[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za każdym razem nasłuchiwałam czegoś uważnie wśród ciemności.Ale nie było czego nasłuchiwać.Któregoś razu, wiedziona jakimś podświadomym impulsem, pomacałam sobie uszy.Dziurki od kolczyków zupełnie zarosły.Przesunęłam palcem po udzie w poszukiwaniu blizny z dzieciństwa.Zniknęła.Następny ranek zszedł mi na oglądaniu holoterminalu.Mieszkańcy Bannock Falls w stanie Ohio w ciągu dwudziestu czterech godzin zostali doszczętnie wymieceni przez plagę.Robokamera pokazywała stosy ciał leżących tam, gdzie padły - przed kafeterią senator Ellen Piercy Devan.Ciała w ciężkich zimowych kombinezonach leżały jedne na drugich jak ofiary średniowiecznego morowego powietrza.W Jupiterze, w Teksasie, w czasie zamieszek wysadzono w powietrze cale miasto za pomocą nanotechnicznych środków wybuchowych, które nie miały prawa znaleźć się w rękach Amatorów.Mieszkańcy tego miasta zagrozili, że jeśli w ciągu doby nie otrzymają czterystu pięćdziesięciu kubików żywności - to chyba jakaś biblijna miara - to ruszą na Austin.Enklawa Wołów w Chevy Chase, w Marylandzie, sama sobie nałożyła kwarantannę - nikt nie może wejść ani wyjść.Większość krajów w Europie, Południowej Ameryce i Azji nałożyła ścisłe embargo na wszelkie towary pochodzące z Północnej Ameryki, jego naruszenie zaś karane jest śmiercią.Połowa tych krajów utrzymuje, że embargo jest skuteczne, a ich granice są szczelne, druga połowa grozi Stanom Zjednoczonym konsekwencjami prawnymi za upadek własnej infrastruktury i śmierć ludzi.Większość krajów afrykańskich twierdziła jednocześnie jedno i drugie.Cały Waszyngton - poza Chronioną Enklawą Federalną - stanął w ogniu.Trudno określić, ile zostało nam kompetentnych osób, które mogłyby odpowiedzieć na te „prawne konsekwencje”.A Timonsville w Pensylwanii zupełnie zniknęło.Liczące dwadzieścia trzy tysiące mieszkańców miasto spakowało się i rozproszyło.I to była jedyna wiadomość, która odzwierciedlała ogromne zmiany, jakie zaszły.Oczywiście nie było ani słowa o tym, dokąd ludzie się udawali, dlaczego i jakie mikroorganizmy ponieśli ze sobą w tej swojej diasporze.O East Oleancie nie wspomniano.Po południu zaczął prószyć śnieg, mimo że panowała temperatura nieco powyżej zera.Zastanawiałam się nad wycieczką w góry, do miejsca, w które zaprowadził nas Billy ponad miesiąc temu, ale pogoda uniemożliwiała taki wypad.Nie zmrużyłam oka przez całą noc - leżałam i wsłuchiwałam się w ciemność.Rano wzięłam prysznic w łaźni publicznej Salvatore’a Johna DeSanto, która w tajemniczy sposób znowu zaczęła działać.Potem wróciłam do kafeterii.W East Oleancie nadal nie było żywego ducha.Przysiadłam na brzeżku krzesła, jak pilna wołowska dziewczynka, i obserwowałam w holoterminalu, jak mój kraj z wolna dezintegruje się wśród głodu, zarazy, śmierci i wojny, a reszta świata mobilizuje najbardziej zaawansowaną technikę, żeby jak najszczelniej się od nas odgrodzić.Jeżeli nawet były jakieś inne wiadomości, to te stacje ich nie przekazywały.O jedenastej nadawały już tylko trzy kanały.W południe poczułam nagłą i wszechogarniającą potrzebę, aby posiedzieć nad strumieniem.Potrzeba ta trzasnęła we mnie z siłą religijnego objawienia.Nie ma żadnej dyskusji - muszę pójść i posiedzieć nad strumykiem.Kiedy już się tam znalazłam, zdjęłam ubranie w akcie równie niepowstrzymanym jak rozwolnienie w miejscu publicznym.Było słonecznie, kilka stopni powyżej zera, ale miałam wrażenie, że zrobiłabym to samo, nawet gdyby panował mróz.Po prostu musiałam zdjąć ubranie.Potem rozciągnęłam się jak długa na odsłoniętym kawałku błotnistej ziemi.Leżałam na plecach w rozmiękłym od słońca błocie, wstrząsana dreszczami, przez jakieś sześć lub siedem minut.Kamienie gniotły mnie w łopatki, uda, w plecy.Od strumienia niósł się cierpki zapach.Marzłam straszliwie.Nigdy dotąd nie było mi równie niewygodnie.Leżałam tak, osłoniwszy oczy ramieniem przed ostrymi promieniami południowego słońca, i nie miałam ochoty się stamtąd ruszyć.Nie mogłam.Aż raptem było już po wszystkim, więc cała rozdygotana usiadłam i z powrotem się ubrałam.Było po wszystkim.Zjedz mnie, Wypij mnie - głosiły napisy na buteleczkach, które Alicja znalazła w króliczej norze.Minęły już pełne dwie doby od dnia, kiedy pożarłam kurczaka, ryż i prawdziwy świeży groszek w szpitalu rządowym w Albany.Nie czułam głodu - tylko szok, niepokój, przygnębienie.To wystarczy, żeby pozbawić kogoś apetytu.Ale ciało potrzebuje swojej porcji paliwa.Nawet kiedy nie ma poczucia głodu, opada poziom glukozy we krwi.W wątrobie i mięśniach jest ukryty zapas skrobi, ale i ten w końcu kiedyś musi się wyczerpać.Krew potrzebuje nowych źródeł glukozy, którą mogłaby roznieść po całym ciele.Glukoza zaś to nic innego jak tylko zlepek atomów.Węgiel, tlen, wodór.W inny sposób ułożone w pożywieniu, a inaczej w błocie, wodzie i powietrzu.Tak samo energia: inaczej istnieje w wiązaniach chemicznych, a inaczej w słonecznych promieniach.Energia Y przeorganizowywała istniejące formy energii tak, że zawsze istniały tanie i łatwo dostępne jej źródła.Nanotechnika przeorganizowywała atomy, które przecież znajdowały się wszędzie dookoła.Czułam, jak pod ubraniem błoto nadal oblepia mi plecy i uda.Usiłowałam sobie przypomnieć, jak się nazywają te otworki, przez które oddychają rośliny, te maleńkie dziurki w epidermie liści i łodyg.Za nic nie mogłam trafić na odpowiednie słowo.Myśli miałam jakoś dziwnie rozwodnione.Moje ciało samo się żywiło.Stąpałam ostrożnie, uważnie stawiałam krok za krokiem, powolutku przerzucałam ciężar ciała z jednej nogi na drugą.Ramiona w ochronnym geście odchylone na boki, gotowe łapać, gdybym upadła.Głowę trzymałam sztywno.Bardzo powoli wspinałam się po stromiźnie brzegu, a była to prawdziwa udręka.Wydało mi się, że już nie mam żadnego wyboru.Poruszałam się tak, jakbym była swoim własnym brzemieniem, delikatnym i kruchym, czułym na najlżejszy wstrząs.Nic nie może się stać memu ciału.Jestem odpowiedzią na głodujący świat.Nie.Tą odpowiedzią jest Huevos Verdes.Kiedy to do mnie dotarło, mogłam już iść normalnie.Powlokłam się w górę, do miasteczka.Nie byłam przecież jedyna.W tej chwili były nas już setki, tysiące.Eden istniał na stacji grawkolejowej, obok automatu ze słoneczkiem.Zniknęła cała ludność miasteczka Timonsville w Pensylwanii.Miranda podała do wiadomości publicznej istnienie czyściciela komórek - najłatwiej pojmowalnej części jej projektu - już trzy miesiące temu.A w ciągu jednego miesiąca Huevos Verdes było w stanie zgromadzić cały ocean tej szczepionki, w całym lesie smukłych czarnych strzykawek.I to właśnie robili w tych wszystkich miejscach w kraju, gdzie zaraza nie zabijała ludzi.Nie byłam jedyna.Byłam tylko pierwsza.Przede mną byli sami Bezsenni.Moje ciało czuło się świetnie, a raczej należałoby powiedzieć, że wcale go nie czułam.Zniknęło z mojej świadomości, tak jak przystało każdemu zdrowemu i nakarmionemu ciału.Po prostu było, gotowe wspinać się, biegać, pracować lub się kochać, zupełnie niezależne już od kafeterii kongreswoman Janet Carol Land
[ Pobierz całość w formacie PDF ]