Home HomeWhat Does a Martian Look Like The Science of Extraterrestrial Life by Jack Cohen & Ian Stewart (2002)Whyte Jack Templariusze 01 Rycerze Czerni i BieliTemplariusze 1 Rycerze Czerni i Bieli Whyte JackLondon Jack Ksiezycowa Dolina (SCAN dal 936McDevitt Jack Brzegi zapomnianego morza (SCANMcDevitt Jack Brzegi zapomnianego morzaHaldeman Joe i Jack Nie Ma CiemnosciCurtis Jack Parlament krukówLinux podrecznik administratora sieciKoontz Dean Grom
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Obserwowano ją, sondowano i badano, ale nie odkryto niczego znaczącego.Kradła, bo mogła, bo miała okazje.Nie czuła się winną, nie miała wyrzutów sumienia - w związku z tą “zbrodnią przeciwko cywilizacji” - i nie miała pojęcia, co zrobi w przyszłości z tą masą pieniędzy, którą udało jej się uzbierać.W którym momencie zaczęło się zepsucie? Nie potrafiłem wskazać takiego punktu, w czym zresztą nie różniłem się od psychologów.Jakie były twoje marzenia, Qwin Zhang? - zastanawiałem się.Co wywołało twoje rozczarowanie i sprowadziło cię ze ścieżki cnoty? Jakiś egzotyczny romans? Jeśli tak, nie znajdę żadnych śladów w tych danych, które mi udostępnili.Nie ma tam ani słowa o zainteresowaniach erotycznych jakiegokolwiek rodzaju.Być może odpowiedź znajduje się gdzieś głęboko, w czyichś teoriach seksualnych psychiki nienormalnej, ale na zewnątrz jest ona niewidoczna.A jednocześnie Qwin był nikim.Od tego zresztą zależał sukces jej przestępstw, a przestępstwa te były później ukryte, nie przedstawiono ich opinii publicznej - żeby przypadkiem inni nie zaczęli mieć podobnych pomysłów.Ponieważ miała przeciętny wygląd i przeciętną osobowość, istniało minimalne prawdopodobieństwo, by ktoś na Cerberze mógł o niej słyszeć.To mi odpowiadało.Ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłem, to wpaść na jednego z jej starych kumpli.Nie miałem przecież odpowiednich wspomnień, o których moglibyśmy pogadać.Rozdział drugiZSYŁKAZ wyjątkiem regularnych posiłków nie było nic innego, co mogłoby wskazywać na tempo upływu czasu, ale była to niewątpliwie długa podróż.Nie marnowano pieniędzy na przewożenie więźniów najszybszymi z możliwych tras, to pewne.W końcu jednak przycumowaliśmy do statku-bazy, znajdującego się jakąś jedną trzecią roku świetlnego od systemu Wardena.Poinformowały mnie o tym nie jakieś szczególne wrażenia i odczucia, lecz raczej ich brak.Wibracja, która towarzyszyła mi od dłuższego czasu, ustała.Poza tym niewiele się zmieniło; podejrzewam, iż czekano na tak duży kontyngent skazanych ze wszystkich stron galaktyki, który uczyniłby ostatni etap podróży i lądowanie operacją opłacalną.Mogłem więc jedynie siedzieć na koi i po raz milionowy analizować w myślach dostępne mi dane, od czasu do czasu przetrawiając fakt, że jestem, prawdopodobnie, zupełnie blisko mojego starego ciała (w takich kategoriach zacząłem o nim myśleć).Zastanawiałem się też, że czy on sam przypadkiem nie zachodził tutaj raz na jakiś czas, żeby sobie na mnie popatrzeć, ot tak, ze zwykłej ciekawości.na mnie i na pozostałą trójkę, którzy prawdopodobnie również byli w pobliżu.Miałem też dość czasu, by pomyśleć o sytuacji na Rombie Wardena i o powodach, dla których tak znakomicie nadawał się na więzienie.Nie przyjąłem bowiem tego, co mi opowiadano, bez żadnych zastrzeżeń - nie istniało przecież więzienie doskonałe, chociaż to tutaj było takiej doskonałości bliskie.Wkrótce po wylądowaniu na Cerberze zostanę zainfekowany dziwacznym, super-mikroskopijnym organizmem, który zajmie się wewnętrzną gospodarką każdej komórki mego ciała.Będzie tam sobie żyć, pobierając pokarm z mojego organizmu, ale i zarabiając na własne utrzymanie przez trzymanie na odległość mikroorganizmów chorobotwórczych, infekcji i tym podobnych zagrożeń.Jedyne, co to stworzenie posiadało, to wola przetrwania, a przetrwać mogło tylko wówczas, kiedy i ty przetrwałeś.Jednak do życia potrzebne mu było coś jeszcze, jakiś pierwiastek w śladowych ilościach, taki, który występował tylko i wyłącznie w systemie Wardena.Nikt nie wiedział, co to jest, i nikt tak naprawdę nie wykonał tej całej żmudnej roboty, żeby to odkryć, ale wszyscy wiedzieli, iż może się to znajdować tylko tam, tylko w systemie Wardena.Czymkolwiek to było, nie znajdowało się w powietrzu, ponieważ promy krążyły pomiędzy poszczególnymi Diamentami i można było na nich oddychać oczyszczaną, automatycznie wytwarzaną atmosferą bez żadnych złych skutków.W żywności też to się nie kryło.Sprawdzili to.Ludzie z któregokolwiek ze światów Wardena mogli odżywiać się syntetyczną żywnością w jakimś całkowicie odizolowanym laboratorium, jakim jest na przykład stacja orbitalna.Wystarczyło jednak oddalić się zbyt daleko - nawet jeśli się miało zapas żywności i powietrza z którejś planety Wardena - a organizm Wardena ginął; a skoro dokonał modyfikacji komórek nosiciela i komórki te były w swoim funkcjonowaniu całkowicie uzależnione od niego, ginął i nosiciel; bolesną i powolną śmiercią w powolnych mękach.Ta graniczna odległość wynosiła mniej więcej ćwierć roku świetlnego od miejscowego słońca, co wyjaśniało dlaczego statek-baza był tam, gdzie był.Cztery planety Rombu różniły się nie tylko klimatem.Organizm Wardena wykazywał godną podziwu konsekwencję, jeśli chodzi o wpływ, jaki wywierał na człowieka na każdej z poszczególnych planet.Możliwe, że w zależności od odległości od słońca, która wydawała się być czynnikiem determinującym życie tego organizmu, jego wpływ zależał od tego, na której z planet dany człowiek zetknął się z nim po raz pierwszy.Cokolwiek czynił, czynił to konsekwentnie w ten sam sposób, nawet jeśli jego nosiciel przenosił się z planety na planetę.Organizm ten wydawał się posiadać pewne własności telepatyczne, choć nikt nie wiedział, jak to jest w ogóle możliwe.Nie był bowiem organizmem posiadającym inteligencję; a prawie zawsze można było przewidzieć jego zachowanie.Większość wywoływanych przez niego zmian wydawała się polegać na oddziaływaniu całej kolonii tych organizmów w jednej osobie na całą kolonię takich samych organizmów w drugiej osobie lub osobach.Człowiek dostarczał jedynie świadomej kontroli nad wydarzeniami - jeżeli potrafił - a to już determinowało, kto rządził kim.Niezbyt skomplikowany w sumie układ, nawet jeżeli nikt do tej pory nie był w stanie wyjaśnić rządzących nim reguł.Żałowałem, że tak mało wiem o Cerberze.Informacja, która mi przekazano, była o wiele skromniejsza od tej jaką na ogół otrzymywałem, ale dobrze rozumiałem ich ostrożność.Tyle że teraz uczenie się szczegółów i poznawanie układów tam na miejscu zajmie mi pewnie sporo czasu.Pewnego dnia - cztery posiłki - po przylocie do statku-bazy bujanie, wstrząsy i łomoty wywołały u mnie lekką chorobę morską i zmusiły do położenia się na koi.Nie zmartwiłem się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •