[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.tego już za wiele", zrywa z siebie odzienie i, według opowieści jej spowiednika, ojca Cepariego, skacze 3 maja 1592 roku na wysokość dziewięciu metrów w jednej z kaplic, żeby uchwycić krucyfiks i umieścić go między swoimi piersiami.Święta Teresa z Avila, największa mistyczka katolicka, osoba czczona ponad wszelką miarę (nawiasem mówiąc, przesadnie pazerna), wciąż widzi w snach oszczepy, szable, długie ostre przedmioty, nie może się powstrzymać i pokazuje Panu „figę", a tak często przeszywa ją, dźga, unosi w powietrze boska miłość, że utrzymuje uporczywie, iż nieraz przez pół godziny poruszała się w przestrzeni.Mniej wybitne chrześcijanki noszą przynajmniej jako pierścionek zaręczynowy boski napletek, przechowywany i czczony w wielu miejscach, ma się rozumieć, w oryginale, między innymi przez „bractwo świętego napletka", specjalnych księży i rzesze pielgrzymów.Co więcej, wiedeńska zakonnica Agnes Blannbekin delektuje się w XVIII wieku całym posiłkiem z napletków.Prawie że od dziecka zafascynowana niepewnym losem najświętszego napletka — podobnie jak wielu poważnych Ojców Kościoła — czuje, właśnie w święto obrzezania, tuż po komunii, ten cudowny napletek na języku, okazuje się on bardzo słodki, zakonnica rozkoszuje się nim, połyka, czuje nowy napletek, znowu połyka.„I tak zrobiła — co dokumentuje uczony benedyktyn austriacki Pez — chyba sto razy".Czyż potrzeba dalszych dowodów na to, że podstawą tego kultu miłosnego jest libido? Pomijając aspekt czysto literacki, nie ma też znaczącej różnicy między mistyką „autentyczną" a „nieautentyczną", „wyższą" i „niższą", między mistyką a mistycyzmem.Wszędzie w tym, co „ponad naturą", kryje się natura, w spirytu-alizmie — seksualizm, w agape — erotyzm; wprawdzie różnią się one pod względem ekspresji, ale nie tym, co istotne.Jeśli jest tak, że ktoś tarza się po podłodze, wzywając Jezusa albo masturbu-jąc się krucyfisem, to zawsze chodzi tylko o surogaty tłumionego popędu cielesnego.Ani łono Maryi, ani kult najświętszego napletka nie zadowalają jednak większości pobożnych chrześcijan.I dlatego sam Kościół narzeka coraz bardziej — od starożytności i mimo wszystkich średniowiecznych reform — że zakonnicy „dają ludziom najgorszy przykład", że „w całej prawie Europie nie pozostało z mnicha nic prócz tonsury i habitu", że wielu tylko po to poszło do klasztoru, żeby możliwie swobodnie uprawiać rozpustę.Libertynizm duchownych stał się faktycznie przysłowiowy.Jeszcze pod koniec XVI wieku roi się w klasztorach męskich od kobiet i dzieci.Jezuici, według statutu zobowiązani do „anielskiej czystości", ćwiczyli (przy tak zwanej dyscyplinie secundum sub) najchętniej nagie pośladki dam, nawet tych najlepiej urodzonych — od Niderlandów po Hiszpanię.A na Wschodzie, wymordowujący wszystkich, rycerze zakonu niemieckiego nie przejmowali się ślubami czystości i „służbą niebiańskiej Pani, Maryi", nie omijając żadnej pochwy; zadawali się z kobietami zamężnymi, dziewicami, małymi dziewczynkami, a ponadto, jak mamy podstawy przypuszczać, interesowały ich samice zwierząt.Homoseksualizm kwitł w klasztorach od początków ich istnienia.Natomiast zakonnice inicjują w świecie zachodnim prostytucję u siebie.Rozprzestrzenianie Królestwa Bożego na tej ziemi wiąże się coraz częściej z sytuacją, w której siostry zakonne stanowią konkurencję dla ladacznic.Już w IX wieku pojawia się, powtarzane później, porównanie klasztorów żeńskich z lupana-rami.Potem wiele klasztorów przemienia się w jawne burdele, tak jest na Pomocy, gdzie święta patronka Szwedów wyrzeka, iż furty klasztorów żeńskich w dzień i w nocy są otwarte dla ludzi świeckich i dla duchownych, tak jest we Francji i we Włoszech, gdzie teolog Mikołaj z Clemages wyznaje: „Założenie pannie kornetu oznacza dziś skazanie jej na prostytuqę".Owe miejsca medytacji Izy się jako „domy rozpusty" albo „domy otwarte" dla szlachty.Rada miejska Lozanny zaleca zakonnicom, by nie czyniły zbytecznymi burdeli, rada miejska Zurychu wydaje w 1493 roku utrzymane w ostrym tonie rozporządzenie skierowane przeciw „nieobyczajnemu odwiedzaniu klasztorów żeńskich".Tam gdzie brakowało mężczyzn, gdzie zakonnicom nie pozwalano nawet mieć spowiedników, musiały one często zadowalać się dziećmi, czworonogami albo całkiem bezdusznymi przyrządami do dawania rozkoszy, prymitywnymi rurkami, ale i sztucznymi fallusami z moszną pełną mleka, które — zimne lub ciepłe — siostry wtryskiwały sobie w najciekawszym momencie do mniej czy bardziej dziewiczych pochew, tworząc złudzenie ejaku-lacji; byty to namiastki, które we Francji nie bez kozery nazywano klejnotami zakonnic, bijoiuc de religieuse.Gdy w 1783 roku zmarła Marguerite Gourdan, najsłynniejsza bajzelmama w tym stuleciu, znana też z produkowania owych wymyślnych przedmiotów pocieszających, znaleziono u niej setki zamówień na takie bijowc z francuskich klasztorów.Kiedy Kościół kładł nacisk na „obyczajność", wymierzał nieludzkie kary.Osoby, które sprzeniewierzyły się ślubom zakonnym — nawet te zmuszone do wstąpienia do klasztoru! — wegetowały latami o chlebie i wodzie, były dożywotnio więzione, wciąż dodatkowo maltretowane, biczowane, przy czym liczbę uderzeń — jak to gdzieś zapisano — pozostawiano „uznaniu" opata, któremu tylko w wyjątkowych wypadkach wolno było wysmagać śmiertelnie.Klerowi świeckiemu narzucono celibat, który jeszcze prymas Republiki Federalnej Niemiec kardynał Dópfner propagował jako „formę życia wynikającą z Biblii i zalecaną przez nią", mimo że Stary Testament zaleca nawet arcykapłanowi, by pojął „dziewicę za żonę", a według Nowego Testamentu nawet biskup musi być „mężem niewiasty".Ponadto apostołowie zabierali swoje żony ze sobą w podróże misyjne i w całym dawnym Kościele księża i biskupi byli w większości żonaci.Kościół katolicki wymusił celibat z trzech powodów.Po pierwsze, rezygnacja ze stosunków płciowych miała uczynić duchownych bardziej wiarygodnymi i bardziej godnymi szacunku.Po drugie, kler bezżenny był dla Kościoła tańszy niż obarczony żonami i dziećmi.Po trzecie, potrzebowano zawsze dyspozycyjnych, bezwolnych narzędzi, nie związanych z rodziną, społeczeństwem, państwem, narzędzi, za których pośrednictwem chciano panować — i o to tylko chodzi.Rozpoczęło się ohydne szpiegowanie, z góry ustalone we wszystkich swych szczegółach.Żonatych duchownych usuwano, więziono ich przez pewien czas lub dożywotnio, torturowano, kaleczono, zabijano — po tym, jak papieże i nauczyciele Kościoła, tacy jak Aleksander II czy Damiani, nakłonili wiernych do prześladowania duchownych „aż do rozlewu krwi", „aż do całkowitego unicestwienia".A żony księży, choć poślubione całkiem legalnie, często nawet z zachowaniem ceremoniału kościelnego, tracą ze stulecia na stulecie swoją prawowitość, bywają biczowane, sprzedaje się je i przemienia w niewolnice; to samo spotyka dzieci kapłanów.Tymczasem księża zachowujący celibat miewają zamiast zabronionej jednej kobiety niejednokrotnie mnóstwo kochanek, księże małżeństwo zostaje zastąpione przez swoisty księży harem.W VIII wieku święty Bonifacy wspomina o duchownych, którzy „mają nocą w łożu cztery, pięć albo i więcej konkubin", później zdarzają się — w Bazylei, w Liege — biskupi będący ojcami dwa-dzieściorga dzieci, w jednym wypadku liczba dzieci wynosi nawet sześćdziesiąt jeden
[ Pobierz całość w formacie PDF ]