[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Gdzie? Gdzie? Musi mi pan powiedzieć! Gdzie?— Pamięta pani o naszej umowie?— Tak, tak, zaufam panu.Szybko! Musimy zdążyć, zanim tamci wrócą.Złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.Poszedłem za nimi.Wyszliśmy do pierwszego pokoju i skierowaliśmy się do tunelu, którym tu przyszliśmy.Nieco dalej korytarz się rozwidlał.Skręciliśmy w prawo.Potem było jeszcze wiele rozwidleń.Hrabina nie wahała się, wybierając drogę.Biegła coraz szybciej.— Żebyśmy tylko zdążyli — powtarzała, ciężko dysząc.— Musimy stąd wyjść, zanim wszystko wybuchnie.Biegliśmy.Domyślałem się, że tunel przechodzi pod górą i że kierujemy się ku jakiemuś innemu wyjściu, po drugiej stronie.Pot wąskimi strumyczkami spływał mi po twarzy, ale nie zatrzymałem się ani na moment.Potem, gdzieś daleko, dostrzegłem światło dnia.Byliśmy coraz bliżej wyjścia.Po chwili dostrzegłem zielone krzewy.Dobiegliśmy do nich i zaczęliśmy się przeciskać.Wyszliśmy na powierzchnię.W bladym świetle świtu wszystko wydawało się różowe.Poirot mówił prawdę.Góry były otoczone.Zanim mój wzrok przyzwyczaił się do światła, zostałem skrępowany przez trzech mężczyzn.Dopiero po chwili puścili mnie, zaskoczeni.— Szybko! — zawołał mój towarzysz.— Szybko, nie mamy czasu do stracenia…Nie zdążył dokończyć zdania.Ziemia pod naszymi stopami zadrżała, usłyszeliśmy przerażający huk i cała góra zatrzęsła się w posadach.Nie sposób było utrzymać się na nogach.Nie wiem, jak długo byłem nieprzytomny.Kiedy doszedłem do siebie, leżałem w obcym łóżku, w nieznanym mi pokoju.Przy oknie ktoś siedział.Słysząc, że się ruszam, odwrócił się i podszedł do łóżka.Poznałem Achillesa Poirot.Chociaż… Dobrze mi znany, ironiczny głos rozwiał ostatnie wątpliwości.— Ależ tak, mój przyjacielu, to ja.Achilles, mój brat, wrócił na swoje miejsce: do krainy baśni.Przez cały czas byłem przy tobie.Nie tylko Numer Czwarty potrafi stroić się w cudze piórka.Kilka kropel belladonny do oczu, ofiara z moich pięknych wąsów, szrama, którą okupiłem dwa miesiące temu wielkim bólem… Nie mogłem przecież ryzykować.Numer Czwarty był przebiegły i spostrzegawczy.Bardzo mi pomogłeś.Byłeś święcie przekonany o istnieniu Achillesa Poirot.Ten sukces co najmniej w połowie zawdzięczam tobie, przyjacielu.Oni musieli uwierzyć, że Herkules Poirot został na zewnątrz i kieruje całą operacją.To był jedyny blef.Poza tym, wszystko było prawdziwe: anyż, kordon otaczający góry…— Dlaczego nie pozwoliłeś, żeby ktoś zajął twoje miejsce?— Miałem się zgodzić, żeby dostali cię w swoje ręce? Co ty sobie myślisz! Zresztą, od początku miałem nadzieję, że hrabina pomoże nam się wydostać.— Nie rozumiem, jak udało ci się ją namówić.Nawet ja nie uwierzyłem w historyjkę, którą jej opowiedziałeś.— Hrabina jest od ciebie dużo inteligentniejsza.Na początku dała się nabrać i myślała, że jestem bratem— bliźniakiem Herkulesa, ale szybko domyśliła się prawdy.Kiedy powiedziała: „Jest pan bardzo inteligentny, panie Achillesie Poirot”, wiedziałem, że mnie poznała.Wówczas musiałem zagrać kartą atutową.— Chodzi ci o te bzdury z przywracaniem życia zmarłym?— Tak.Widzisz, ja wiem o tym dziecku wszystko.— Co?— Znasz moje motto: bądź przygotowany.Kiedy tylko dowiedziałem się, że hrabina Rosakow współpracuje z Wielką Czwórką, zacząłem badać jej powiązania.Dowiedziałem się, że miała dziecko, które podobno zginęło; w historii związanej z jego śmiercią było kilka nieścisłości, które obudziły we mnie podejrzenie, że wszystko to może być tylko grą.W końcu udało mi się odszukać chłopca.Musiałem za niego zapłacić dużo pieniędzy.Biedny malec, był ledwie żywy z głodu.Umieściłem go u dobrych ludzi, w bezpiecznym miejscu.Tam zrobiłem mu zdjęcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]