego kontraktu, który zawarłem z bardzo znaną wświecie firmą kosmetyczną pod Paryżem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •