[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ocalałego pierścionka; byłoby to zbędne, dyrektor bowiem byłby sprzedał nie tylko pierścionek, lecz złote plomby, na nieszczęście jednak zęby miał zdrowe.Do dnia dzisiejszego miał jeszcze nadzieję, która jednak przed godziną z wielkim szlochem powiedziała mu przez telefon, że i ją też diabli wzięli.Od razu zresztą narodziła się inna, która mu z ręką na bardzo chorowitym sercu oznajmiła, że jeśli przetrzyma przez tydzień, może się cokolwiek uda zrobić „w asfalcie”, bo sago na nic, a meble gięte też psa warte (trumna jest meblem „stosowanym”).Tydzień… W jaki sposób można przetrzymać tydzień? Powiedział raz Izio Kohn do Pana Boga: „Panie Boże! U Ciebie milion lat to jedna chwileczka, a milion złotych to jeden grosz… Daj mi jeden grosz!” - A Pan Bóg mu na to: „Panie Kohn, poczekaj pan chwileczkę!” Wedle tej rachuby miał czekać pan dyrektor przez tydzień, który się mógł okazać milionem lat.Tymczasem jutro, „jutro, jutro z rannym brzaskiem”, przyjdą tacy wytrawni specjaliści, którzy wyniosą biurko, stołki, ciężarną kasę, uległy dywan i będą próbowali zabrać i ścianę mieszkania, co im się też wreszcie kiedyś uda, kiedy nabiorą wprawy.Można wzruszyć skałę, można rzewnością łez najtwardszego ocyganić Izraelitę, można nawet wzruszyć wydawcę, nikt jednak jeszcze nie wzruszył człowieka z wekslem.Próbował tego raz pomylony Jeden słowik, ale zdechł, bo od rozśpiewanego szlochu serce mu pękło.Trzeba by cudu, na to jednak trzeba być rabinem.Jakże tedy wytargować u mrocznej wieczności kilka dzionków, aby znaleźć na odmętach tę brzytwę, której by się można chwycić i zaczerpnąć powietrza? Jak powiedzieć człowiekowi z wekslem: „Chcę, ale nie mogę, podaruj mi tydzień!” - „Ha!” - odrzeknie człowiek z wekslem i ani słowa więcej.Potem wbije mu nóż w nieszczęsne osierdzie.Pan dyrektor jęknął, a kasa, dając wreszcie znak życia, odpowiedziała mu też dudniącym jękiem.Pogładził ją za to miłośnie po brzuchu i usiadł przy biurku.Ujął pióro i nakreślił dwa słowa.Bystry czytelnik pojmie od razu, że nie był to tytuł wiersza ani początek piosenki, lecz owe dwa żałobne, krepą owite i rozpłakane słowa: Mój testament.W kinematografie dzieje się zawsze tak, że bohater, który te słowa napisał, wyjmuje następnie z prawej szuflady biurka rewolwer, przez chwilę go ogląda, dziwnie się uśmiecha, płótno zaciemnia się, a w następnym obrazie jesteśmy już na cmentarzu.Pan dyrektor nie mógł naśladować tak doskonałego wzoru, gdyż nie miał rewolweru i jedynie sznur portiery mógł mu oddać wyborną usługę.Trudno.Wedle stawu grobla.Zdawało mu się, że światło przygasło, kiedy czarne litery w śmiertelnym ustawiał ordynku, a przez gabinet powiał wiatr.Gazeta zaszeleściła na biurku i jak gdyby usiłowała zwiać z tego przybytku śmierci.Pokój jak gdyby ożywił się od chwili, kiedy z czeluści czarnej kasy śmierć wypełzła, jak nakrapiany wąż.Poruszyła się portiera, oczekując niecierpliwie na wisielca.Dyrektor spojrzał na nią przypadkiem, błądząc spojrzeniem, jak gdyby chcąc znaleźć dokoła siebie coś, co warto komuś zapisać w testamencie.Zdziwił się tedy cokolwiek, ujrzawszy przedmiot do niego nie należący, bo rewolwer.Nie wiem skąd, ale w samą porę! - pomyślał z rozczuleniem.Za rewolwerem jednak ukazała się ręka, najzupełniej mu niepotrzebna, a za ręką żywe indywiduum z gębą, która tylko przy nadzwyczajnej protekcji mogłaby wziąć nagrodę na konkursie męskiej piękności.- Czy pan do mnie? - zapytał dyrektor uprzejmie.- Ręce do góry! - krzyknął nadobny mąż i wyszczerzył zęby, widocznie aby pomóc rewolwerowi.- Z przyjemnością, ale po co?- Bo panu roztrzaskam łeb!- Z nieba mi spadłeś, człowieku! - rzekł dyrektor wzruszonym głosem.- Ręce do góry! Prędko!- Mówiłem już panu, że to nie ma sensu.Opryszek spojrzał na niego trojgiem oczu, dwojgiem osobistych, dość kaprawych, i czarnym okiem browninga, z wielkim zdumieniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]