[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprawił więc,że było to morderstwo.Wśród zebranych w saloniku pani Bantry rozległ się szmer grozy.Panna Marplepokiwała głową, a jej usta zacisnęły się surowo. Obawiam się, że powiedziałam o tym zbyt raptownie.Postaram się podać wię-cej szczegółów.Myśl, że to się jednak stało, wciąż mnie gnębi.Ciągle wydaje mi się, żemożna było jakoś temu zapobiec.Ale Opatrzność wie lepiej, co robi.Musiałam się więcpoddać, choć naprawdę zrobiłam wszystko, co w mej mocy.Niedługo przed śmiercią pani Sanders wszyscy z nas czuli, że nieszczęście wisiw powietrzu.To było nienamacalne, a jednak ciążyło jak ołów.Zapowiedz trage-dii.Zaczęło się od George a, chłopca hotelowego.Pracował tam od czterech lat i znałwszystkich stałych gości.Dostał zapalenia oskrzeli, potem wywiązało się zapalenie płuci po czterech dniach już nie żył.Straszne! To był cios dla wszystkich.I to na cztery dniprzed Bożym Narodzeniem.Potem pokojówka, bardzo miła dziewczyna, skaleczyła sięw palec.Przyszło zakażenie i zmarła w dwadzieścia cztery godziny pózniej.Pamiętam, że siedziałam w bawialni razem z panną Trollope i panią Carpenter,którą jak złą wróżkę bawiło przepowiadanie okropności.Wiecie, jak to jest. Zapamiętajcie moje słowa. rzekła. To jeszcze nie koniec.Znacie to powie-dzenie do trzech razy sztuka.Wiele razy mi się to sprawdziło.Umrze ktoś jeszcze, je-stem tego pewna.I to już niedługo. Do trzech razy sztuka.106Gdy tak mówiła kiwając głową i pobrzękując drutami, spojrzałam w kierunkudrzwi.Stał tam Sanders i patrzył na panią Carpenter.Nie panował nad twarzą, a ja prze-chwyciłam wyraz jego oczu.Aż do ostatniego dnia życia będę wierzyć, że złowróżbnesłowa, jakie padły w tym pokoju, nasunęły mu pomysł zbrodni.Widziałam prawie, żejego umysł zaczął gorączkowo pracować.Po chwili wszedł do pokoju i przyłączył się donas obdarzając swym czarującym uśmiechem. Czy kupić coś dla pań w Keston? zapytał. Wybieram się tam właśnie.Postał przy nas przez chwilę bawiąc rozmową i śmiejąc się beztrosko, po czym wy-szedł.Jak już mówiłam, myśl o pani Sanders nie dawała mi spokoju, zapytałam więcwprost: Gdzie jest pani Sanders? Czy widział ją ktoś z państwa?Pani Trollope odparła, że wybrała się do znajomych na brydża, więc uspokoiłam sięnieco.Około pół godziny pózniej poszłam na górę do swego pokoju.Po drodze spotka-łam na schodach dra Colesa i poradziłam się go w sprawie reumatyzmu, który trochęmi dokuczał.Weszliśmy do mojego pokoju i doktor w zaufaniu powiedział mi o śmiercipokojówki.Dyrektor hotelu trzymał to w tajemnicy przed gośćmi, prosił więc i mnieo dyskrecję.Oczywiście nie powiedziałam mu, że jest to już tajemnicą publiczną i żerozmawiałyśmy na ten właśnie temat przez ostatnią godzinę.Takie wydarzenia rozcho-dzą się natychmiast i on powinien o tym wiedzieć, ale doktor Coles był bardzo prosto-dusznym człowiekiem wierzącym we wszystko bez zastrzeżeń.Dlatego to, co powie-dział na końcu, po prostu mnie zelektryzowało.Oznajmił bowiem, że musi zajrzeć dopani Sanders, gdyż jej mąż prosił go o to przed wyjściem.Wydawało mu się, że coś jejdolega, może niestrawność.A przecież tego samego dnia Gladys Sanders powiedziałami, że z jednym przynajmniej nie ma kłopotu ma po prostu wspaniałe trawienie!Nie dziwcie się, że moje podejrzenia wróciły znowu z całą mocą.Szykował coś ale co? Doktor Coles wyszedł ode mnie tak nagle, że nie zdążyłam się zdecydować,czy powiedzieć mu o tym, czy nie.Zresztą gdybym nawet podzieliła się mymi spostrze-żeniami, czy uwierzyłby?Wyszłam z pokoju i prawie natychmiast spotkałam Sandersa.Schodził na dół.Ubrany był do wyjścia i ponownie zapytał mnie, czy nie potrzebuję czegoś z miasta.Starałam się z całych sił, by zachować się uprzejmie w stosunku do tego człowieka!Weszłam do saloniku i zamówiłam herbatę.Było pół do szóstej, jak zauważyłam.Muszę teraz zebrać myśli, by powiedzieć dokładnie, co było potem.Za piętnaściesiódma siedziałam jeszcze na dole, gdy wszedł Sanders w towarzystwie dwóch męż-czyzn.Wszyscy zdawali się pod dobrą datą.Zostawił ich i podszedł do mnie i pannyTrollope.Wyjaśnił, że chciałby się nas poradzić w pewnej sprawie.Kupił właśnie wie-czorową torebkę dla żony i chciał uzyskać od nas potwierdzenie, że to odpowiedni pre-zent na Gwiazdkę.107 Widzicie panie, jestem niezbyt obeznany, jeśli idzie o kobiece drobiazgi.Wiele latspędziłem na morzu, cóż więc mogę o tym wiedzieć? Będę bardzo paniom wdzięczny,jeśli zechcecie rzucić okiem na tę torebkę, czy będzie dobra.Przystałyśmy na to z ochotą i poszłyśmy za nim na górę do ich pokoju, gdyż niechciał znosić jej na dół w obawie, że lada moment może wrócić jego żona.Do końcażycia nie zapomnę chwili, gdy Sanders otworzył drzwi i wprowadził nas do sypialni.Zapalił światło i naszym oczom ukazał się przerażający widok.Pani Sanders leżała twa-rzą zwróconą do podłogi martwa!Podbiegłam pierwsza.Uklękłam przy niej i wzięłam za rękę, by zbadać puls.Było zapózno na jakikolwiek ratunek, ręka była zimna jak lód i zupełnie sztywna.Tuż przy gło-wie spostrzegłam woreczek napełniony piaskiem, narzędzie zbrodni.Panna Trollope zaczęła niemądrze zawodzić i jęczeć trzymając się oburącz za głowę.Sanders krzyknął Moja żona i rzucił się w jej kierunku, ale powstrzymałam gozasłaniając sobą ciało.Byłam pewna, że to jego sprawka, nie chciałam więc dopuścić, bypodchodził blisko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]