Home HomeAuel Jean M Wielka wedrowka (SCAN dal 1070)Auel Jean M Wielka wedrowka (2)brantome Żywoty pań swowolnych (2)May Karol WyÂścig z czasemNorton Andre Gwiezdny zwiadGordon R. Dickson Smoczy rycerz t.1Dickson Gordon R Taktyka bleduHenryk Sienkiewicz ogniemimieczem t1Kondratow Aleksander Zaginione cywilizacjeCollins Suzanne Igrzyska Âśmierci 01 Igrzyska Âśmierci
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam0012.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Podążające za nią kobietyustawiły się rzędami z tyłu, kolejne ich setki pozostały dalej,jako że policja nie dopuściła ich ze względu nabezpieczeństwo.Na chodniku naprzeciwko stali fotografowie,którzy wołali:- Spójrz tutaj, Marto!- Obróć trochę głowę, kochanie!Kobiety zaintonowały pieśń  Naprzód, żołnierzeChrystusa", stary protestancki hymn, którego Marta nie znała, a potem śpiewały  Keep the Home Fires Burning", piosenkę ztej wojny - choć właściwie nie było to miejsce na pieśniwojenne.Ale być może Joe słyszał je tej ostatniej nocy na wojnie,tej nocy, kiedy tak ją wzywał, tej nocy, kiedy umarł.Alex przygotował chorągiewkę na patyku z napisem:Joe Rossi, bohater, zabity we Francji, lat 14.Teraz kobiety śpiewały jeszcze coś innego, ale Marta jużnie słuchała.Myślała o Joem.Wrażenie było tak realistyczne,jakby była w stanie wywołać jego ducha, jakby stał terazprzed nią, szeroko uśmiechnięty, ledwie widoczny, prawieprzezroczysty.Wyciągnęła ręce i dotknęła cienia jego twarzy,warg, podbródka, włosów.Czuła jego zapach, czuła jegooddech na twarzy.Objęłaby go, gdyby nie zniknął, nierozpłynął się w powietrzu.Nadał jednak czuła wyraznie jegoobecność.Drzwi numeru dziesiątego się otworzyły i z domu wyszedłjakiś mężczyzna.Powitano go lekkim okrzykiem, chociaż tobynajmniej nie był premier Herbert Asquith, którego wczorajClive i Alex dokładnie jej opisali.Ten pan był w miaręprzystojny, miał jasnobrązowe włosy i miły uśmiech.Ależ ona go znała! Nie była wcale zaskoczona, kiedymężczyzna podszedł, uścisnął jej obie ręce i ucałował.- Marto - rzekł - ależ ty jesteś dzielna! I co za poświęceniez twojej strony! Jestem naprawdę dumny, że mogę się uważaćza twojego przyjaciela.To był Arthur Hanson, asystent Normana Browna, członkaParlamentu z Liverpoolu.- Kiedy powiedziałem premierowi, że się znamy,dostałem specjalne zezwolenie na powitanie cię na DowningStreet.- Witaj, kochany. Była zbyt przejęta, aby powiedzieć coś więcej.Towrażenie, że Joe jest tu z nią razem, i że tylu ludzi chcesłuchać jej każdego słowa.ścisnął jej dłonie.- Premier jest w drodze, wraca teraz z Chequers.Wejdziesz do środka? Kiedy przyjedzie, będzie z tobąrozmawiał osobiście.Już miała przyjąć jego ofertę, ale się rozmyśliła.- Nie - rzekła zdecydowanie.- Jeżeli pozwolisz, nie wejdędo środka.Nie jestem tu jedyna, która straciła kogośukochanego na tej strasznej wojnie.Jest ze mną mnóstwoinnych kobiet.Nie chcę, żeby mnie traktowano jakośspecjalnie.Jeżeli premier zechce ze mną rozmawiać, musi tozrobić tu, przy wszystkich.Arthur Hanson się uśmiechnął.- Mogłem się tego spodziewać, Marto.- Złożył jej lekkiukłon.- Zobaczę, co się da zrobić. Brawo, mamo!" - usłyszała głos Joego, który ciąglejeszcze gdzieś tutaj był.* * *Ani Clive, ani Alex nie mieli pojęcia, co się dzieje przeddomem na Downing Street.Stali o wiele za daleko.Jednakwedług relacji wychodzącego tego samego popołudniadziennika  Evening Standard", kiedy na ulicę wjechałsamochód premiera, on sam wysiadł i podszedł uścisnąćMarcie rękę.Rozmawiali mniej więcej dwie i pół minuty,potem ściskał ręce innych kobiet.Wreszcie polityk podszedłdo drzwi numeru dziesięć, cały czas machając zgromadzonymręką.Zniknął wewnątrz, a tłum zaczął śpiewać hymn Jerusalem".Clive i Alex słyszeli ten śpiew, kiedy się oparli obalustradę na Parliament Square, blisko miejsca, gdzie Clivezaparkował auto.Zastanawiali się głośno, jak długo będą musieli czekać na Martę.Nic nie wskazywało na to, żeby tłummiał się rozchodzić.- Pójdę jej poszukać - zaproponował Alex.- A nawypadek, gdybyśmy się pogubili, spotkajmy się gdzieśpózniej: musimy napisać ostatni odcinek Wędrówki Marty.Gdzie, jak myślisz?- W Birmingham? - Clive rozmyślał akurat, jak dziwniebrzmi ta pieśń śpiewana wyłącznie przez kobiety.- To będziew połowie drogi między Londynem i Manchesterem.Spotkajmy się w tym hotelu, w którym mieszkaliśmy.- Dobry pomysł, staruszku.- Clive aż się skrzywił, kiedyjego ramię potraktowano potężnym klepnięciem.- Wiesz co?Kiedy Marta przyjdzie, ty ją zawiez do domu.I jeżeli japrzyjdę, a ciebie nie będzie, zrozumiem, że już ją znalazłeś.Jeśli natomiast ja ją znajdę, przyprowadzę ją tutaj do ciebie,żeby nie było zamieszania.Och, to samo, jeżeli idzie o Kate.- Rozumiem - skłamał Clive, zupełnie zdezorientowany.Stał tam, gdzie był, przez jakieś pół godziny, czując sięcoraz bardziej samotny, coraz bardziej wyobcowany - i poczułogromną ulgę, kiedy wreszcie zobaczył Martę, rozczochraną,kulejącą, ale zdążającą w jego stronę.- Ludzie podeptali mi dosłownie wszystkie palce u nóg -poskarżyła się.- I powiedzieli, że kiedy już urodzę dziecko,mam tu, w tym cholernym miejscu stale wygłaszaćprzemówienia.Mogę wejść z tyłu i położyć się? - poprosiła.- Naturalnie, Marto.- Otworzył drzwiczki.- Copowiedziałaś premierowi?- To, co mu chciałam powiedzieć, ale nie pamiętam, comi odpowiedział.- Wsiadła do auta.- Był cały czas bardzomiły, tylko Joe mi bez przerwy przeszkadzał.- Joe? - Clive poczuł dreszcz w krzyżu.- Pyskaty mały łobuziak - rzekła z przejęciem.- Bezprzerwy robił bardzo niegrzeczne uwagi.I wiesz co, Clive? O mało nie dygnęłam przed panem Asquithem.Gdybym tozrobiła, znienawidziłabym siebie do samej śmierci!Odwrócił się i spojrzał na nią.Jej policzki płonęły, uszyteż.- Jak się czujesz? - spytał zaniepokojony.Chciałby, żeby tu była Kate i zaopiekowała się Martą.- Beznadziejnie, jeżeli chcesz wiedzieć.- Roześmiała siętrochę histerycznie.- Mam wrażenie, że głowę ktoś minakręcił kluczykiem.Jeżeli gdzieś przepadnie, brzęcząc jaknakręcany bąk, będziesz wiedział dlaczego.Zapadła się w głąb siedzenia i kapelusz jej spadł z głowy.Clive go podniósł i położył na półce z tyłu.Martwił się oMartę.Niewiele wiedział o kobietach w jej stanie, ale miałwrażenie, że powinny dużo odpoczywać.Miał raptem siedemlat, kiedy na świat przyszła Veronika, ale pamiętał, że podkoniec ciąży matka codziennie dużo odpoczywała.No, coprawda Marta była mocniejszej konstrukcji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •