[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Palę się już do tego.- Nie strugajcie wariata, Kowalski - powiedział Bock.- Może kapitan zrobił po prostu kawał?- Chyba nie mnie - zawołał Kowalski z godnością.Szef machnął ręką i wszedł do swej kwatery.Kowalski towarzyszył mu jak cień.Bawił się wspaniale.- Czego jeszcze chcecie? - zapytał szef gniewnie.- Odsiedzieć swoją karę.Nic poza tym.- Człowieku, Kowalski, ależ z ciebie uparta bestia!- Proszę o wykonanie kary - oświadczył Kowalski z lubością, wiedział bowiem, jakie teraz pojawią się trudności.Starszy ogniomistrz zostawił Kowalskiego pośrodku izby, ściągnął z haka ciężki płaszcz gumowy i włożył go na siebie.Potem poszedł do szopy i przygotował do startu swój motocykl.Kowalski poszedł za nim również tam.Ustawiwszy się przed nim powiedział: - Na pańskim miejscu kazałbym skontrolować zawory.Klekocą.- Zejdziesz ty mi z drogi, łobuzie - Bock nacisnął starter.Silnik odezwał się, ale po chwili zamilkł.- Za dużo gazu - stwierdził rzeczowo Kowalski.Bock dał mniejszy gaz, raz jeszcze nacisnął starter i maszyna na nowo ożyła.Czekając, aż się silnik zagrzeje, patrzył nieprzychylnie na bombardiera.Ten zbliżył się i powiedział: - Słyszy pan zawory? Klekocą.- Potem dodał śmiejąc się całą gębą.- Uzasadnienie kary przez tego bydlaka było kompletnym gównem, co? Niech pan to spokojnie przyzna.Znam się na tym.Ale jeżeli zmienione zostanie choćby jedno słowo, poskarżę się Luschkemu.- Z drogi! - zawołał szef, włączył bieg i ruszył w ostrym tempie.Pożeglował w stronę głównego stanowiska taboru, by odszukać Wedelmanna.Nie znalazł go ani na kwaterze, ani na stanowisku ogniowym.Również ogniomistrz Asch gdzieś wyfrunął.Starszy ogniomistrz szukał dalej, klnąc siarczyście.W końcu zlitował się nad nim jakiś bombardier i zakomunikował mu tajemne hasło: Natasza.Wedelmann i Asch siedzieli w ciasnej izdebce Rosjanki i pili herbatę.Tym razem herbata została nalana do jednakowych, lekko oszlifowanych szklanek, o które postarał się porucznik Wedelmann.Mówili o wojnie - dla Nataszy żaden inny temat nie istniał.- Taka wojna - powiedział Asch - to jak jeden wielki wychodek.Każdy musi kiedyś wejść do niego, ale tylko pewien określony rodzaj ludzi czuje się tam dobrze.- Byłoby wskazane - powiedział Wedelmann karcąco - posługiwać się trochę bardziej dobranymi wyrazami.- Chyba nie na określenie tego świństwa!- Dla nas - powiedziała Natasza bardzo poważnie - wojna ta, której nie rozpoczynaliśmy, jest patriotycznym obowiązkiem.- I my - oświadczył Wedelmann nie mniej poważnie - traktujemy tę wojnę jako narodową konieczność.Nasz atak jest właściwie obroną prewencyjną.- Moi państwo - powiedział Asch złośliwie - kilka lat temu grasował w naszej okolicy morderca-erotoman.To bydlę nazwiskiem Schlapprosch modliło się zawsze przed dokonaniem zbrodniczego czynu.Był bowiem przekonany, że Bóg chce go mieć takim, jakim jest.Natasza i Wedelmann milczeli.Milczenie to mówiło wyraźnie: nie rozumiesz nas.Siedzieli obok siebie, dość blisko, na wąskim łóżku Nataszy.Ręce ich dotykały się lekko.Nie unikali tego dotknięcia.Ascha, siedzącego naprzeciwko nich na jedynym krześle, które jęczało przy każdym poruszeniu, zdawało się to bawić.W oczach jego lśniła ironia i współczucie.Rozparł się na krześle, założył nogę na nogę.- Moi państwo - powiedział widząc was tutaj oboje, wiem, że wybiła godzina.- Jeżeli chcecie odejść, Asch, nie zatrzymujemy was.- Wy oboje - ciągnął dalej Asch - maszerujecie w nowy czas.Ale każde z was w przeciwnym kierunku.Każde z was jest przekonane, że ma w kieszeni gotowy światopogląd.I co jeszcze gorsze: każde wierzy, że jego światopogląd jest jedynie słuszny.- Naprawdę powinniście odejść, Asch.Zdaje się, że nie czujecie się tutaj dobrze.- Jeżeli o mnie chodzi - powiedziała Natalia - to słucham chętnie, interesuje mnie to, co pan mówi.Przekonań moich obalić nie można.- Moich także nie - powiedział Wedelmann z zapałem.- I właśnie dlatego pouczanie nas jest zupełnie niepotrzebne.- Przecież to nie żadne pouczanie - odparł Asch z pogodnym spokojem - to nawet nie próba wyjaśnienia czegoś.Byłoby to u was obojga niemożliwe.Bo istnieją dziś mózgi jakby znormalizowane.Siedzicie więc tu, wy czerwoni i brunatni akrobaci partyjni, przypuszczam, że się kochacie, ale miłość między ludźmi jest w waszym świecie sprawą drugorzędną.Na pierwszym miejscu jest Związek Radziecki albo Rzesza; jedni i drudzy chcą uszczęśliwić świat.Szczęście, które może znaleźć dwoje ludzi, wcale się nie liczy.Po cóż więc, pytam, ludzie płodzą dzieci? By produkować obrońców ojczyzny? Czy może po to, żeby żyć dalej w swoich dzieciach?- Pan nie wie, co to jest ojczyzna - powiedziała Natasza z dumą.- Bronię jej, by później móc żyć w niej spokojnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]