[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Laboga, panocku, w gembie mi zaschło, co godoć nie mogem.Dwóch młodych chłopców podeszło z wiadrami do koryta, ale zaczekali, jak kazał obyczaj, aż zwierzęta napiły się do syta, a zimna górska woda znowu się ustała.Piemur i Sebell popędzili wtedy zwierzęta w kierunku tej części łąki, na której odbywał się targ.Zarządca Warowni, o twarzy ściągniętej i z cieknącym nosem, niemal rzucił się na nich, żądając opłaty za wstęp na Zgromadzenie.Sebell natychmiast zaczął narzekać na wysokość opłaty i obydwaj zaczęli się handryczyć.Sebell zbił cenę w dół o całą markę, zanim oddał swoją monetę, ale nie oponował, kiedy Zarządca pogardliwym gestem wskazał im najmniejszą zagrodę na końcu szeregu.Piemur miał właśnie zaprotestować, kiedy czeladnik ostrzegawczo ścisnął go ręką za ramię.Podnosząc ze zdumieniem wzrok na towarzysza, Piemur zauważył jego niemal niedostrzegalny ruch głowy.Odczekał dyskretnie kilka sekund, a potem niedbale się rozejrzał.Trzech mężczyzn ruszyło za nimi w kierunku wyznaczonego im miejsca.Piemura przeszedł dreszcz strachu i aż mu dech zaparło, dopóki nie poznał charakterystycznego kroku hodowców i nie zorientował się, że są to potencjalni kupcy.— A nie godołek ci, co mam piykne bydlątka? — wycedził Sebell półgłosem.— I pewnikiem syćkie piyniądze potracicie hań w karanie odparł Piemur nadąsanym tonem, ale ramiona mu zadrgały, gdy tłumił rozbawienie.Nie miał cienia wątpliwości, że Sebell idealnie odegra również i rolę uszczęśliwionego, pijanego hodowcy.I uda mu się, nie obrażając nikogo, powiedzieć to, co by trzeźwemu nigdy nie uszło na sucho.Zamknęli zwierzęta w zagrodzie i Sebell posłał Piemura, żeby targował się o paszę.Udało mu się zaoszczędzić ósmaka na tym interesie i wetknął go do swojej kieszeni, jak by to zrobił każdy uczeń na jego miejscu.Sebell również się już targował z jednym z mężczyzn, podczas gdy pozostali bacznie badali zwierzęta, obmacując je i oglądając.Piemur zastanawiał się, skąd u licha udało się Sebellowi zdobyć hodowane w górach zwierzaki, o zniszczonych na skałach kopytach i kudłatym futrze.Nie potrafił sobie wytłumaczyć, podobnie jak i potencjalni nabywcy, jak to się stało, że były takie tłuste po długiej zimie, więc przykucnął i przysłuchiwał się tłumaczeniom Sebella.Można było mieć pewność, że kto jak kto, ale harfiarz dobrze będzie snuł swoją opowieść i szacunek Piemura do czeladnika wzrastał proporcjonalnie do tego, jak opowiadana przez mego historia obrastała w szczegóły.Sebell chciał przekonać swoich słuchaczy, że zastosował po prostu starą sztuczkę, przekazywaną z ojca na syna: należało sporządzić mieszankę traw i ziół i doprawić ją ściśle określoną ilością jagód i dobrze rozmoczonych suszonych owoców.Opowiadał, że on i jemu podobni musieli się czasami obejść smakiem, żeby tylko starczyło dla zwierząt, a Piemur bezzwłocznie wciągnął policzki, żeby nabrać odpowiednio wynędzniałego wyglądu.Sebell opowiadał, jak to jego ludzie wędrują po południowych stokach jego pagórkowatego gospodarstwa w poszukiwaniu młodych, słodkich traw, będących doskonałą paszą, a Piemur widział, jak oczy mężczyzn zatrzymują się na sińcach, które żółciły mu się na policzku i brodzie.Ta grupa poważnych słuchaczy przyciągnęła jeszcze więcej ludzi, którzy z szacunkiem trzymali się z tyłu, ale na tyle blisko, żeby wszystko słyszeć.Piemur nie mógł się połapać w tym, że chociaż zwierzęta nosiły bardzo stare znaki ruathańskiej hodowli, ich wtórne oznakowanie także było dobrze wytarte.Potem zdenerwował się na siebie: Sebell już wcześniej musiał dokonywać takich wyczynów.Bez wątpienia gdzieś w Ruacie był taki gospodarz, który trzymał u siebie kilka zwierząt specjalnie na użytek Cechu Harfiarzy.Zaczął się odprężać i z radością przysłuchiwał się, jak Sebell snuje swoją opowieść.Słońce było już dobrze nad górami, nim Sebell dobił targu.Jeden człowiek kupił trzy zwierzaki, a pozostali po jednym za bardzo dobrą cenę.Zastanawiał się, czy pieniądze te zwrócą to, co Sebell wydał na zakup zwierząt i ich utrzymanie.Zachowując jak należy chłodny wyraz twarzy podczas targu, Sebell pozwolił, by mu tę jego pokrytą brudem twarz rozjaśniła radość, kiedy starannie chował marki do sakiewki przy pasie, podczas gdy nowi właściciele popędzali przed sobą zwierzęta.— Nie sądziłem, że tyle zarobię, ale ta sztuczka zawsze mi się udaje! — wymamrotał Sebell cicho do Piemura.— Sztuczka?— Pewnie — powiedział półgłosem Sebell, wytrzepując kurz z ubrania.— Jak się pojawisz zakurzony, wcześnie, z dobrze odkarmionymi zwierzętami, natychmiast się na dębie rzucą mając nadzieję, że jesteś ogłupiały ze zmęczenia.— Skąd je masz?Sebell błysnął uśmiechem do Piemura.— Sekret cechowy.A teraz leć już.— Puścił do Piemura oko i szorstko go popchnął.— Idź, chłopce, obzieraj się po syćkiem! — dodał głośniejszym tonem.— Najdę de, kie będę fdał iść prec.Obszedłszy raz w koło niewielkie skupisko stoisk, Piemur doszedł do wniosku, że widywał już wspanialsze Zgromadzenia.U piekarza nie mieli kipiących ciastek, a Cechy wyraźnie przysłały jako swoją reprezentację bardzo młodych czeladników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]