[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Do diabła, dobrze byłoby się napić.Na przykład piwa w oszronionej butelce z taką pianą.- Tu rozczapierzył cztery palce, po czym uniósł się na łokciu i przypatrywał się Andre wcierającemu maść pomiędzy długie palce u jego stóp.- Jak idzie?- zapytał.- Prawie skończone, Wally.- Czy stopy są w kiepskim stanie?- Nie tak kiepskim jak ostatnio; skóra nie zaczęła jeszcze odpadać.- Swędzi tak, że w życiu byś nie uwierzył- powiedział Wally.Andre milczał, wobec czego Wally kopnął go piętą w żebra.- Słyszałeś, co powiedziałem?- Tak, powiedziałeś, że swędzi.- No to odpowiadaj, kiedy rozmawiam z tobą.Nie gadam przecież do siebie!- Przepraszam, Wally.Hendry odchrząknął i zamilkł na moment, po czym zapytał:- Lubisz mnie, Andre?- Wiesz, że tak, Wally.- Jesteśmy przyjaciółmi, co, Andre?- Oczywiście, wiesz przecież o tym.Wyraz twarzy Hendry'ego zmienił się: znudzenie zastąpiła chytrość.- Nie masz chyba nic przeciw temu, że proszę cię o zrobienie paru rzeczy dla mnie, na przykład nałożenie maści na moje stopy?- Ależ nie, to przyjemność, Wally.- Przyjemność, co?- W głosie Hendry'ego można było wyczuć zjadliwość.- Lubisz to robić, nie?Andre spojrzał na niego lękliwie.- Nie mam nic przeciwko temu- powtórzył.- Lubisz mnie dotykać, Andre?- Belg przestał wcierać maść i nerwowo wytarł dłonie w ręcznik.- Zapytałem, czy lubisz mnie dotykać, Andre? Czy może masz czasami ochotę na to, abym ja dotykał ciebie?- Andre spróbował wstać, ale Wally, chwyciwszy go za kark, zmusił do pozostania na kuszetce.- Cholera jasna, odpowiedz mi, lubisz mnie dotykać?- To boli, Wally- wyszeptał Andre.- Powinieneś się wstydzić, wstydzić jak diabli!Wally uśmiechnął się.Chwycił Andre za obojczyk i ścisnął z całej Siły.- Proszę, Wally, proszę- zajęczał Belg, wijąc się z bólu.- Uwielbiasz to, co? Dalej, odpowiedz mi!- Tak, Wally, lubię to.Ale proszę cię, przestań, to boli.- A teraz powiedz mi prawdę, laleczko, czy robiłeś to już przedtem tak na poważnie?- Przyłożył kolano do pleców Andre i przycisnął go do kuszetki.- Nie!- wrzasnął Belg.- Nie robiłem.Proszę, Wally, przestań już!- Kłamiesz, Andre.Nieładnie z twojej strony.- Już dobrze.Kłamałem.- Andre próbował obrócić głowę, ale Wally przycisnął mu twarz do kuszetki.- Opowiedz mi o tym, laleczko.- To było tylko raz, w Brukseli.- Kim był ten amator chłopców?- To był mój szef.Miał agencję eksportową.- Wylał cię, laleczko? Wylał cię, kiedy mu się znudziłeś?- Nie, niczego nie rozumiesz!- zaprzeczył Andre z zaskakującą pasją.- Nie rozumiesz.Opiekował się mną.Miałem własne mieszkanie, samochód, wszystko.Nie zostawiłby mnie, gdyby nie.nie stało się to, co się stało.Przysięgam, on mnie naprawdę kochał!Wally ryknął śmiechem.Bawił się doskonale.- Kochał cię! Chrystus by się popłakał.- Odrzucił głowę, niemal krztusząc się od śmiechu i dopiero po upływie dobrych paru sekund zapytał:- I co się wtedy stało między tobą a twoim wiernym kochankiem? Dlaczego nie pobraliście się i nie założyliście rodziny?- Jeszcze raz zatrząsł się od śmiechu.- Było śledztwo.Policja.aaa! To boli, Wally.- Gadaj dalej, mademołselle.- Policja węszyła i on nie miał wyboru.Miał wysoką pozycję społeczną i nie mógł sobie pozwolić na skandal.Nie było innego wyjścia; dla takich jak on i ja nigdy nie ma.Nie ma szczęścia, nie ma nadziei.- Oszczędź sobie tych bzdur, laleczko.Mów jak było.- Postarał mi się o posadę w Elisabethville, dał pieniądze, zapłacił za przelot, za wszystko.Był taki czuły, taki opiekuńczy.Ciągle pisuje do mnie.- To naprawdę piękna miłość.Wzruszasz mnie swoją opowieścią.- Nagle głos Wally'ego zmienił się, stał się szorstki.- Cóż, zapamiętaj to sobie, chłopcze, zapamiętaj dobrze: nie lubię zbokoli!- Znów zacisnął palce i Andre zaskowyczał z bólu.- Opowiem ci pewną historię.Kiedy byłem w szkole dla trudnych dzieci, był tam taki zbokol, co próbował mnie dotykać.Pewnego dnia przydybałem go z brzytwą pod prysznicem, taką zwykłą brzytwą Gillette.W innych kabinach było ze dwudziestu chłopaków, którzy wyli i śpiewali.Wrzeszczał tak samo jak tamci, kiedy puściłem zimną wodę.Nikt nie zwrócił na niego uwagi.Chciał być kobietą, więc mu pomogłem.- Głos Hendry'ego stał się ochrypły.- Chryste- wyszeptał.- Chryste, ile było krwi!Andre zaczął płakać i trząść się na całym ciele.- Nie będę próbował, Wally.Proszę cię, nic nie mogę na to poradzić, to było tylko jeden, jedyny raz.Proszę cię, zostaw mnie!- A może spróbowałbym ci pomóc, Andre?- Nie!- wrzasnął Belg.Hendry był już znudzony.Puścił Andre i zostawił go leżącego na kuszetce.Sięgnął po skarpetki.- Idę poszukać piwa.- Zasznurował buty i wstał.- Tylko pamiętaj- powiedział ponuro, pochylając się nad Andre.- Nie myśl sobie, że ze mną można próbować w te klocki, koziołku!Chwycił karabin i wyszedł na korytarz.Na werandzie hotelu natknął się na Boussiera rozmawiającego ze swoimi ludźmi.- Gdzie jest kapitan Curry?- zapytał ostro.- Pojechał do ośrodka misyjnego.- Kiedy wyjechał?- Jakieś dziesięć minut temu.- To dobrze- powiedział Wally.- Kto ma klucze do baru? Boussier zawahał się.- Kapitan rozkazał mi nie wpuszczać nikogo do baru.Wally ściągnął karabin z ramienia.- Nie wystawiaj mnie na próbę, przyjacielu!- Przykro mi, monsieur, ale muszę przestrzegać poleceń kapitana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]