[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Panie!— Bądź umarły… Duszę całą zmień w źrenice… Ujrzysz, czego nie widział nikt, abyś poznał, jak bardzo cię miłuję.Bądź umarły, niech żyją tylko twoje oczy.Nie trwóż się!… I nie drzyj, bo jeślibyś omdlał, te kwiaty cię zabiją, a ja kopnę twego trupa, bowiem będziesz bez rany, a wódz mój tak nie umiera…Zcisz oddech… Oto idzie Minoe… Minoe, córka królewska, którą wzgardziłeś… Spójrz tam! Wśród kwiatów sama jak kwiat… I zabija jak kwiat… Minoe! Och! Nie drzyj… Serce twoje puka zbyt głośno, połóż na niem dłoń, każ mu skonać… Minoe idzie!… Jej jednej obawia się moja pantera, nie mogąc znieść jej oczu… Widziałeś oczy Minoe? Są bez barwy i bez dna… Przed takiemi oczyma biegnie zawsze śmierć, wołając, by z drogi zszedł każdy, kto nie jest nieśmiertelny… Oprzyj się na mojem ramieniu, czemu się słaniasz? Widziałem, jak na koniu skoczyłeś przez przepaść… Czemu drżysz, jak niewolnik, któremu krew trysnęła z grzbietu? Wódz nie drżał już; blady był tylko, jak posąg marmurowy w królewskim ogrodzie, wyobrażający bohatera i ciężkie „krople potu spływały mu powoli ze skroni; ręka ścisnął kurczowo głownię miecza i dyszał szybko.Król Azis stanął poza nim, niemal w ramiona go ująwszy, jakby się obawiał, że za chwilę wódz jego do stóp mu może runąć, jak wysokopienna sosna, podcięta u korzeni.I tak poza nim stojąc, królewską swą głowę do jego przybliżywszy głowy, mówił do niego głosem tajemnym, cichym, złym i kuszącym, a każde królewskie słowo obejmowało wodza wkoło jak waż i pięło się ku jego gardłu, które wyschłe było w tejże chwili, jak krynica pory letniej spieki.Mówił król Azis:— Idzie tu jak łania, mniemając, iż jej nie dostrzega oko łowca.Najpiękniejsza z pięknych, piękniejsza niż bóstwo, albowiem bóstwo jest umarłe… Siedm galer pełnych purpury i złota chciał mi dać za nią Sorosis, którego głowę mi przyniosłeś, owiniętą w palmowe liście… Czemu ważył się myśleć o Minoe, córce króla Azisa?… On jest jeden i ona jedna… Psami kazałem wyszczuć posłów króla Tabu, który jej pożądał, bowiem łasili się jak psy, prosząc o nią… Chciał mi dać za nią dwa rubiny tak wielkie, jak jej dziewicze piersi…Oto się zbliża Minoe! Zakryj dłonią oczy, albowiem możesz umrzeć, a wiesz, jak bardzo cię miłuję…Oczy wodza gorzały jak dwa ognie, jakby był wśród bitwy i sępim wzrokiem wypatrywał śmierci.Księżniczka Minoe szła powoli wśród kwiatów, przed siebie dziwnie patrząc, jakby nie wiedziała dokąd idzie.Oto te oczy musiały widzieć rzeczy, których niema, albo też umarłe, bowiem nie było w nich nic żywego.Bez barwy były, jako rzekł król Azis, nieruchome i podłużne; z oczu takich płyną łzy zatrute.Musiały widzieć, w bezkres i dal nieskończoną patrząc, coś, co nie jest ludzkie, albowiem miały wyraz taki, jakby były uśmiechnięte.Pozdrawiały uśmiechem śmierć.Księżniczka Miuoe blada była i zdaje się, że nigdy kwiat rumieńca nie ubarwił tej twarzy pysznej i złej, któraby nie drgnęła, widząc niebo w płomieniach, a ziemię, zalaną krwią.Ponura, cudna rzeźba ożyła, a wyszedłszy z grobowej ciemnicy szła teraz wśród kwiatów uśmiechnięta, a tak lekka, że nie słychać było szmeru jej kroków na złotym piasku, przesypywanym skrzętnie palcami stu służebnych kobiet, by się w pył złocisty nie zabłąkał kamień lub muszla.Fontanna zaszumiała głośniej, kwiaty uderzyły ciężka chmura woni w rozpięty nad ogrodem baldachim z purpury o dziwnym niebieskawym połysku, nieznaną sztuką wydobytym z płonącej, jakby ciepłą krwią umazanej tkaniny.Kropla różanej wody musiała paść na pyszne czoło Minoe, gdyż dreszcz przebiegł po jej twarzy i spędził z niej wężowy, chytry, zły, cudny uśmiech.Minoe szła ku fontannie; na lwim łbie oparła się lewem ramieniem, a palce prawej ręki, drobnej jak u dziecka, zanurzyła w marmurowym basenie.Potem, oczy zmrużywszy, rozpięła ramiona szeroko, jak czyni człowiek, co zbudziwszy się po długim, dobroczynnym śnie, czuje jeszcze rozkosz przedziwna, której nie zna źródła.W tej chwili dreszcz wstrząsnął ciałem księżniczki Minoe.Rozdęły się jej nozdrza, chłonąc parny, ciężki, zatruty zapach kwiatów, potem ręce powolnym, leniwym ruchem jęły rozrywać na piersiach Minoe tkaninę szaty, tak wiotkiej, jak wśród miesięcznej nocy powiedziane, ciche, miłosne zaklęcie.— Zbierz siły — mówił w tejże chwili król Azis do dowódcy — abyś nie skonał, nie ujrzawszy cudu, większego niż słońce.Z szat swoich się rozdziewa Minoe… Patrz, jak purpurowe kwiaty zbladły, ujrzawszy nagość jej ramion… Czyś nie oszalał jeszcze? Widziałeś ciała kobiece, lecz nie widziałeś ciała grzechu, którego trwoży się słońce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]