Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dMennica Mateusz M. LembergKarlheinz Deschner Opus DiaboliPoematBogaCzlowieka k.4z7Grzesiuk Stanislaw Boso, ale w ostrogach (3)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • styleman.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Ale pewnego dnia wyrzucił mnie z domu.„Jak długo chcesz tu siedzieć, Tasurinczi?” - zganił mnie.„Musisz iść, ty jesteś gawędziarzem, a ja seripigarim, a ty nic tylko pytasz i pytasz, i każesz mi tyle gadać, że w siebie mnie przemieniasz.Chciałbyś stać się seripigarim? Musiałbyś raczej na nowo się urodzić.Przejść wszystkie próby.Oczyścić się.Przeżyć wiele zamroczeń, dobrych i niedobrych, i przede wszystkim dużo się nacierpieć.Wiedza i mądrość wymagają olbrzymich trudów.Stary już jesteś, nie sądzę, żeby ci się to udało.A poza tym, kto wie, jakie naprawdę jest twoje przeznaczenie.Odejdź już, zacznij wędrować.Zacznij mówić, gawędzić.Nie zmieniaj porządku świata, gawędziarzu”.To prawda, wciąż zadawałem mu pytania.Wiedział wszystko i to podsycało moją ciekawość.„Dlaczego wędrujący ludzie malują sobie ciała farbą z acziote?” - zapytałem go raz.„Dzięki moritoni”, odpowiedział.„Chcesz powiedzieć, że dzięki temu ptaszkowi?” „Tak, właśnie dzięki niemu”.I wtedy kazał mi się zastanowić.Jak sądzisz, dlaczego Macziguengowie unikają zabijania moritoni, co? Dlaczego, kiedy spotykają go na pastwiskach, uważają, żeby go nie zdeptać? A dlaczego, gdy pojawia się na drzewie i dostrzegasz jego białe nóżki i czarną pierś, odczuwasz wdzięczność? Dzięki roślinie acziote i ptaszkowi moritoni wędrujemy, Tasurinczi.I bez niej, i bez niego wędrujący ludzie zniknęliby.Zagotowaliby się, poparzyli od pęcherzy, pękających bąbelków.To było wcześniej.Moritoni był wówczas wędrującym dzieckiem.Jedną z jego matek była Inaenka.Tak, tak, choroba, od której psuje się ciało, była wtedy kobietą.Zła choroba, która pali twarz i zostawia w niej same dziury.Ona była tą chorobą i ona też była matką moritoni.Wyglądała tak samo jak wszystkie inne kobiety, ale kulała.Wszystkie diabły kuleją? Zdaje się, że tak.Mówią, że Kientibakori też kuleje.Zła była Inaenka na tę swoją kulawość; nosiła długą, bardzo długą cushmę, tak długą, że nigdy nóg nie było jej widać.Niełatwo było ją rozpoznać, wiedzieć, że nie jest kobietą, ale tym, kim jest.Tasurinczi łowił przy brzegu.Nagle ogromny sungaro wpadł w sieć.Ucieszył się Tasurinczi.Z tykwę tłuszczu będzie mógł wycisnąć, być może.W tej samej chwili ujrzał naprzeciw siebie przemierzające wody rzeki kanoe.Dostrzegł wiosłującą kobietę i gromadkę dzieci.Seripigari, który wdychał tytoń, siedząc w chacie Tasurincziego, od razu odgadł niebezpieczeństwo.„Nie wołaj jej”, ostrzegł go.„Nie widzisz, że to Inaenka?” Ale niecierpliwy Tasurinczi już gwizdnął, już ją pozdrowił.Wiosła pchające kanoe uniosły się.Tasurinczi ujrzał przybijającą łódź.Kobieta wyskoczyła na brzeg, zadowolona.„Jakiego pięknego sungaro złowiłeś, Tasurinczi”, powiedziała doń, zbliżając się.Szła powolutku i nie zauważył, że kuleje.„Śmiało, zanieś go do swego domu, ja ci go przyrządzę.Dla ciebie go przyrządzę”.Tasurinczi, wbity w dumę, posłuchał.Zarzucił rybę na ramię i ruszył ku swej chacie, nie wiedząc, że spotkał swoje przeznaczenie.Wiedząc, co go czeka, seripigari patrzył nań ze smutkiem.Gdy Tasurinczi już niemal dochodził do chaty, sungaro ześlizgnął się z jego ramienia ściągnięty przez niewidzialnego kamagarini.Tasurinczi zobaczył, że ryba, znalazłszy się na ziemi, zaczęła tracić skórę, jakby polano ją wrzątkiem.Tak był zaskoczony, że nie był w stanie wezwać seripigariego ani się ruszyć.To był strach.Może zęby mu szczękały nawet.Otumanił go chyba strach, pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że i z nim zaczyna się dziać to samo co z rybą.Dopiero kiedy poczuł, że go piecze, a w nozdrza uderzył zapach spalonego mięsa, spojrzał na swoje ciało: z niego też schodziła skóra.W niektórych miejscach mógł już dostrzec swe krwawiące wnętrzności.Padł na ziemię przerażony, wrzeszcząc.Wierzgając nogami i płacząc, leżał na ziemi Tasurinczi.Wówczas podeszła doń Inaenka i spojrzała nań swą prawdziwą twarzą, którą był pęcherz wrzącej wody.Dokładnie oblała go wrzątkiem, z zadowoleniem przyglądając się, jak Tasurinczi, tak samo jak sungaro, traci skórę, gotuje się cały w pęcherzykach i umiera od złej choroby.Inaenka zaczęła tańczyć, rozradowana.„Jestem panią choroby, która natychmiast zabija”, krzyczała, urągając ludziom.Wrzeszczała ze wszystkich sił, żeby cały las ją usłyszał.„Zabiłam ich, a teraz ugotuję, przyprawię acziote i zjem”, krzyczała.Kientibakori i jego diabliki też tańczyli, rozradowani, popychając się i gryząc w lesie.„Ehej, ehej, to Inaenka”, śpiewając.Wówczas dopiero kobieta z twarzą z wrzącego pęcherza zauważyła, że jest tam również seripigari.Patrzył spokojnie na to, co się działo, bez strachu, wdychając przez nos swój tytoń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •