Home Home§ Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy GordianusaSaylor Steven Roma sub rosa t Ostatnio widziany w MassiliiCarter Ally Dziewczyny z Akademii Gallagher 04 Ostatni skokAndrzej.Sapkowski. .Ostatnie.Zyczenie.[www.osiolek.com].1Kazantzakis Nikos Ostatnie kuszenie Chrystusa (SCJeschke Wolfgang Ostatni Dzien StworzeniaSaylor Steven Ostatnie sprawy GordianusaPattison Eliot Inspektor Shan 05 Modlitwa smokaBruno Schulz Sklepy cynamonoweJaque, Bobby Fischer Subcampeón del Mundo... por ahora Jose Maria GonzĂĄlez, 1971 (3424KB)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oknapcv.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .O! Gondola.No to jak? Zak³adamy siê, ¿e wykrêci jakiœ szalony numer i ostatecznie okrêci sobie wszystkich doko³a palca?- Mnie siê wydaje, ¿e raczej powinniœmy siê modliæ o przychylnoœæ Fortuny, a w³aœciwie o b³¹d Marandila.Ma³a trzymiejscowa gondola przycumowa³a do schodz¹cych ku wodzie stopni, ¿eby wzi¹æ na pok³ad jegomoœcia w purpurowym p³aszczu i kapeluszu z czarnym pióropuszem, a nastêpnie zaczê³a wolno przecinaæ toñ jeziora.W tym momencie na twarzy Jakuzziego pojawi³ siê jakiœ senny wyraz; wyj¹³ z kieszeni z³ocony sangwinowy o³óweczek, nakreœli³ nim kilka s³ów na serwetce, odwróci³ j¹ tekstem do do³u i mówi¹c: „Dobra.Mo¿na obstawiaæ.”, przekaza³ o³ówek Almandinowi.Ten równie¿ coœ napisa³ i obaj, nie odzywaj¹c siê do siebie, zaczêli przygl¹daæ siê rozwojowi wypadków.Gondola opisa³a niezupe³nie zamkniêty trójk¹t i wróci³a do schodów, s¹siaduj¹cych z tymi, sk¹d zaczê³a swoj¹ trasê.Miejsce to by³o okupowane przez grupê trêdowatych, okutanych w pasiaste cha³aty - tu ¿ebrali o wsparcie.„Zimny tr¹d” jest chorob¹ œmierteln¹ i nieuleczaln¹, jednak¿e w odró¿nieniu od „gor¹cego” praktycznie nie zakaŸn¹ - mo¿na siê ni¹ zaraziæ tylko zgniataj¹c jeden z tych ma³ych wyprysków, którymi pokryte s¹ twarz i rêce chorego, lub na przyk³ad pij¹c mleko z tego samego kubka.Dlatego chorzy nigdy nie byli usuwani ze skupisk ludnoœci, a khandyjscy hakimianie uwa¿ali ich nawet za szczególnie mi³ych Bogu.Dzieñ po dniu te ¿a³osne postacie owiniête w pasiaste cha³aty, bezg³oœnie domaga³y siê litoœci przechodniów i jakby przypomina³y im: porównajcie to z tym, co siê wam wydaje nieszczêœciem w waszym codziennym ¿yciu.Trêdowaci trwali w takim bezruchu, ¿e wydawa³o siê, i¿ tworz¹ jak¹œ architektoniczn¹ kompozycjê, coœ jakby wymyœlne pacho³ki do cumowania gondol.Dlatego, gdy jedna z tych owiniêtych tkanin¹ postaci wsta³a i, nieco kulej¹c, ruszy³a po schodach, sta³o siê jasne - oto, zaczê³o siê.Trêdowaty wszed³ na górny stopieñ, w jego d³oni pojawi³a siê wyci¹gniêta z rêkawa fioletowa chusteczka.W tej samej chwili grupa gapiów, krêc¹cych siê wokó³ ulicznego sztukmistrza, który ¿onglowa³ trzema sztyletami o jakieœ dwadzieœcia jardów od schodów, rozpad³a siê: dwaj runêli w prawo i w lewo, odcinaj¹c cz³owiekowi w cha³acie drogê ucieczki, a dwaj inni i sam sztukmistrz, chwyciwszy fruwaj¹ce w powietrzu kind¿a³y, rzucili siê wprost ku zdobyczy.Teraz sta³o siê jasne, ¿e cz³owiek ów trochê Ÿle obliczy³ odleg³oœæ: zacz¹³ schodziæ ku wodzie, gdy gondola by³a za daleko - jakieœ piêtnaœcie jardów od brzegu.Zreszt¹, mo¿e by i zd¹¿y³ wskoczyæ do ³ódki i uratowaæ siê, ale przeszkodzi³o tchórzostwo pasa¿era w p³aszczu i kapeluszu, który, widz¹c trzech uzbrojonych przeœladowców, wystraszy³ siê tak mocno, ¿e gondolier, ulegaj¹c jego panicznej gestykulacji, zacz¹³ wios³owaæ do ty³u, porzucaj¹c wspólnika pasa¿era na brzegu.Cz³owiek w cha³acie rozpaczliwie miota³ siê na najni¿szym stopniu schodów - ratunku znik¹d.Po kilku sekundach dopadli go „gapie”.W mgnieniu oka wykrêcili mu rêce na plecy, a „¿ongler” niemal bez zamachu przysoli³ mu w w¹trobê i natychmiast, jednym jakby ruchem, kantem d³oni w szyjê.I ju¿, po wszystkim.„Za ty³ek, i do suki”.Jednak¿e, gdy „trêdowatego” zaczêli wlec ze schodów na nadbrze¿e, doko³a zgromadzi³ siê oburzony t³um: do takiego traktowania chorych ¿ebraków mieszkañcy Umbaru nie byli przyzwyczajeni.Dwaj przypadkowi hakimianie w ¿ó³tych tiubietiejkach pielgrzymów natychmiast zaczêli broniæ „bo¿ego cz³owieka” i awantura zaczyna³a powoli przeradzaæ siê w bójkê.Ludzie Marandila ze wszystkich koñców placu walili - ramiê do przodu - przez gêstniej¹cy t³um do miejsca wydarzeñ, a gdzieœ w oddali ju¿ rozlega³ siê szarpi¹cy nerwy trel policyjnego gwizdka.Cz³owiek w purpurowej pelerynie w tym czasie wysiad³ na brzeg, o trzy pary schodów od miejsca awantury, opuœci³ gondolê i niespiesznie zacz¹³ siê oddalaæ.Z daleka widaæ by³o, ¿e los fa³szywego trêdowatego wcale go nie obchodzi.- No, jak siê panu podoba³ spektakl, drogi mój Jakuzzi?- Wspania³y.Naprawdê w osobie Tangorna straciliœmy znakomitego re¿ysera.W wyrazie twarzy zastêpcy dyrektora do spraw operacyjnych nic siê niby nie zmieni³o, ale Almandii zna³ tego cz³owieka od wielu lat, i dlatego widzia³, ¿e straszliwe napiêcie, w jakim ten przebywa³ przez ostatnie dziesiêæ minut, rozmy³o siê, a w k¹cikach ust pojawi³ siê nawet cieñ triumfuj¹cego uœmiechu.Có¿, to w koñcu i jego zwyciêstwo.Jakuzzi tymczasem zatrzyma³ przechodz¹cego obok kelnera:- Przyjacielu, butelkê nurneñskiego!- Nie boisz siê wystraszyæ Fortuny?- Wcale.Wszystko ju¿ siê dokona³o, i mamy ju¿ Marandila w kieszeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •