Home HomeSmith Lisa Jane Pamiętniki Wampirów 06 Dusze cieni (bez korekty)Smith Lisa Jane Pamiętniki wampirów 07 Północ [ofic]Niemcewicz Julian Ursyn Pamiętniki czasów moichMigar Michał Erotyczny pamietnik masażystyHeinlein Robert A Luna to surowa pani (2)Robert Jordan Oko Swiata t.1Lem Stanislaw Golem XIV (SCAN dal 1103)Dean R. Koonz Tunel strachuUroki zycia ZeromskiKosinski Jerzy Gra (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • styleman.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Ale jeżeli nie określam, jakimi były moje cierpienia, to mogę powiedzieć, j a k i m i n i eb y ł y.Nie były nigdy ani romansowe, ani spowodowane krytyką literacką.Romansowymibyć nie mogły, bo między rodzicami a mną istniał stosunek tak bezgranicznego zaufania, żekogokolwiek wybraliby rodzice, na tego byłabym przystała bez namysłu, a kogokolwiekwybrałabym sama, na tego rodzice byliby się niezawodnie zgodzili.Ale ani jeden, ani drugi ztych wypadków nigdy się nie zdarzył.Zanadto byłam przejęta moim powołaniem, aby mogło mnie skusić jakiekolwiek inne, aponieważ rodzice w łaskawości swojej nie pragnęli pozbyć się mnie z domu, więc mogłam wnim pozostawać, wierna ich służbie i Duchowi Pieśni.Co do krytyk literackich, te nigdy, przenigdy nie napędziły mi chwili goryczy, bo jeślipisałam, to nie dla p o w o d z e n i a, ale jedynie z poczucia o b o w i ą z k u.Dobrzerozumiałam, że jak z początku nadto mnie chwalono, tak pózniej nadto ganiono, potem nadtomilczano  wszystko to były rzeczy przewidziane od samego początku.Przesuwały się teżone koło mnie bez żadnego wpływu na moje życie ani pracę, jak potok, co pędzi koło dróżki,ale nie może jej zabrać, bo dróżka idzie wyżej na pochyłościach górskich.Nie sztuka też to była mieć trochę filozofii, kiedy posiadałam rodziców, którzy ciągleujmowali się za mną, którzy o każdą moją krzywdę gniewali się całym sercem.Aatwo miećodwagę temu, co stoi za murem.8.W jesieni 1862 roku, za rządów margrabiego Wielopolskiego, stosunki społeczne itowarzyskie stały się tak naprężone, tak dla nas niemożebne, że moja matka i ja musiałyśmyopuścić Warszawę i udałyśmy się do Włoch, gdzie też, wedle zdania doktorów, miało siępolepszyć zdrowie mojej matki, bardzo już od kilku lat podupadłe.Mój ojciec, niestety, niemógł nam zaraz towarzyszyć, ale miał na wiosnę połączyć się z nami.Wrażenia z Włoch uniosłam dziwne.Dzieła ludzkie, jako to: gmachy, rzezby, obrazy, nadwyraz mnie zachwyciły.Ale do tamtejszych ludzi, do tamtejszej przyrody i klimatu niemogłam przywyknąć.Prawda, że ów klimat, zamiast pomóc mojej matce, zaszkodził jejsrodze, co niezmiernie zasępiło naszą podróż.Opisałam ją całą, ale w tym opisie ledwie kilka ustępów można z zajęciem odczytać, resztapowinna pójść do mauzoleum.Prawda, że wrażenie też było niezupełne, poznałam tylkoWenecję, Mediolan, Genuę i Florencję.Rzymu nie widziałam.Miałyśmy tam jechać dopierona Wielkanoc, razem z ojcem, tymczasem już w początku roku 1863 gromem spadła na naswiadomość o zbrojnym Powstaniu i zamiast żeby ojciec miał do nas przyjechać, myśmy coprędzej do niego powróciły, bo w chwilach niebezpieczeństwa możnaż nie być razem? A przytym, godziłoż się Polkom odpoczywać w Auzonii, podczas gdy w kraju krew się leje?Mimo burz, utrudniających żeglugę powrotną, nim skończył się marzec, byłyśmy wWarszawie.A wracałyśmy już nie do tego Saskiego Pałacu, gdzie nam osiemnaście latspłynęło; w ciągu zimy rząd go zakupił i dla wojskowych przeznaczył.Po niejakiej tułaczceprzenieśliśmy się na drugi koniec Saskiego Ogrodu, do domu Zwejgbauma, jednego z dwóch,27 co stoją koło %7łelaznej Bramy.Mieszkanie na pierwszym piętrze, z gankiem i widokiem nazieloność, było bardzo piękne, ale w rozkładzie niewygodne i od strony ogrodu smutne.Ach, nie próżno smutne! W domu tym spotkać nas miały największe nieszczęścia.Anaprzód, w ciągu lata, ciężko zachorowała i wkrótce zeszła z tego świata moja siostra.Do tejżałoby domowej dołączyły się czarne dni i czarne noce owego strasznego roku.Nastałyaresztowania i wywożenia, aż przyszła taka noc listopadowa, kiedy i do nas zadzwoniono.Służący spał już dawno.Myśmy jeszcze siedzieli we troje wkoło lampy i głośno czytali PanaTadeusza.Gdy mój ojciec otworzył, w progu pokazał się oficer  sień, schody i dziedziniecbyły pełne żołnierzy.28 IVNA WYGNANIUCałej by książki potrzeba, i to niemałej, ażeby wiernie opowiedzieć naszą wygnańcząwędrówkę.Chciałabym kiedyś tę książkę napisać (jeżeli życia na to starczy), dziś króciuchnytylko jej szkic podam, a najprzód nadmienię, że w owym czasie doznałam niesłychanychcierpień, ale i największego w życiu szczęścia.Cierpieniom nikt nie zaprzeczy.Widzieć najdroższą sobie istotę aresztowaną, uwięzioną,porwaną w nieznane strony, to są wrażenia, których ludzka mowa nie wyrazi.Jak tylko dowiedziałyśmy się, że mój ojciec ma być wywieziony, w tejże chwili zajaśniałami myśl jechania z nim razem.Niecierpliwość mnie ogarnia, kiedy ludzie nazywają ten krokp o ś w i ę c e n i e m.To nie było żadne poświęcenie, to było dogodzenie najgwałtowniejszejpotrzebie serca, to było uchwycenie się jedynej pociechy, jaka mi w tym nieszczęściuzostawała.Zresztą, czyż to nie był najprostszy obowiązek?Wprawdzie bolała mnie myśl chwilowego rozłączenia się z matką, ale rozłączenie to miałobyć krótkie; matka chciała także zjechać do nas, wprawdzie nie od razu, bo pierwej musiałaurządzić interesa majątkowe, odnająć mieszkanie, wybrnąć z owych tysiącznych powikłań,które nastają przy zupełnym przewrocie stosunków życiowych  wszakże, umówionym tozostało między nami, że jak tylko będzie jej wiadome stałe miejsce naszego pobytu i jak tylkotrochę się w nim urządzimy, zaraz i ona tam wyruszy w towarzystwie jakiego krewnego.Byłyśmy wtedy przekonane, że ojciec zostanie zesłany do jakiegoś większego miasta, nadrodze kolejowej lub gdzieś w jej sąsiedztwie.Było to złudzenie.Ach, jeszcze nie miałyśmypojęcia ani owych dróg, ani owych osiedlin! Ale w każdym razie było to szczęśliwezłudzenie, kiedy nam na długo dodało odwagi.Mnie tymczasem o to chodziło napierwej, ażeby mój ojciec nie odbywał podróży samotnie.A jednak, razem z nim wyjeżdżać z Warszawy było rzeczą niedozwoloną.Osoby wysokostojące podsunęły nam radę, ażebyśmy dogoniły ojca w drodze, a resztę zdały na Opatrzność.Z cudowną szybkością otrzymawszy paszport, puściłyśmy się obie ku Petersburgowi, i  oszczęście! w Pskowie doścignęłyśmy całą  partię wygnańców.Byli oni umieszczeni whotelu, mogłyśmy więc od razu złączyć się z moim ojcem.Psków jest miastem biednym ismutnym, ale jakże wydał mi się uroczy dzięki owemu złączeniu, owej radości, z jaką nasojciec ujrzał!Wprawdzie ta radość została znów zaciemnioną, bo tam znowu się okazało, że nie wolnorazem z wygnańcami odbywać podróży.Jednak widok mojej boleści tak jakoś wzruszyłwładze, że otrzymałam w y j ą t k o w e pozwolenie towarzyszenia memu ojcu w drodze.Nastała ciężka chwila rozstania się z moją matką; słodziła ją, co prawda, nadzieja szybkiegopołączenia, zawsze to jednak było prawdziwe dla serc naszych rozdarcie.Ach, widzę jąjeszcze łzami zalaną na  perronie.A myśmy się puścili w ową tajemną drogę, gdzie nikt nie wiedział, dokąd zmierza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •