Home HomeBriggs Patricia Mercedes Thompson 08 Niespokojna NocAnne McCaffrey & Mercedes Lacke Statek ktory poszukiwalHuelle Pawel Mercedes Benz (3)Huelle Pawel Mercedes BenzLackey Mercrdes PrzesileniePierce Tamora Krag Magii [Tam Ksiega DajiGoodkind Terry Pierwsze prawo magiiNorton Andre Na skrzydlach Magii (SCAN dal 1CROWLEY Aleister Księga Jogi i MagiiGroom Winston Gump i spolka
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Będę pachniał jak makaron.Tylendel zaśmiał się.- Nie kuś mnie o tak wczesnej porze, Vanyelu - ash­ke.To cynamon i nagietek.Dobre na skurcz mięśni i biedne, zmaltretowane palce.Rozmasował dłoń Vanyela aż po koniuszki palców.Skurcz ustąpił niemal całkowicie, a balsam, zamiast szczypać - jak się tego spodziewał Vanyel - uśmierzał ból wszędzie tam, gdzie wcierał go Tylendel.- A teraz zabandażujemy.- Jak ty przed chwilą mnie nazwałeś? - Ashke? To Tayledras, język Sokolich Braci.Wszy­stkie te maski z piór na ścianie Savil we wspólnej izbie pochodzą z Tayledras.Savil odbywała naukę wspólnie z jednym z ich Biegłych, Gwiezdnym Wichrem k'Trevą, a oni uczynili ją Skrzydlatą Siostrą.To dla nich coś jak brat krwi.Tylendel, nie spiesząc się, z troskliwością owijał każdy palec przyjaciela.Vanyel nie miał nic przeciwko temu po­wolnemu tempu, bo teraz, gdy ból ustąpił, zabiegi owe nio­sły z sobą coś zmysłowego.- Kiedy tylko w naszym języku zabraknie właściwego słowa na określenie czegoś, Savil ucieka się do mowy So­kolich Braci i używa ich wyrażeń.Na przykład shay'a'­chern.oznacza.och.“ktoś, czyj kochanek jest jak on sam”, tej samej płci, nie “taki sam” w sensie kazirodczym (nie jest to brat lub siostra) czy też ze względu na podobnezainteresowania.To bardzo skomplikowany język.Tylendel podniósł wzrok i Vanyel spostrzegł iskry roz­bawienia na dnie jego oczu.- Smakowicie pachniesz.Jesteś pewny, że chcesz pójść na zajęcia dzisiejszego popołudnia? - Przyrzekliśmy Savil, że dziś będziemy cnotliwi - przypomniał Vanyel, mimo wzbierającego w nim pożąda­nia.Tylendel westchnął ciężko.- Niestety, to prawda.Cóż, “ashke” oznacza po prostu ,,ukochany”.I tak jest to już częścią twego nazwiska - ashke, Ashkevron.Widzisz?Zamaszystym ruchem wykończył opatrunek na ręce przyjaciela, zawiązując końce bandaża w ozdobną kokardę.- Ashke - zadumał się Vanyel.- Podoba mi się to.- Pasuje do ciebie, ashke.Savil mówi, że Sokoli Bracia rzadko posługują się imionami nadanymi im przy narodzi­nach.Gdy zostają magami, wybierają sobie przydomki.Mo­że właśnie takie imię zawsze było tobie przypisane.A teraz, zanim postanowię złamać dane Savil słowo, chodźmy zjeść obiad i zachowajmy wstrzemięźliwość!Savil podniosła wzrok sponad książki i przetarła zmęczo­ne, zachodzące już mgłą oczy.Tylendel i Vanyel, pochłonięci nauką, zajmowali kanapę naprzeciwko niej.Światło świecy otaczało aureolą złote loki Tylendela i rozświetlało swym ciepłym blaskiem jego złoto-brązową tunikę.Siedzą­cy obok Vanyel, odziany w głęboki błękit, zdawał się sta­nowić przedłużenie jego cienia.Wspólnie czytali podręcznik historii Vanyela.Każdy z nich przytrzymywał z jednej strony rozłożoną na kolanach książkę.Tylendel objął Va­nyela ramieniem, a ich głowy stykały się we wspólnym sku­pieniu.Od czasu do czasu Savil dobiegał cichy pomruk py­tań zadawanych przez bratanka, po których następował o kilka tonów wyższy szelest odpowiedzi Tylendela.To dziwne, że starszy, Tylendel, mówi tenorem, a młod­szy, Vanyel, ma głos niższy, głębszy od niego.- Zadu­mała się, mrużąc ze znużenia powieki.Ale i tak dobrali się w niezwykły sposób.Nigdy nie przypuszczałabym, że Vanyel, syn Withena, jest shay'a'chern,Ziewnęła niemo i przymknęła oczy.Sylwetki obydwu chłopców po drugiej stronie pokoju zlały się w złotograna­tową plamę.Vanyel musi sprawić, żeby Lendel przynajmniej czasami przestał myśleć o tej przeklętej waśni.Chętnie bym go do tego zachęciła.Nawet jeśli czasami mam ochotę ukręcić mu głowę za to zadzieranie nosa, wydaje mi się, że pod wpły­wem Lendela Vanyel zaczyna postępować troszkę bardziej rozważnie, a nawet staje się grzeczniejszy.Na szczęście Mardik i Donni biorą poprawkę na wszystko, co mówi, ina­czej sami zbiliby go na kwaśne jabłko.Niech ich bogowie błogosławią! On czasem nawet niechcący potrafi zachować się tak niegrzecznie!Koniuszkiem kciuka przesuwała skórki przy pazno­kciach.Chłopiec żył w kompletnej izolacji, więc przypuszczam, iż nie powinnam być zaskoczona jego zachowaniem.Dzięki pomocy bogów, Lendel zdaje się nieco go cywilizować.Już można zauważyć, że jest bardziej cierpliwy i chyba dużo milszy, a z pewnością mniej arogancki.Moje relacje powin­ny być wystarczająco zadowalające dla Withena, aby po­zwolił chłopcu tu zostać.Widząc, jak Vanyel w skupieniu pochyla się nad książką, powstrzymała grymas wykrzywiający właśnie kąciki jej ust.Wygląda na to, że dobrze się bawi.Nie powiem, żebym miała coś przeciwko temu, aby mój Lendel pomagał mu w nauce! Biedaczysko, zawsze wtedy gdy angażuje się w coś emocjonalnie, nie jest w stanie wykonać nawet poło­wy tego, co zaplanował.Wciąż jednak nie mam pewności, czy podoba mi się sposób, w jaki Vanyel uzależnia się od Lendela.To nie wróży nic dobrego dla żadnego z nich.W przyszłości może im to przysporzyć nawet kłopotów.Nagle, mimo że wzrok Tylendela wciąż spoczywał na książce, dotknęła ją cieniutka nitka myśli płynących z dru­giego końca pokoju.- Wiem, że taki widok przynosi ci ulgę, moja nauczy­cielko.- Och, jakże ślicznie wyglądacie razem, mój mały dia­bełku - odpowiedziała tym samym tonem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •