[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wynik negatywny.Dumając nad następnym krokiem, zjadł drugiego cheeseburgera i obserwował ruchna smaganej wiatrem ulicy.Potem znowu wklepał pliki WK i polecił odszukanie prawajazdy wydanego każdej osobie o imieniu Regina i drugim imieniu Savannah.Może wy-szła za mąż i nie całkiem zrezygnowała z panieńskiego nazwiska.Opłaciło się spróbować.Ekran wyświetlił odpowiedz:REGINA SAVANNAH HOFFRITZDan patrzył z niedowierzaniem.Hoffritz?Marge Gelkenshettle nic o tym nie wspominała.Czyżby ta dziewczyna naprawdęwyszła za człowieka, który pobił ją do nieprzytomności i przez którego wylądowaław szpitalu?Nie.O ile wiedział, Wilhelm Hoffritz był kawalerem.Dan jeszcze nie odwiedziłdomu Hoffritza, ale przeczytał dostępne ogólne informacje, które nie zawierały żadnejwzmianki o żonie czy rodzinie.Inni odszukali najbliższą krewną: siostrę, która właśnieleciała skądś tam z Chicago czy Detroit żeby zająć się pogrzebem.Marge Gelkenshettle powiedziałaby mu, gdyby Regina wyszła za Hoffritza.Chyba żesama nie wiedziała.Według danych wydziału komunikacji Regina Savannah Hoffritz, płci żeńskiej, miałaczarne włosy i piwne oczy, pięć stóp sześć cali wzrostu i ważyła sto dwadzieścia pięćfuntów.Data urodzenia: 3 lipca 1971.Akurat odpowiedni wiek dla kobiety, o którejopowiadała Marge.Prawo jazdy podawało adres w Hollywood, na wzgórzach.Dan za-167pisał adres w notesie.Wilhelm Hoffritz mieszkał w Westwood.Gdyby ożenił się z Reginą Savannah, po coutrzymywaliby dwa domy?Rozwód.Całkiem możliwe.Lecz nawet gdyby doszło do rozwodu, sam fakt małżeństwa wydawał się niepojęty.Jakie życie prowadziłaby kobieta poślubiona złośliwemu sadyście, który zrobił jej pra-nie mózgu, który całkowicie nad nią panował i który pewnego razu pobił ją tak dotkli-wie, że trafiła do szpitala? Jeżeli Hoffritz maltretował Reginę, kiedy jeszcze była jego stu-dentką kiedy ryzykował karierę, dając upust takim perwersyjnym żądzom o ilegorzej mógł ją traktować, kiedy została jego żoną, kiedy byli sami w prywatnym zaci-szu własnego domu?Ciarki przeszły Dana na tę myśl.Earl Benton trzymał broń w ręku, ale tego, co wyłoniło się z ciemności, nie mógłsprzątnąć kilkoma celnymi strzałami z trzydziestkiósemki.Drzwi uderzyły o ścianęz donośnym łoskotem i do kuchni wtargnął zimny wir powietrza, wiatr jak żywy stwór,który syczał i warczał, węszył i pląsał.A jeśli ciało stwora składało się z wiatru, jegofutro stanowiły kwiaty, ponieważ nagle w powietrzu zaroiło się od kwiatów; białe, żółtei czerwone róże, badylaste niecierpki wszelkich odcieni, mnóstwo kwiatów z ogroduza domem, niektóre z łodygami, niektóre bez łodyg, niektóre równo ucięte, a inne wy-rwane z korzeniami.Stwór z wiatru otrząsnął się, kwietny płaszcz załopotał i jak z li-niejącej sierści odpadały z niego oberwane liście, jaskrawe płatki, zmiażdżone łody-gi, grudki wilgotnej ziemi przyczepione do korzeni.Kalendarz zeskoczył ze ścianyi przefrunął przez połowę kuchni na skrzydłach z papieru, zanim osiadł na podłodze.Z miękkim szelestem, przypominającym trzepot skrzydeł, zasłony okienne wzleciaływ powietrze i próbowały oderwać się od karniszów, żeby ochoczo przyłączyć się do de-monicznego tańca nieożywionych przedmiotów.Zmiecie obsypały Earla, róża uderzyłago w twarz; poczuł na gardle lekkie ukłucie kolca i odruchowo uniósł ramię, żeby sięzasłonić.Zobaczył, jak Laura McCaffrey osłania córkę, i uświadomił sobie własną bez-radność w obliczu tej amorficznej grozby.Drzwi zatrzasnęły się tak nagle, jak zostały otwarte.Lecz wirująca kolumna kwieciawciąż się obracała, jakby ten wiatr nie był cząstką większego wiatru grasującego w noc-nych ciemnościach, tylko jego samowystarczalnym potomkiem.Nie, to niemożliwe.Szalone.A jednak rzeczywiste.Kipiąca turbulencja rzęziła, sy-czała, znowu wypluła liście, kwiaty i połamane łodygi, strząsnęła z siebie więcej ziemi,pączków i barwnych płatków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]