Home HomeBriggs Patricia Mercedes Thompson 08 Niespokojna NocAnne McCaffrey & Mercedes Lacke Statek ktory poszukiwalHuelle Pawel Mercedes Benz (3)Huelle Pawel Mercedes BenzLackey Mercrdes PrzesileniePierce Tamora Krag Magii [Tam Ksiega DajiGoodkind Terry Pierwsze prawo magiiNorton Andre Na skrzydlach Magii (SCAN dal 1CROWLEY Aleister Księga Jogi i MagiiCervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manchy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • styleman.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Musiało być trudno oprzeć się pokusie takiej kombina­cji: strach i przystojne młode ciało i twarz.Zaczęła więc uwo­dzić swego własnego syna.Valdir zamarł.Nie.to.bogowie.Reta ciągnęła dalej, wciąż tym samym, sennym głosem, jak­by mówiła tylko do siebie:- To przerażało go jeszcze bardziej.Sądzę, że pewnego razu zrozumiał, co się dzieje.Biedne dziecko.Początkowo nie mo­głam w to uwierzyć.Myślałam po prostu, że rozpieszczając go, Ylina okazuje mu zbyt wiele ciepła.Korzystała z każdego pre­tekstu, aby go dotknąć.Z każdego możliwego pretekstu.Valdir zwilżył wargi, ale nie mógł wydobyć z siebie żadnego głosu.Reta westchnęła.- A Deveran albo o tym nie wiedział, albo go to nic nie ob­chodziło Skłaniam się raczej ku tej drugiej możliwości.Miał już, czego chciał: trzech synów bezsprzecznie jego krwi zbliża­jących się do wieku męskiego.Co działo się z Tashirem, nie miało znaczenia.Jedyną osobą, którą obchodziło, co się z nim dzieje, był stary fechmistrz odsunięty przez Deverana, Karis.To on zabrał się do kształcenia chłopca, widząc, że nie zanosi się, aby zrobił to ktoś inny.Nie było to wiele, ale jednak coś.Dał chłopcu schronienie.i osobę do opieki, która była zrówno­ważona, przytomna i lubiła go.- Dobry człowiek?To jeszcze jeden sposób, jak nakłonić Tashira do otwarcia się.- Bardzo dobry człowiek.Szkoda, że był w pałacu ze wszyst­kimi innymi.Valdir miał ochotę zakląć i tylko wysiłkiem woli powstrzy­mał się od tego.- W końcu wszystko zaszło tak daleko, że Tashir nie mógł utrzymać jej z dala od siebie.i wmieszała się w to jeszcze ta jego magiczna siła.Miał rodzaj ataku; zdemolował połowę bu­duaru.Wtedy właśnie Deveran podjął decyzję.- Jaką decyzję? - spytał Valdir.W tym momencie otaczająca ich moc gwałtownie wygasła.Po chwili pojawiła się znów.A potem zniknęła.Oczy Rety na­brały wreszcie zwykłego wyglądu.- Co takiego? - zapytała nagle, unosząc nań oczy.Bogowie, działanie zaklęcia zostało przełamane.Och, Świe­tlista Pani, pomóż mi przekonać ją.Czy Reta dokończy zdanie? Czy mógł sam ją do tego nakłonić?- Miałaś mi powiedzieć, co zadecydował Deveran w sprawie Tashira - podpowiedział jej.- Tamtej nocy.- Ach.- Otrząsnęła się obojętnie.- To.Sądziłam, że wszy­scy o tym wiedzą.- Ja nie wiem - zauważył Valdir.- I nikt nie chce o tym rozmawiać.- To dość proste.Ponieważ Verdik robił tyle zamieszania wokół chłopca, Deveran postanowił pozwolić mu zająć się jego problemem.Deveran zamierzał wysłać Tashira do swych krew­nych w Bares, i to na stałe.To właśnie powiedział Ylinie po uprzątnięciu pobojowiska w jej buduarze.I to właśnie chciał oświadczyć chłopcu przy kolacji.- Westchnęła.- I mogę się tylko domyślać, iż zważywszy na fakt, że ta jaskinia szaleńców przejmowała Tashira zgrozą dużo większą niż jego matka, to Deveran wypełnił swój plan i to właśnie sprowadziło.nieszczę­ście.Valdir nie zdawał sobie nawet sprawy, ile czasu spędził w tam­tym maleńkim saloniku.Gdy opuścił mieszkanie Rety, był prze­rażony.Do zachodu słońca pozostała zaledwie jedna miarka świecy.Ogarnęła go panika.Potrafił myśleć tylko o jednym.O domu.Musiał dotrzeć do domu, nim okaże się, że jest już za późno.Z tego miejsca nie ważyłby się szukać kontaktu z Savil drogą myśloczucia.Byłoby to równie głupie jak wparadowanie do mia­sta główną bramą w pełnej Bieli na Yfandes.Popędził przez miasto, lawirując pomiędzy zgiełkiem ludzi i zwierząt w nadziei dotarcia do wschodniej bramy, nim zosta­nie ona zamknięta na noc.Jeśli ją zamkną, nie wydostanie się z miasta aż do rana.Rzucenia jakiegokolwiek zaklęcia obawiał się tak samo jak skorzystania z myśloczucia, Verdik wyczułby zaklęcie z większą nawet łatwością niż użycie daru.Lecz z każ­dą chwilką jego pobytu w Highjourne zwiększała się groźba, że tragedia, która pozbawiła życia całą rodzinę Tashira, może do­sięgnąć także jego bliskich.Słońce nieubłaganie skłaniało się ku horyzontowi.Valdir czuł ból w boku, dyszał, z trudem łapiąc oddech, a wciąż nie przebył jeszcze połowy drogi dzielącej go od celu.Potknął się o jakiś stragan, podniósł się, biegł dalej.Z rozpaczą uświadomił sobie, że nie da rady osiągnąć bramy na czas.A każda godzina mogła mieć znaczenie, mogła okazać się fatalną w skutkach.Tyle już wiedział.Było aż nadto prawdopodobne, że Tashir w istocie uczynił to, o co go oskarżano, że wymagania ojca pchnęły go do kresu wy­trzymałości i chwilowo stracił panowanie nad swymi darami i zmysłami.Nader prawdopodobną wydawała się możliwość, że Tashir dopuścił, aby pozbawiona ograniczeń moc obróciła się przeciwko niemu, doprowadzając go do spustoszenia całego domu oraz wszystkiego i wszystkich, którzy się w nim znaj­dowali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •