[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te, które zupełnie się nie nadawały.Jakkolwiek z góry przystała na wszystko, była względnie niewinna i wrzeczywistości nie zdawała sobie sprawy, co jej zgoda może obejmować.Jednakże.tak, to będzie dobre.Momentalnie wiedział, że się uda, żespodoba się jej, gdy posiądzie ją w taki sposób.Przerwał pocałunek, spojrzał przelotnie na jej twarz, a potem mocnochwycil dłoń, którą ciągle otulała jego erekcję, i poprowadził - powlókł -Linnet przez pokój.Zatchnęła się, zaskoczona, lecz rychło zebrałaspódnice, dotrzymując mu tempa.Gdy znalezli się przy końcu łóżka, szarpnięciem przyciągnął ją dosiebie, uniósł ramię nad jej głowę i zaczął ją110okręcać, okręcać, aż wreszcie zatrzymał gwałtownie przed stojącymlustrem w rogu sypialni.Ponad jej głową spojrzał na odbicie w lustrze, widoczne dziękimiękkiemu blaskowi świecy ustawionej na komodzie przy drzwiach.Zwiatło omywało Linnet na tyle, że oboje widzieli jej szeroko otwarteoczy i rumieniec na alabastrowej skórze, podczas gdy Logan, w surducieciemnej barwy, czarnych spodniach i butach, z ciemnymi włosami iopalenizną, jawił się zaledwie jako mroczny cień za jej plecami.Idealnie.- To przedstawienie.- Ujął ją za ramiona, złożył palący pocałunek wzagłębieniu jej szyi.Nie podnosząc głowy, popatrzył w lustro i uwięzi! jejspojrzenie.- Erotyczne przedstawienie, w którym ty będziesz aktorką.Wzięła głęboki oddech, jej piersi napęczniały pod wieczorową suknią.Gdy otwarła usta, położył na nich palec.- Pierwsza zasada w tej sali: nic nie mówisz.Będę wydawał rozkazy, aty będziesz je wypełniać.Wolno ci jęczeć, łkać, nawet krzyczeć.a wierzmi, że będziesz.ale z twoich ust nie może paść ani jedno słowo.Choćbytylko moje imię.- Nadal patrząc jej w lustrze w oczy, spyta! cicho: -Zrozumiałaś?Otworzyła usta, gdy jednak uniósł brew, zamknęła je i skinęła głową.- Doskonale.Zaczynajmy.W pierwszej kolejności wyjął jej z włosów szpilki.Linnetspodziewała się, że usunie wszystkie, lecz nie - wyjął jedną tu, inną tam,skupiając się na układaniu poszczególnych pasm na jej ramionach,drapowaniu ich wokół szyi.Stała i obserwowała go w lustrze, leczwidziała, co robi, jedynie wówczas, gdy jego opalone dłonie pojawiały sięz przodu, na jej ramionach.Dopiero wtedy słaby blask świecywydobywał je z mroku.%7łałowała właśnie, że nie przyniosła kandelabru zamiast pojedynczejświecy, gdy on raptem stracił zaintere-111sowanie jej włosami i skoncentrował się na piersiach.Poczuła na nichżar jego spojrzenia.Obserwowała w lustrze, jak jej sutki twardnieją pod szlachetną wełnąsukni.- Rozepnij stanik.To przedstawienie.Erotyczne przedstawienie, w którym ty będzieszaktorką.Wreszcie zrozumiała.Sięgając do góry, by wypełnić polecenie,zastanawiała się, jaką naukę wyniesie z tej lekcji.Zielona suknia byłazapinana z przodu, rząd perłowych guziczków biegł przez środek stanika.Linnet odpięła pierwszy z nich, skora się tego dowiedzieć.Zledził wzrokiem jej palce, kiedy miarowo przesuwały się w dół.Gdydotarła do linii podwyższonego stanu, zawahała się i popatrzyła na niego.- Nie przestawaj.Plecy muskał jej bijący od niego żar, wyczuwała twardość, siłę, męskąmoc, trzymane w ryzach tuż za nią, uzbrojone, gotowe do działania, leczznajdujące się w pełni pod kontrolą.Z chęcią przełamałaby tę kontrolę,starła ją na proch, ale to, jak przypuszczała, była już lekcja na inny dzień.Dzisiaj.Odpięła ostatni guzik, na wysokości bioder, i zatrzymała się.Nieomalspytała Co dalej?"; opamiętała się w porę.- Zsuń suknię z ramion, uwolnij ręce z rękawów i pozwól jej opaść napodłogę.Wykonała polecenie.Kiedy suknia opadła, tworząc krąg wokół jejstóp, Linnet zrozumiała, dlaczego wcześniej uwolnił tylko kilka pasm jejwłosów.Gęste, falujące, sięgały jej niemal do pasa, gdyby więc całkiemje rozpuścił, przesłoniłyby mu górną część jej ciała.Najwyrazniej zaś jego celem nie było samo rozebranie Linnet.- Zdejmij koszulę - rozkazał znowu - i podaj mi ją.Pochyliła się, chcącchwycić skraj kończącej się tuż poniżej kolan koszuli, i wbiła siępośladkami w jego pa-112chwinę.Nie odsunął się.Wyprostowała się, tracąc z nim kontakt, izdjęła koszulę przez głowę, a wtedy przeszył ją dreszcz niezwykłejświadomości.Podała mu koszulę przez ramię.Wziął ją, muskając palcami jej palce.Z trudem zapanowała nad kolejnym dreszczem.Spodziewała się, że każe jej teraz zdjąć halkę, ale zamiast tegowycedził:- Zobaczmy.Jej piersi, choć wcale ich nie dotknął, nawet nie musnął, byłynabrzmiałe, sutki stwardniały boleśnie.- Rozepnij guziki.Halka miała z przodu sięgające do pępka rozcięcie, zapinane napłaskie guziczki, którymi Linnet zwykle nie zawracała sobie głowy.Zaczęła je rozpinać, jeden po drugim.Rozcięcie rozchyliło się, ukazującalabastrową biel jej skóry, zagłębienie między piersiami.Zanim dotarła do końca rzędu, jej nerwy się napięły, owładnęło niąniecierpliwe wyczekiwanie.- Rozchyl halkę i zaprezentuj mi piersi.Jestem twoją widownią,wystaw je przede mną na pokaz.Chwyciła palcami delikatny materiał i śmiało rozwarła halkę,obnażając piersi przed jego palącym spojrzeniem.Czuła, jak sunie nim pojej nagim ciele.- Patrz na swoje ciało, nie na mnie.Posłuchała, przenosząc wzrok z ciemności za plecami na biały blaskswych piersi - i odkryła, że osobliwość jednoczesnego widzenia iodczuwania dziwnie ją podnieca.Przyglądała się, jak po jej białej skórzerozlewa się delikatny rumieniec, narastało w niej znamienne ciepło, sutkistwardniały jeszcze bardziej, kiedy doznanie przybrało na sile i piersizaczęły jej ciążyć.- Dobrze.- Chrapliwy pomruk omył jej ucho.- Nie przestawaj nasiebie patrzeć.Sięgnął zza jej pleców, delikatnie ujął w dłonie piersi.Aż nazbytdelikatnie, lecz już wkrótce dotykał jej inaczej,113jawnie zawłaszczając.Jego opalone dłonie kontrastowały z bieląskóry Linnet, kiedy okrążyły jej piersi, wzięły w niewolę sutki,przetoczyły je między palcami, ścisnęły - a pod nią ugięły się kolana.- Stój prosto, nie opieraj się o mnie.Przełknęła ślinę i spróbowała wypełnić polecenie.Stał tuż za nią, ichciała dzieliło ledwie kilka centymetrów, wnosząc z tego, że jej plecyomywał bijący od niego żar.Otoczył ją silnymi ramionami, zamknął wstalowej klatce, lecz dotykał jej tylko dłońmi - tymi niecnymi, złak-nionymi dłońmi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]