[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już w połowiedrogi poczuł zmęczenie w nogach i coraz ciężej było muoddychać.Zrobiło mu się ciepło.Denerwowała go wilgoć, którą nasiąkało jego ubranie, izapach spalonych liści.Kiedy w końcu zszedł na dół, nogi mu drżały.Próbował toukryć.Od jednego z policjantów wziął lampkę do mocowaniana czole, mając nadzieję, że ten nie zauważył wielkich kroplipotu na jego zaczerwienionych policzkach.Odczekał chwilę, aż oddech wrócił do normy.W tym samym czasie do podziemnego świata Sztokholmuwchodziło dziewiętnaście takich samych, czteroosobowychgrup policjantów.Wchodzili tam przez studzienki kanalizacyj-ne, przez drzwi znajdujące się w budynkach użytecznościpublicznej albo korytarzami połączonymi z siecią metra.Szukali jakiegoś mężczyzny i zamierzali dopaść każdego łazęgę,który ukrywał się w tunelach.Grens dał znak policjantom, że mają iść w kierunku, którywskazał im godzinę wcześniej.Krok po kroku posuwali sięostrożnie w ciemności, która była dla nich obca.Krok po krokuw środowisku, w którym poszukiwany przez nich zabójca czułsię jak u siebie w domu.Nie muszą się spieszyć, pozostałegrupy idą z dziewiętnastu różnych kierunków.Grens zaczął się stopniowo przyzwyczajać do światła lampki.Od czasu do czasu słyszał nawet uciekające szczury.Grens służył w policji sztokholmskiej od ponad trzydziestuczterech lat.Sporo wiedział o systemie tuneli ciągnących siępiętnaście metrów pod ziemią, bo dochodzenia wiązały sięczasami z podziemnymi korytarzami.Jednak wcześniej niemiał okazji, żeby tam zejść.Nigdy nie zastanawiał się też nadtym, że większość żyjących tu osób nie jest przestępcami, nieszuka ich policja ani inne władze.One tam po prostu żyją, choćnormalni ludzie nigdy by się na coś takiego nie zdecydowali.Dotknął dłonią wilgotnej ściany tunelu.Powinniśmy raz nazawsze wyprowadzić ich na górę.Powinniśmy zabićgwozdziami każdą szczelinę i każde drzwi i wypędzić ich stąd, apotem zmusić opiekę społeczną, żeby się nimi zainteresowała.Grens pochylił głowę lekko do przodu, bo tunel zrobił siętrochę niższy i węższy.Szedł kilka kroków za czteremapolicjantami.Ich jasne kaski połyskiwały w ciemnościach.Zdaleka, prawdopodobnie z jednego z korytarzy biegnących odzachodu, doszło go szczekanie psów.Było jeszcze słabe, ale zkażdą chwilą stawało się coraz głośniejsze.Zatrzymał się, znowu zaczął nasłuchiwać.Jeśli pies zaczyna szczekać, oznacza to, że znalazł trop.***Sven Sundkvist długo stał w ciemnościach przy otwartychdrzwiach.Chciał powoli przyzwyczaić oczy do nowych wa-runków.Zwiatło bijące z żarówek oświetlających szpitalnykorytarz mieszało się stopniowo z silnym światłem ich latarekkieszonkowych.Właściwie to nie miał najmniejszej ochoty zapuszczać sięgłębiej.Wtedy, w pokoju komendy, przez ponad godzinę próbowałprzekonać Grensa do swoich racji, apelował do niego, a nawetgroził, ale kiedy dyskusja dobiegła końca, znajdował siędokładnie w tym samym punkcie co na początku.Ewert poprostu go nie słuchał, bo uparł się, że przeprowadzi za-planowaną akcję bez względu na to, jak bardzo negatywnie byłdo niej nastawiony Sven.Westchnął i zaczął w końcu iść.Wzdychał, ale nie na głos, bonie chciał, żeby słyszeli to czterej towarzyszący mu policjanci.On ma nimi dowodzić, a nie wprowadzać zamieszanie, gdy jużzapadły decyzje.To pewnie dlatego z powodu zamętu w głowie i wątp-liwości połączonych z wewnętrznym oporem był nie w pełniskoncentrowany i nieprzygotowany na nagłe ujadanie psa,które rozległo się tuż obok.Wzdrygnął się przestraszony. Złapała trop.Znowu ujadanie, tak samo głośne jak poprzednio.Przewod-nik prowadzący psa wydłużył krok. Coś słyszy. Co? Nie wiem.Coś, o czym ani ty, ani ja jeszcze nie wiemy.***Leo słyszał ujadanie tych cholernych psów i podniesionegłosy ludzkie.Jannike jest w niebezpieczeństwie.Szedłszybkim krokiem ze zgaszoną lampką w stronę jedynegotunelu, gdzie nadal panowała cisza.Psy pewnie go wyczuły, alego nie zobaczą.Kilka minut pózniej, zdyszany, otworzył drzwi do ichpomieszczenia. Musimy uciekać.Jannike siedziała w swoim czerwonym fotelu, skulona iprzerażona. Natychmiast.Podszedł do sterty porąbanych na kawałki palet rozładun-kowych, wyciągnął ze stosu drewna jeden element za drugim,podniósł znieruchomiałą Jannike, posadził ją na podłodze iprzyciągnął fotel.Przy palenisku stała butelka wypełniona dopołowy denaturatem.Otworzył ją nożem, a potem skropił foteli stos drewna płynem.Uniósł Jannike z podłogi i krzyknął, żemusi mu pomóc, wstać i uciekać.Psy były coraz bliżej.Słyszał wyraznie głosy przewodników, którzy zachęcali psydo szukania tropu.Musiał się spieszyć, ale się nie bał.Wiedział, że wszyscy inniteż to słyszą, że robią teraz dokładnie to samo co on: układająstos z drewnianych desek, mebli, gumowych opon i oblewają towszystko płynem łatwopalnym.Spojrzał na Jannike, która w końcu oprzytomniała i zaczęłarozumieć, co się dzieje.Pogłaskał ją po policzku, a potemzamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]