Home HomeSilverberg Robert Zamek lorda Valentaine'a t1Silverberg Robert Zamek lorda Valentaine'a t.1Silverberg Robert Zamek lorda Valentaine'a t.2 (S61 Pan Samochodzik i Zamek CzochaVance Jack Ostatni zamekDeMello Anthony PrzebudzeniePiers Anthony Var PalkiKing Stephen LsnienieAbercrombie Joe Ostateczny argument krolow (CzP)Cook Glen Slodki srebrny blues
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nowepliki.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Ruszył do holu, wypytując się w czasie drogi.Wkrótce odnalazł ją.W jej własnym apartamencie w pałacu.- Przejdź się! - nakazał Grundiemu.- Muszę sam to załatwić.- Auu! - poskarżył się golem.- Twoje walki z Iren są takie zabawne.Ale posłusznie odszedł.Dor zaczerpnął powietrza, przypominając sobie przez moment harpię Niebiańską Helenę.Wyprostował się i grzecznie zapukał.Otworzyła szybko drzwi.Iren miała zaledwie jedenaście lat, ale z nowo uzyskanych perspektyw Dor dostrzegł, że była nad wyraz ładnym dzieckiem.O krok od rozwinięcia się w ładną, młodą kobietę.Rysy twarzy były ładne i choć jeszcze nie nabrała kształtów kobiecego ciała, obecny był już zarys wspaniałych wypukłości.Dać jej dwa, trzy lata, a mogła stać się rywalką panny Millie.Z innym talentem, oczywiście.- Tak? - powiedziała ostro.Była zdenerwowana.- Czy mogę wejść?- No pewnie, wczoraj to zrobiłeś.- Chcesz się znowu bawić w dom?- Nie.Dor wszedł i cicho zamknął za sobą drzwi, gdy się odsunęła.Jak teraz postąpić? Oczywiście ostro zareagowała i uważała na mego, i była faktycznie przestraszona.W całym pokoju porozmieszczała doniczki z roślinami i jedną miniaturkę wikłacza.Nie musiała obawiać się nikogo! Jeszcze nie powiedziała ojcu.Dowiedział się tego, kiedy jej szukał.Poprzedniego dnia nie była w bibliotece.Iren była pałacowym brzdącem, którego talent niedaleki był talentu Maga.Nikt nigdy nie nazywał jej Czarodziejką.Miała ostry język i nieznośne maniery.Na dodatek, przypomniał sobie Dor, znowu była rozdrażniona.Zawsze odnosił się do niej z pewną pogardą, ponieważ jej talent był mniejszego kalibru niż jego własny, ale tak było i z Millie.Magia była ważna, zwłaszcza w pewnych sytuacjach: krytycznych - ale w innych sytuacjach jego talent nie odgrywał roli.Mistrz Zombich uświadomił mu to.Teraz Dor poczuł się zawstydzony, nie tym, co mogło jego ciało zrobić wczoraj, ale tym, co on, Dor, robił miesiąc czy rok temu.Igrał z uczuciami innej osoby! Nieważne, że robił to ze złości.Jako pełen Mag, spadkobierca korony Xanth, powinien był rozproszyć naturalną urazę i frustracje tych, którzy rywalizowali z nim, tak jak Iren, córka dwojga spośród trzech najwyższych talentów starszego pokolenia, skazana na status człowieka-zera, ponieważ miała tylko zwyczajną magię.I była kobietą.Jak on czułby się w takich okolicznościach? Jak j czuł się jego ojciec, jako dziecko bez widocznej magii?- Iren, ja.myślę, że przyszedłem cię przeprosić - przypomniał sobie, jak Król Roogna przeprosił Mistrza Zombich, chociaż nie ponosił zupełnej winy.Władzy królewskiej nie wolno poniżać! - Nie miałem prawa robić tego, co robiłem i bardzo mi przykro.To nigdy siej nie powtórzy.Spojrzała na niego tajemniczo.- Mówisz o wczorajszym?- Mówię o całym moim życiu! - wybuchnął.- Ja mam silną i magię, tak.Ale urodziłem się z tym, to przypadek losu.Ty sama masz magię, dobrą, lepszą niż przeciętna.Ja sprawiam, że rzeczy martwej rozmawiają; ty sprawiasz, że żyjące rosną.Są sytuacje, w których twój talent jest bardziej użyteczny niż mój.Ja., ja patrzyłem na ciebie z niechęcią i to było złe.Nie mogę obwiniać cię o to, że reagowałaś negatywnie.Ja postąpiłbym tak samo.Faktycznie przeciwstawiałaś się z większą odwagą niż ja bym to zrobił.Jesteś kimś, Iren.Dzieckiem jak ja, ale nadal ludzką istotą, która zasługuje na szacunek.Wczoraj.- urwał, ponieważ nie miał jasnego wyobrażenia, co zrobił Koral.Powinien był wydostać szczegóły od Grundiego.Rozłożył ręce.- Przykro mi i przepraszam.Podniosła palec w swój lekko zmanierowany sposób i uciszyła go.- Cofasz to, co było wczoraj?Dor nie mógł powstrzymać się od myślenia o swoim wczorajszymi dniu, o zwabionych goblinach i harpiach, o magicznym flecie i kołyszącym się na jedwabiu pająku w Rozpadlinie i zdetonowaniu zaklęcia zapomnienia, które wciąż zanieczyszcza Rozpadlinę, o wleczeniu trupów z pola bitwy do laboratorium, żeby tworzyć zombich - niespotykana przygoda.Teraz na zawsze należy do przeszłości.Wczoraj było osiemset lat temu.- Nie mogę cofnąć wczoraj.To stanowi część mojego życia teraz.Ale.- Posłuchaj.Myślisz, że jestem jakąś naiwną szczebiotką, która nie wie, co to jest?- Nie, Iren.To ja byłem naiwny.Ja.- Twierdzisz, że nie wiedziałeś, co robisz?Dor westchnął.Jak prawdziwe było to stwierdzenie!- Naprawdę, nie mogę prosić cię o wybaczenie.Przełknę moją pigułkę.Masz prawo być zła.Jeżeli chcesz powiedzieć o tym swojemu ojcu.- Ojcu, cholera! - parsknęła ze złością.- Sama się o to zatroszczę! Oddam ci dokładnie to, co ty dałeś mnie!Dor nie czuł się pewnie.- Jak sobie życzysz.Masz do tego prawo.- Zamknij oczy i stój spokojnie!Zamierzała go uderzyć.Dor wiedział o tym.Ale wyglądało, że musi się temu poddać.Zostawił Mózgo-koralowi to ciało do użytkowania.On był za to odpowiedzialny.Zamknął oczy i stał spokojnie, zmuszając się do opuszczenia rąk luźno, nie obronnie.Może to był najlepszy sposób, by się obronić.Usłyszał jej zbliżające się kroki, prawie odczuł poruszenie się jej ciała.Podnosiła rękę.Miał nadzieję, że nie uderzy go nisko.Lepiej w klatkę czy twarz, chociaż pozostanie ślad.To było w usta.Ale dziwnie miękko.W samej rzeczy.W samej rzeczy, całowała go!Całkowicie zdumiony Dor spostrzegł, że otacza ją ramionami, częściowo dla równowagi, głównie dlatego, ponieważ tego oczekiwało się po kimś, kto był całowany przez dziewczynę.Czuł, jak jej ciało przyciska się do niego, jej włosy poruszały się przy jego uszach.Pachniała, smakowała i odczuwało się ją przyjemnie.Potem cofnęła się lekko w jego objęciach i spojrzała na niego.- Co o tym sądzisz? - zapytała.- Jeżeli to miała być kara, to nie zadziałała - powiedział.- Bardzo przyjemnie się całujesz.- Tak jak i ty - powiedziała.- Zadziwiłeś mnie wczoraj.Myślałam, że zamierzasz mnie zbić lub zedrzeć ze mnie majtki, lub nie wiadomo co i cała nastawiłam się na krzyk.A to wszystko było takie niezdarne.I to zderzenie się nosami i cała ta reszta.Więc zeszłej nocy poćwiczyłam na mojej dużej lalce.Czy było lepiej tym razem?Pocałunek? Więc to robili wczoraj? Pod Dorem ugięły się kolana! Zaufał Grundiemu, który rozdmuchał to do plotki!- Nie ma porównania!- Czy powinnam teraz rozebrać się?Dor zamarł zmartwiony.- Uff.Roześmiała się.- Myślałam, że to cię zaniepokoi! Jeżeli nie zrobiłam tego wczoraj, co każe ci sądzić, że zrobię to dzisiaj?- Nic - powiedział Dor odprężając się.Oddychał szybko.Widział mnóstwo nagich nimf w arrasie, ale to było prawdziwe.- Zupełnie nic.Absolutnie nic.- Chcesz wiedzieć, co było wczoraj? - zapytała.- Po raz pierwszy mnie zainteresowałeś.Pierwszy raz ktoś mnie zainteresował.Ktoś, kto nie nazywa mnie pałacowym berbeciem.Mnie, która powinna być Czarodziejką, a nie hodować jedynie te głupie zielone śmiecie.Czy masz jakiekolwiek pojęcie, czym jest posiada nie dwojga rodziców kalibru Magów i bycie wielkim rozczarowaniem dla nich, ponieważ jest się tylko dziewczyną i ma się nędzny, wszawy talent?- Masz dobry talent! - zaprotestował Dor.- I nie ma nic złego w byciu dziewczyną.- No pewnie, pewnie - odparowała.- Nigdy nie doświadczyłeś braku talentu.Nigdy nie zdarzyło ci się nie być mężczyzną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •