Home HomeBrzezinska Anna, Wiœniewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garœć złotaGrange Jean Christophe Przysięga otchłaniPrzysiega otchlani Grange Jean ChristopheWielka Czworka v10Lee Maureen Wędrówka MartyAuel Jean M Rzeka powrotu (SCAN dal 948)Cervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don KichotAsimov Isaac Agent Fundacji (2)Van Vogt A. E Producenci broni (SCAN dal 979)antyk (46 stron)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oknapcv.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nagle, przez kurzawę i dym, Ayla zobaczyła konia, który zwolnił biegu, próbował zawrócić i oprzeć się popychaniom spłoszonych, przebiegających obok koni, zarażających swoim strachem przed ogniem.W pełnym dymu powietrzu nie widać było koloru sierści, ale Ayla wiedziała, że to Whinney.Gwizdnęła znowu, żeby dodać jej odwagi, i spostrzegła, że jej ukochana kobyła zatrzymała się, pełna wahania.Instynkt poruszania się razem ze stadem był bardzo silny, ale ten gwizd zawsze oznaczał pewność, bezpieczeństwo, miłość, a Whinney nie bała się tak bardzo ognia.Wyrosła koła dymiącego ogniska.Dla niej ozna­czał jedynie bliskość ludzi.Ayla zobaczyła, że Whinney stoi w miejscu, podczas gdy inne konie przebiegają obok lub wpadają na nią, próbując ją wyminąć.Popędziła Zawodnika do przodu.Kobyła zaczęła iść w jej kie­runku, ale nagle, jakby z chmury dymu, pojawił się jasny ogier i próbował odciąć jej drogę, rżąc ostrzegawczo na Zawodni­ka.Nawet w tej panice próbował trzymać swoją nową kobyłę z daleka od młodszego samca.Tym razem Zawodnik odpowie­dział gniewnym rżeniem, stanął dęba, uderzył kopytami w zie­mię i ruszył na większe zwierzę, nie pamiętając w podnieceniu, że jest zbyt młody i niedoświadczony, by walczyć z dojrzałym ogierem.Wtedy, z jakiegoś powodu - nagłej zmiany decyzji czy też pod wpływem strachu - ogier obrócił się tyłem i odgalopował.Whinney poszła za nim i Zawodnik popędził do przodu, żeby ją dogonić.Stado było coraz bliżej krawędzi skały i pewnej śmierci, jaka je czekała w dole przepaści, a kobyła z sierścią koloru dojrzałego siana i młody, brązowy ogier, którego urodziła, wraz z kobietą siedzącą na jego grzbiecie pędzili z nimi razem! Z zajadłą determinacją Ayla zmusiła Zawodnika do zatrzymania się tuż przed pyskiem Whinney.Rżał ze strachu, chciał biec w panice wraz z pozostałymi końmi, ale powstrzymywała go kobieta i rozkazy, którym nauczył się być posłuszny.Wszystkie konie przebiegły obok.Whinney i Zawodnik stały, dygocąc ze strachu, kiedy ostatnie ze stada zniknęły poza kra­wędzią przepaści.Ayla wstrząsnęła się na odległe dźwięki rżą­cych, wrzeszczących koni, a potem ogłuszyła ją cisza.Mogła znaleźć się tam, na dole, razem z Whinney i Zawodnikiem.Ode­tchnęła głęboko, myśląc o tym, czego o włos uniknęła, i rozej­rzała się za Jondalarem.Nie widziała go.Ogień przesuwał się na południowy wschód; wiatr odwiewał płomienie z południowo-zachodniego krańca po­la - ale już odegrały swoją rolę.Patrzyła we wszystkich kierunkach, ale nigdzie nie było widać Jondalara.Ayla stała sama, z dwojgiem koni, na dymiącym polu.Niepokój i strach ścisnęły jej gardło.Co się stało z Jondalarem?Zeskoczyła z Zawodnika i, nadal trzymając go za postronek, wskoczyła lekko na grzbiet Whinney, zawróciła oba konie i po­jechała do miejsca, w którym się rozstali.Dokładnie zbadała okolicę w poszukiwaniu śladów, ale ziemia pokryta była odci­skami końskich kopyt.Nagle, kątem oka, dostrzegła coś i po­biegła zobaczyć, co to jest.Serce podeszło jej do gardła, kiedy podniosła miotacz Jondalara!Przyjrzała się uważnie śladom i zobaczyła odciski stóp wielu ludzi, ale wyraźnie odbijały się wśród nich odciski dużych nóg Jondalara, obutych w jego znoszone obuwie.Widziała te odciski zbyt wiele razy na obozowiskach, by mogła mieć jakiekolwiek wątpliwości.Potem dostrzegła na ziemi ciemną plamę.Schyliła się, żeby jej dotknąć, i spojrzała na czubek swojego palca - był czerwony od krwi.Wzdrygnęła się i strach chwycił ją za gardło.Stojąc w miejscu, żeby nie zadeptać śladów, uważnie rozejrzała się dokoła, próbując zrozumieć, co się tutaj zdarzyło.Była do­świadczonym myśliwym i umiała odczytywać ślady.Wkrótce stało się dla niej jasne, że ktoś zranił Jondalara i go powlókł.Przez chwilę szła po śladach na północ.Potem rozejrzała się, żeby zapamiętać okolicę i móc na nowo znaleźć ślady, dosiadła Whinney i z Zawodnikiem na postronku zawróciła na zachód, by wziąć nosidła.Jechała na zachód z twarzą ściągniętą gniewem i ostry, pełen oburzenia grymas odzwierciedlał dokładnie jej uczucia, ale mu­siała przemyśleć sytuację i zdecydować, co ma zrobić.Ktoś zra­nił Jondalara i zabrał go, a nikt nie miał prawa tego robić.Może nie rozumiała wszystkiego na temat sposobu bycia Innych, lecz to była rzecz, której była pewna.I jeszcze jednego - nie wie­działa jak, ale go z pewnością odzyska.Poczuła ulgę na widok nosideł, nadal opartych o skałę, do­kładnie tak, jak je zostawili.Wyrzuciła z nich wszystko na zie­mię, zmieniła trochę wiązania, żeby Zawodnik mógł je nieść na grzbiecie, i zaczęła z powrotem wszystko pakować.Rano zdjęła swój pas do noszenia rzeczy - był dość nieporęczny - i we­pchnęła wszystko do nosideł.Podniosła pas i obejrzała ostry, ceremonialny sztylet, który nadal tkwił w pętli, niechcący kale­cząc się w palec.Patrzyła na maleńką kroplę zbierającej się krwi i z jakiegoś powodu chciała się rozpłakać.Znowu była sama.Ktoś porwał Jondalara.Zdecydowanym ruchem założyła pas i wepchnęła zań sztylet, nóż, toporek i broń myśliwską.Musi go szybko znaleźć! Wpa­kowała namiot na grzbiet Zawodnika, ale zatrzymała przy sobie śpiwory.Kto wie, jaka będzie pogoda? Wzięła też bukłak na wodę.Potem wyjęła placek żywności podróżnej i usiadła na skale.Nie była głodna, ale wiedziała, że potrzeba jej sił, jeśli ma wytropić ślad i znaleźć Jondalara.Martwiła ją nie tylko nieobecność mężczyzny, ale i brak Wil­ka.Nie mogła iść szukać Jondalara, dopóki nie znajdzie Wilka.Był czymś więcej niż tylko zwierzęcym towarzyszem, którego kochała; mógł się okazać niezbędny przy tropieniu śladów.Miała nadzieję, że pojawi się przed nocą, zastanawiała się, czy nie powinna się po niego cofnąć.Ale jeśli poluje? Może się z nim minąć.Mimo ogarniającego nią zniecierpliwienia uznała, że naj­lepiej jest czekać.Próbowała zastanowić się, co może zrobić, ale nie umiała nawet wyobrazić sobie możliwych sposobów działania.Sam akt zranienia kogoś i zabrania go był jej tak obcy, że trudno jej było myśleć o czymkolwiek poza tym.Wydawało się to czymś tak bezsensownym i nielogicznym.Z zamyślenia wyrwało ją skomlenie, a potem szczeknięcie.Odwróciła się i zobaczyła biegnącego ku niej Wilka, najwy­raźniej uszczęśliwionego jej widokiem.Poczuła ogromną ulgę.- Wilk! - krzyknęła z radością.- Jesteś już, i to znacznie wcześniej niż wczoraj.Lepiej się czujesz? - Po wylewnym przy­witaniu zbadała go i z zadowoleniem potwierdziła swoją poprze­dnią diagnozę: był potłuczony, ale żadna kość nie została zła­mana, i był w znacznie lepszym stanie niż poprzedniego dnia.Postanowiła ruszyć natychmiast, żeby znaleźć trop, póki jest jasno.Przywiązała postronek Zawodnika do rzemienia, który przytrzymywał jeździecką płachtę na Whinney, i dosiadła kobyły.Zawołała Wilka, żeby szedł za nią, i ruszyła w kierunku wytro­pionych śladów.Dojechała do miejsca, gdzie znalazła odciski stóp Jondalara i innych ludzi, jego miotacz i plamę krwi, teraz tylko brązowawe zabarwienie gruntu.Zsiadła, żeby jeszcze raz zbadać okolicę.- Musimy znaleźć Jondalara, Wilk - powiedziała.Zwierzę patrzyło na nią pytająco.Przysiadła wygodnie w kucki i przypatrywała się odciskom stóp, starając się zorientować, ilu było tu ludzi, jak również zapamiętać kształty i wielkość odcisków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •