[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak czy owak, witaj, moja droga.Bez wąt-pienia przywykłaś do lepszych warunków, niemniej mam nadzieję,że będziesz się tu czuła jak w domu.Napijesz się herbaty? A możeodłożymy bliższe poznanie się do jutra?- Nie wiem, jak mam pani dziękować, pani Perri.- Ciociu Frances - przerwała zdecydowanie ciotka.- Nazywajmnie ciocią Frances.I ani słowa więcej na ten temat, kochanie.Bardzo się cieszę, że zamieszkamy razem.Susanna, znużona, uśmiechnęła się z trudem.- Myślę, że rano, kiedy się wyśpię, będę sprawiać trochę lepszewrażenie, ciociu Frances.- Bo niewątpliwie musisz zawsze sprawiać dobre wrażenie - odparła ciotka i poklepała Susannę po ramieniu, by upewnić ją, że tożart.- W takim razie do łóżka.I po paru minutach Susanna leżała już w wąskim mosiężnymłóżku, w niewielkim pokoiku na pięterku, dokąd weszła po drewnianych skrzypiących schodach, które były krańcowym przeciwieństwem marmurowych, po jakich wchodziła do sypialni od dzieciństwa.Przy łóżku stała w wazonie pojedyncza róża; jej aromat mieszałsię z wonią wiekowego drewna i świeżo wypranej pościeli.Prześcieradło i powłoka były sprane ze starości, ale przez to cudownie miękkie; połatana kołdra pachniała lawendą, tak samo jak świeżo poznanaciotka Frances.W pokoju było duszno, choć Susanna nie dostrzegłakominka.Rozchyliła okno i wyjrzała na zewnątrz.Ciemnogranatowe letnie niebo usiane było miliardami gwiazd.Susanna pomyślałasennie, że spędziła życie, przeskakując beztrosko z jednej połyskującej gwiazdy na drugą; pewnie było tylko kwestią czasu, kiedy potknie47się i ześliznie w dzielącą je czerń.To, że w końcu tak się stało, niemalprzyniosło jej ulgę.Kiedy się przebudziła i rozejrzała wokół siebie, pierwszą jej myśląbyło: O Boże, musiałam się zabłąkać do pomieszczeń dla służby.I w tym momencie przypomniała sobie, gdzie jest.Usiadła gwałtownie, strącając poduszkę na ziemię.Przez szparę w zasłonach sączyło się światło.Susanna wstałai je rozchyliła.Momentalnie zalała ją powódz zieleni i słonecznegoblasku.Wieś.Wieś była dla niej dotąd przerywnikiem pomiędzyjednym towarzyskim spotkaniem a drugim, miejscem, gdzie czekałosię niecierpliwie na rozpoczęcie sezonu.Traktowała ją mniej więcejtak, jak traktuje się pokój wypoczynkowy na balu: podszyć pośpiesznie naderwany rąbek spódnicy, wsunąć na miejsce rozwichrzony loki odetchnąwszy chwilę, wracać na salę.Teraz to niekończące się morze zieleni miała oglądać po przebudzeniu każdego ranka.Było cicho, tylko jakiś ptak maniakalnie wyśpiewywał w kółko tęsamą radosną nutę.I znowu, i znowu, i znowu.Wydobyła z kufra suknię i wciągnęła ją przez głowę: letnią, spacerową, wykończoną trzema falbankami, w odcieniu lekkiego różu.Podarowała sobie na ten raz pantalony; był upał, a obok nie stała żadna pokojówka, która mogłaby cmoknąć na ten widok z powątpiewaniem.Włożyła jednak pończochy, bo lubiła swoje podwiązki.Byłyśliczne i poprawiały nastrój.Szybko zwinęła włosy w węzeł.Z przyzwyczajenia złapała szki-cownik i po cichutku, na palcach zeszła po schodach.Jeden stopień,trzeci od dołu, zaskrzypiał.Zza drzwi sypialni ciotki Frances dochodziło lekkie, stłumione pochrapywanie, ale poza tym dom byłpogrążony w ciszy.Ani jedna dziewczyna służebna nie krzątała sięwokół śniadania ani nie dzwigała drewna i węgla, by rozpalić ogieńpod kuchnią.Jakiż ten dom był malutki.Z tymi swoimi wyblakłymi tapetami, wytartą drewnianą podłogą i prostym, pozbawionym ozdób48umeblowaniem mógłby służyć za mieszkanie ogrodnikowi.Kanapkaw salonie, niegdyś szkarłatna, teraz spełzła i zszarzała, była wgnieciona pośrodku; na porysowanym stole stał niewielki wazon z kwiatami,bynajmniej nie antyk jak ten, którym zamierzała cisnąć w tamtegorobotnika z londyńskiego przedmieścia.Panika ścisnęła ją za gardło.Poczuła, że natychmiast musi wyjśćna dwór, choćby po to, aby się przekonać, że świat na zewnątrz jestbardziej przestronny niż ten ciasny domek.Pchnęła frontowe drzwi.Dopiero niedawno się rozwidniło i róże, zdobiące front domu, roztaczały pełnię swej krasy.Były najpiękniejszą rzeczą w zasięgu wzroku; ze swymi leciutko postrzępionymi płatkami i nasyconą barwą przypominały jej młode dziewczętaw sukniach balowych.Oprócz nich dookoła była tylko zieleń, zieleń,zieleń.Susanna znów poczuła leciutki ucisk w piersi.Wiedziała, żeten ucisk może przemienić się w rozpacz, więc odruchowo otworzyła szkicownik.Parę szybkich pociągnięć pasteli i z bieli karty zaczęły się wyłaniać kwiaty róż: warstwy płatków, ich przebogate, subtelnie zróżnicowane odcienie, czerwień przechodząca na brzeżkach w purpurę, maleńkie pręciki pokryte żółtym pyłkiem w sercu rozkwitłegokwiatu.Skończywszy, uniosła głowę.Za furtką wiła się obsadzona drzewami droga.Na prawo prowadziła zapewne do Barnstable, na lewo- chyba do lasu, gdyż drzewa były tam wyższe, a zieleń bardziejzwarta.Lekkomyślność zwyciężyła.Wprawdzie nie powinna spacerowaćsamotnie.Pani Dalton z pewnością zmarszczyłaby z przyganą brwi,podobnie jak wszystkie jej poprzedniczki.I to właśnie był znakomity powód, aby ruszyć przed siebie.Konary dębów i buków splatały się wysoko w górze, tworząc rodzaj romantycznego sklepienia.Przecież nie może się w nich kryćżadne niebezpieczeństwo, prawda? Susanna z wahaniem postąpiłaprzed siebie, ostrożnie zrazu, potem coraz śmielej.Z każdym kolejnym krokiem mówiła sobie, że zaraz zawróci, jeszcze tylko kawałek4 - Piękna i szpieg 49i już.A jednak droga ma w sobie coś takiego, że pcha człowiekanaprzód, zupełnie jakby wzywał nas ktoś, zachęcająco kiwając palcem.I Susanna szła coraz dalej i dalej po drobnym miękkim piaskui suchych liściach, skruszonych przez lata na pył setkami stóp, którewędrowały tędy przed nią.Pewnie myślała, że jeśli będzie tak szła i szła przed siebie, to możezdoła uciec przed uczuciem, że została wyrzucona poza nawias społeczeństwa.Ze jest na wygnaniu.W pewnej chwili coś zalśniło zielono pomiędzy pniami drzew,zupełnie jak błysk szmaragdu.Susanna przystanęła.Zboczyć ześcieżki? Zaryzykowała.Gdy podeszła nieco bliżej, zielona iskierka rozszerzyła sięstopniowo w płaszczyznę stawu, lśniącą niczym witraż.Nie byłwprawdzie szmaragdowy, ale i tak dosyć ładny, a mocna woń mułui wodnej roślinności była dziwnie pociągająca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]