Home HomeChmielewska Joanna Wszystko Czerwone (www.ksiazki4Tom Clancy Suma wszystkich strachow t.2 (3Œw. Jan od Krzyża – DZIEŁA WSZYSTKIEClancy Tom Suma wszystkich strachow t.1McCaffrey Anne Wszystkie weyry PernTom Clancy Suma wszystkich strachow t.1 (3Tom Clancy Suma wszystkich strachow t.2Makuszynski Kornel Awantura o Basie (SCAN dal 768)dgAndre Norton SC 2.5 Klatwa Zarsthora
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • abcom.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Referent spojrzał na nich po raz trzeci, zrobił ruch, jakby miał zamiar wstać, lecz nie zdążył, gdyż pan José szybko pożegnał kancelistę.Jeszcze raz dziękuję, powiedział, kłaniając się lekko zarządcy, co zawsze jest wskazane wobec takich osobistości, podobnie jak wskazane jest dziękowanie niebiosom, z tą różnicą, że w tym przypadku nie pochylamy głowy, lecz ją podnosimy.Najstarsza część Cmentarza Głównego, która ciągnie się kilkadziesiąt metrów w głąb na tyłach budynku administracji, jest ulubionym miejscem badań archeologicznych.Prastare kamienie, niektóre tak zniszczone przez czas, że widoczne na nich słabe rysy równie dobrze mogą być pozostałością liter, jak i śladem po niewprawnym dłucie, są ciągle przedmiotem gorących sporów i polemik, dotyczących nie tyle tożsamości znajdujących się pod nimi ludzkich szczątków, gdyż w większości przypadków okazało się to niemożliwe, ile wieku samych kamieni.Nawet niewielkie różnice w ich datowaniu, na przykład jakieś sto lat w jedną czy w drugą stronę, wywoływały nie kończące się spory zarówno publiczne, jak i naukowe, prawie zawsze kończące się zerwaniem znajomości i śmiertelną nienawiścią.Dyskusje stawały się jeszcze bardziej zażarte, jeżeli to w ogóle możliwe, kiedy oliwy do ognia dolewali historycy i krytycy sztuki, o ile bowiem archeolodzy mogli względnie łatwo uzgodnić znaczenie szeroko rozumianego pojęcia dawności bez wchodzenia w szczegółowe daty, o tyle problem piękna i prawdziwości stawiał historyków i estetyków, tak mężczyzn, jak i kobiety, po przeciwnych stronach barykady i bywało, że jakiś krytyk nagle zmieniał zdanie tylko dlatego, że w wyniku wcześniejszej zmiany zdania przez oponenta ich poglądy stały się zbieżne.Cmentarz Główny, z jego dzikimi zaroślami, kwiatami, pnączami, gęstymi kępami, festonami i girlandami, pokrzywami, ostami i ogromnymi drzewami, których korzenie nierzadko rozsadzały nagrobne płyty i wydobywały na światło dzienne zdziwione kości, tchnął niewymownym spokojem, który jednak na przestrzeni wieków bywał zakłócany przez ostre potyczki słowne, przechodzące czasem w rękoczyny.Gdy dochodziło do takich incydentów, zarządca zaczynał od tego, że nakazywał będącym pod ręką przewodnikom rozdzielenie znakomitych adwersarzy, a jeśli to nie pomagało, zjawiał się sam we własnej osobie i ironicznie przypominał walczącym, że nie warto targać się za włosy za życia z powodu takiej błahostki, gdyż wcześniej czy później wszyscy znajdą się tu jako łysi.Podobnie jak szef Archiwum Głównego, zarządca Cmentarza jest mistrzem w sztuce sarkazmu, potwierdzając tym samym rozpowszechnione przekonanie, że jest to cecha charakteru konieczna do pełnienia tak wysokich funkcji, oczywiście w połączeniu z odpowiednimi kwalifikacjami teoretycznymi i praktycznymi z zakresu archiwistyki.Jest jednak coś, co do czego wszyscy, tak archeolodzy i historycy, jak i estetycy są zgodni, a mianowicie dla wszystkich jest rzeczą bezsporną, że Cmentarz Główny jest doskonałym katalogiem, ekspozycją i kompendium wszelkich możliwych stylów, szczególnie w architekturze, rzeźbie i zdobnictwie, stanowiąc tym samym przegląd dotychczasowych sposobów widzenia, bycia i budowania od czasów najdawniejszych do dnia dzisiejszego, od pierwszego prymitywnego szkicu ludzkiej postaci, poprzez rysunki ryte w żywej skale, aż po chromowaną stal, włókna syntetyczne i lustrzane szyby stosowane na każdym kroku w naszych czasach, o których cały czas tu mówimy.Pierwszymi nagrobkami były dolmeny, mastaby i kurhany, potem, niczym wielkie reliefowe stronice zaczęły pojawiać się nisze, ołtarze, tabernakula, granitowe dzbany, marmurowe wazy, płyty gładkie i zdobione, kolumny doryckie, jońskie, korynckie, i kompozytowe, kariatydy, fryzy, akanty, belkowania i frontony, ślepe sklepienia, prawdziwe sklepienia, a także połacie murów zwieńczonych warstwą cegieł, strzeliste ściany szczytowe, prześwity, rozety, gargulce, wysokie okna, tympanony, wieżyczki, kamienne posadzki, łuki przyporowe, kolumny, pilastry, posągi leżących mężczyzn w hełmach, w zbroi, z szablą u boku, kapitele ze scenami i bez, kampanule, lilie, nieśmiertelniki, dzwonnice, kopuły, posągi leżących kobiet ze spłaszczonymi piersiami, malowidła, łuki, warujące psy, dzieci w powijakach, kobiety składające dary, płaczki z chustami na głowach, iglice, żebrowania, witraże, trybuny, ambony, balkony, kolejne tympanony, kapitele i łuki, anioły z rozpostartymi skrzydłami, anioły z opuszczonymi skrzydłami, medaliony, urny puste, urny zwieńczone kamiennymi płomieniami lub spowite miękko spływającym kirem, melancholie, łzy, majestatyczni mężczyźni, wspaniałe kobiety, śliczne dzieci, które śmierć zabrała w kwiecie wieku, starcy i staruszki, którzy już nie mogli się jej doczekać, krzyże całe i połamane, schody, gwoździe, cierniste korony, lance, zagadkowe trójkąty, gdzieniegdzie jakiś niezwykły kamienny gołąb oraz stada żywych gołębi bezustannie szybujących nad tym świętym miejscem.A poza tym cisza.Cmentarna cisza z rzadka przerywana krokami jakiegoś miłośnika samotności, który w przypływie nagłego smutku odchodzi zadumany od grobu, gdzie żałobnicy wciąż płaczą i składają świeże, jeszcze nabrzmiałe sokami kwiaty i zapuszcza się, by tak rzec, w najgłębsze pokłady czasu, między grobowce sprzed trzech tysięcy lat, wprawdzie różniące się kształtem, formą i zamysłem, lecz jednako opuszczone i zapomniane, gdyż ból, którego niegdyś były przyczyną, jest tak zamierzchły, że nie ma już spadkobierców.Pan José, który z mapą w ręce, choć prawdę mówiąc, przydałby mu się też kompas, zmierza w kierunku kwatery samobójców, czasami zwalnia nieco kroku lub też zatrzymuje się, by podziwiać jakiś fragment rzeźby upstrzony ciemnymi plamami mchu lub zaciekami spływającego deszczu, jakieś płaczki zastygłe między jednym a drugim zawodzeniem, jakieś uroczyste daniny, jakieś fałdy, lub też z trudem sylabizuje jakiś napis, którego pisownia zwróciła jego uwagę, mimo że przebrnięcie przez pierwszą linijkę zajmuje mu sporo czasu, gdyż wprawdzie w Archiwum miewa do czynienia z pergaminami mniej więcej z tej samej epoki, ale nie jest biegły w dawnym piśmie i z tego powodu nigdy nie awansował.Gdy stanął na szczycie łagodnego pagórka, w cieniu obelisku służącego niegdyś jako słup geodezyjny, rozejrzał się wokół i stwierdził, że jak okiem sięgnąć widać tylko groby, pokrywające zbocza wzgórz, okalające urwiska i wypełniające doliny.Miliony grobów, szepnął, jak wiele miejsca można by zaoszczędzić, gdyby grzebać ciała w pozycji stojącej, jedno obok drugiego, w zwartym szyku, na baczność, jak w wojsku i każdemu postawić nad głową tylko kamienny sześcian, na którego pięciu kwadratowych ściankach byłyby wypisane główne fakty z życia zmarłego, coś jakby pięciostronicowe streszczenie niemożliwej do napisania książki.Gdzieś daleko, nad samym horyzontem, pan José wypatrzył wolno sunące światełka rozbłyskujące i gasnące niczym żółte błyskawice.Były to samochody przewodników wzywające ciągnący za nimi kondukt, Idź za mną, Idź za mną, nagle jeden z nich się zatrzymał i światełko zgasło, to znaczy, że orszak żałobny dotarł do celu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •