[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hej, Ash?! zawołała Leslie, jak tylko Aislinn znalazła się na tyle daleko,że musiała podnieść głos tak, by wszyscy słyszeli. Dobrze wiesz, że w tymmiesiącu nie będzie żadnego testu.Rianne pogroziła jej palcem.- Niegrzeczna dziewczynka.Przechodzący obok ludzie nie zwrócili na to uwagi, ale twarz Aislinnzapłonęła żywym ogniem.- Nieważne.Aislinn przemierzała park, myśląc o Secie i śledzącej ją Truposze.Niezwracała uwagi na to, co się działo wokół.Nagle ktoś z całą pewnościączłowiek złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie.- Czy to nie miła, ładna katoliczka& Fajna kiecka. Szarpnął jej plisowanąspódniczkę, a dwóch innych chłopaków, którzy mu towarzyszyli, się zaśmiało.- Co porabiasz, kochanie?Aislinn próbowała go kopnąć, ale nie zdziałała wiele.- Przestań.- Przestań przedrzezniali ją jego koledzy. Och nie, przestań!39ebook by katia113 Gdzie się wszyscy podziali? Zwykle o tak wczesnej porze park nie byłopustoszały.Ale w zasięgu wzroku nie widziała żadnych ludzi ani nawetżadnych wróżek.Było pusto.Otworzyła usta, żeby krzyknąć, ale napastnik zacisnął dłoń na jej szczęce.Wsunął palec wskazujący między jej na wpół rozchylone wargi.Ugryzła go.Smakował jak stare papierosy.- Dziwka! warknął, ale nie cofnął ręki.Zacieśnił uścisk, aż z wewnętrznejstrony policzka opłynęła jej krew.Chłopak po prawej się zaśmiał.- Chyba lubi na ostro, co?Do oczu Aislinn napłynęły łzy.Próbowała przypomnieć sobie, co wiedziała osamoobronie. Rób cokolwiek.Krzycz.Zasłabnij.I tak właśnie się zachowała, pozwoliłaciału opaść bezwładnie.Niestety, chuligan tylko zmienił uchwyt.I wtedy usłyszała warczenie.Tuż obok stał wilk Truposzki z obnażonymi zębami.Przypominał dużegopsa, ale Aislinn wiedziała, czym był naprawdę.Truposza przybrała ludzkąpostać.Trzymała smycz i pozwoliła pupilowi podejść do trzech bandytów natyle blisko, że mógł ich łatwo zaatakować.Jej głos był przerażająco spokojny.- Zabierz łapy.Dwóch chłopaków się cofnęło, ale ten, który trzymał Aislinn, warknął:- Nie twój interes, blond.Spaceruj dalej.Wróżka odczekała dalej, po czym wzruszyła ramionami i puściła smycz.- Jak sobie chcesz.Sasza, ręka.Wilk zacisnął szczęki na nadgarstku napastnika.Ten wrzasnął i puściłAislinn, chwytając się za krwawiące miejsce.Upadła.Bez słowa uciekli,wszyscy trzej.Wilk popędził za nimi.Tymczasem Truposza kucnęła.Wyrazjej twarzy był nieodgadniony, kiedy zapytała:- Możesz wstać?- Czemu& - Aislinn wzdrygnęła się, kiedy wróżka dotknęła jej policzka.Nie wiem, co się stało. Dziewczyna spojrzała w kierunku, w którym uciekli.Huntsdale nie było niebezpiecznym miastem, choć może w póznychgodzinach zdarzały się jakieś napady.Może brak perspektyw dlamiejscowych i nadmiar barów nakazywał omijać liczne skróty przez ciemneuliczki pózno w nocy.Mimo to napad w parku& był co najmniej dziwny.Napotkała wzrok wróżki i szepnęła: - Dlaczego?Na początku Truposza milczała, a potem, unikając odpowiedzi, wolnowyciągnęła dłoń.- Przepraszam, że nie pojawiłam się wcześniej.- Czemu& - Aislinn zamilkła, przygryzał usta i wstała.- Jestem Donia.- Ash. Rozciągnęła drżące usta w uśmiechu.- Więc chodz, Ash. Donia ruszyła w kierunku biblioteki.Trzymała się zboku, a chociaż jej nie dotykała, znajdowała się za blisko, żeby Aislinn mogłasię czuć swobodnie.40ebook by katia113Aislinn przystanęła pod jedną z kolumn, które znajdowały się po obustronach wejścia.- Nie powinnaś poszukać swojego, hm, psa?- Nie.Sasza wróci. Donia przywołała na usta grymas, który miał pewniewyglądać na uspokajający uśmiech.Potem wskazała drzwi. Chodzmy.Aislinn otworzyła zdobione drewniane drzwi, powoli się uspokajając.Wejście do biblioteki, podobnie jak kolumny przed nią, nie pasowały do małocharakterystyczniej architektury Huntsdale.Jakby jeden z ojców założycieliuznał, że miasto potrzebuje skrawka piękna w morzu obskurnych konstrukcji.Zebrało jej się na śmiech, kiedy sobie uświadomiła, że zasady, wedługktórych żyła, tak po prostu przestały obowiązywać.To nie wróżki jązaatakowały, lecz ludzie. Zasada nr 1: Nigdy nie przyciągaj uwagi wróżek.Aona właśnie to uczyniła.Ale czy miała wybór? Nagle nogi zaczęły jej ciążyć, ażołądek podszedł do gardła.- Chcesz usiąść? Donia poprowadziła Aislinn przez korytarz do toalety.To, co zrobili, było przerażające.- Czuję się głupio wyszeptała Aislinn. Nic się nie stało, naprawdę.- Czasami samo zagrożenie jest wystarczająco straszne& - Doniawzruszyła ramionami. Idz umyj twarz.Lepiej się poczujesz.Sama w maleńkiej łazience Aislinn zmyła krew z twarzy.Zabolało ją.Zpewnością zaraz pojawi się siniak.Jej i tak suche wargi popękały.W sumienie było tak zle. Ale mogło być.Aislinn ponownie umyła twarz i przygładziła włosy.Zerwała z siebiemundurek, zmięła i wepchnęła go do torby, po czym włożyła wytarte dżinsy idługa tunikę, którą znalazła w sklepie z używana odzieżą.Potem wróciła napozornie pusty korytarz.Drzwi łazienki zamknęły się bezgłośnie.Donia stała tam, tym razem niewidzialna, rozmawiając z jedną zeszkieletorek, tak potwornie białą i chudą, że można było zobaczyć każdą jejkość pod niemal przezroczystą skórą.Sam fakt, że Szkieletorka sięporuszała, zdawał się łamać prawa fizyki. Chyba każdy, kto wygląda takwątło musi mieć problemy z chodzeniem? Ale wróżka sunęła po ziemi bezwyraznego wysiłku.I prezentowała się niewiarygodnie pięknie.To Donia sprawiała przerażające wrażenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]