[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Będę pachniał jak makaron.Tylendel zaśmiał się.- Nie kuś mnie o tak wczesnej porze, Vanyelu - ashke.To cynamon i nagietek.Dobre na skurcz mięśni i biedne, zmaltretowane palce.Rozmasował dłoń Vanyela aż po koniuszki palców.Skurcz ustąpił niemal całkowicie, a balsam, zamiast szczypać - jak się tego spodziewał Vanyel - uśmierzał ból wszędzie tam, gdzie wcierał go Tylendel.- A teraz zabandażujemy.- Jak ty przed chwilą mnie nazwałeś? - Ashke? To Tayledras, język Sokolich Braci.Wszystkie te maski z piór na ścianie Savil we wspólnej izbie pochodzą z Tayledras.Savil odbywała naukę wspólnie z jednym z ich Biegłych, Gwiezdnym Wichrem k'Trevą, a oni uczynili ją Skrzydlatą Siostrą.To dla nich coś jak brat krwi.Tylendel, nie spiesząc się, z troskliwością owijał każdy palec przyjaciela.Vanyel nie miał nic przeciwko temu powolnemu tempu, bo teraz, gdy ból ustąpił, zabiegi owe niosły z sobą coś zmysłowego.- Kiedy tylko w naszym języku zabraknie właściwego słowa na określenie czegoś, Savil ucieka się do mowy Sokolich Braci i używa ich wyrażeń.Na przykład shay'a'chern.oznacza.och.“ktoś, czyj kochanek jest jak on sam”, tej samej płci, nie “taki sam” w sensie kazirodczym (nie jest to brat lub siostra) czy też ze względu na podobnezainteresowania.To bardzo skomplikowany język.Tylendel podniósł wzrok i Vanyel spostrzegł iskry rozbawienia na dnie jego oczu.- Smakowicie pachniesz.Jesteś pewny, że chcesz pójść na zajęcia dzisiejszego popołudnia? - Przyrzekliśmy Savil, że dziś będziemy cnotliwi - przypomniał Vanyel, mimo wzbierającego w nim pożądania.Tylendel westchnął ciężko.- Niestety, to prawda.Cóż, “ashke” oznacza po prostu ,,ukochany”.I tak jest to już częścią twego nazwiska - ashke, Ashkevron.Widzisz?Zamaszystym ruchem wykończył opatrunek na ręce przyjaciela, zawiązując końce bandaża w ozdobną kokardę.- Ashke - zadumał się Vanyel.- Podoba mi się to.- Pasuje do ciebie, ashke.Savil mówi, że Sokoli Bracia rzadko posługują się imionami nadanymi im przy narodzinach.Gdy zostają magami, wybierają sobie przydomki.Może właśnie takie imię zawsze było tobie przypisane.A teraz, zanim postanowię złamać dane Savil słowo, chodźmy zjeść obiad i zachowajmy wstrzemięźliwość!Savil podniosła wzrok sponad książki i przetarła zmęczone, zachodzące już mgłą oczy.Tylendel i Vanyel, pochłonięci nauką, zajmowali kanapę naprzeciwko niej.Światło świecy otaczało aureolą złote loki Tylendela i rozświetlało swym ciepłym blaskiem jego złoto-brązową tunikę.Siedzący obok Vanyel, odziany w głęboki błękit, zdawał się stanowić przedłużenie jego cienia.Wspólnie czytali podręcznik historii Vanyela.Każdy z nich przytrzymywał z jednej strony rozłożoną na kolanach książkę.Tylendel objął Vanyela ramieniem, a ich głowy stykały się we wspólnym skupieniu.Od czasu do czasu Savil dobiegał cichy pomruk pytań zadawanych przez bratanka, po których następował o kilka tonów wyższy szelest odpowiedzi Tylendela.To dziwne, że starszy, Tylendel, mówi tenorem, a młodszy, Vanyel, ma głos niższy, głębszy od niego.- Zadumała się, mrużąc ze znużenia powieki.Ale i tak dobrali się w niezwykły sposób.Nigdy nie przypuszczałabym, że Vanyel, syn Withena, jest shay'a'chern,Ziewnęła niemo i przymknęła oczy.Sylwetki obydwu chłopców po drugiej stronie pokoju zlały się w złotogranatową plamę.Vanyel musi sprawić, żeby Lendel przynajmniej czasami przestał myśleć o tej przeklętej waśni.Chętnie bym go do tego zachęciła.Nawet jeśli czasami mam ochotę ukręcić mu głowę za to zadzieranie nosa, wydaje mi się, że pod wpływem Lendela Vanyel zaczyna postępować troszkę bardziej rozważnie, a nawet staje się grzeczniejszy.Na szczęście Mardik i Donni biorą poprawkę na wszystko, co mówi, inaczej sami zbiliby go na kwaśne jabłko.Niech ich bogowie błogosławią! On czasem nawet niechcący potrafi zachować się tak niegrzecznie!Koniuszkiem kciuka przesuwała skórki przy paznokciach.Chłopiec żył w kompletnej izolacji, więc przypuszczam, iż nie powinnam być zaskoczona jego zachowaniem.Dzięki pomocy bogów, Lendel zdaje się nieco go cywilizować.Już można zauważyć, że jest bardziej cierpliwy i chyba dużo milszy, a z pewnością mniej arogancki.Moje relacje powinny być wystarczająco zadowalające dla Withena, aby pozwolił chłopcu tu zostać.Widząc, jak Vanyel w skupieniu pochyla się nad książką, powstrzymała grymas wykrzywiający właśnie kąciki jej ust.Wygląda na to, że dobrze się bawi.Nie powiem, żebym miała coś przeciwko temu, aby mój Lendel pomagał mu w nauce! Biedaczysko, zawsze wtedy gdy angażuje się w coś emocjonalnie, nie jest w stanie wykonać nawet połowy tego, co zaplanował.Wciąż jednak nie mam pewności, czy podoba mi się sposób, w jaki Vanyel uzależnia się od Lendela.To nie wróży nic dobrego dla żadnego z nich.W przyszłości może im to przysporzyć nawet kłopotów.Nagle, mimo że wzrok Tylendela wciąż spoczywał na książce, dotknęła ją cieniutka nitka myśli płynących z drugiego końca pokoju.- Wiem, że taki widok przynosi ci ulgę, moja nauczycielko.- Och, jakże ślicznie wyglądacie razem, mój mały diabełku - odpowiedziała tym samym tonem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]