Home HomePotocki.Jan Rękopis.znaleziony.w.SaragossieMastering Delphi 6 (2)Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (2)Magdalena Zimny Louis PolaMcCaffrey Anne Niebiosa Pern (SCAN dal 1040)Czasomierze DavCard Orson Scott Uczen AlvinCollins Suzanne Igrzyska Âśmierci 01 Igrzyska ÂśmierciGrisham John WezwanieAlbert Speer Wspomnienia (3)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • konstruktor.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Zwierzęta! cel nienasyconej ciekawości, egzemplifikacje zagadki życia, jakby stwo-rzone po to, by człowiekowi pokazać człowieka, rozkładając jego bogactwo i komplikacjęna tysiąc kalejdoskopowych możliwości, każdą doprowadzoną do jakiegoś paradoksalne-go krańca, do jakiejś wybujałości pełnej charakteru.Nieobciążone splotem egzotycznychinteresów, mącących stosunki międzyludzkie, otwierało się serce pełne sympatii dla ob-cych emanacji wiecznego życia, pełne miłosnej współpracującej ciekawości, która byłazamaskowanym głosem samopoznania.Piesek był aksamitny, ciepły i pulsujący małym, pospiesznym sercem.Miał dwa mięk-kie płatki uszu, niebieskawe, mętne oczka, różowy pyszczek, do którego można było wło-żyć palec bez żadnego niebezpieczeństwa, łapki delikatne i niewinne, z wzruszającą, ró-żową brodaweczką z tyłu, nad stopami przednich nóg.Właził nimi do miski z mlekiem,żarłoczny i niecierpliwy, chłepcący napój różowym języczkiem, ażeby po nasyceniu siępodnieść żałośnie małą mordkę z kroplą mleka na brodzie i wycofać się niedołężnie z ką-pieli mlecznej.Chód jego był niezgrabnym toczeniem się, bokiem na ukos w niezdecydowanym kie-runku, po linii trochę pijanej i chwiejnej.Dominantą jego nastroju była jakaś nieokreślonai zasadnicza żałość, sieroctwo i bezradność - niezdolność do zapełnienia czymś pustki ży-cia pomiędzy sensacjami posiłków.Objawiało się to bezplanowością i niekonsekwencją28 ruchów, irracjonalnymi napadami nostalgii z żałosnym skomleniem i niemożnością znale-zienia sobie miejsca.Nawet jeszcze w głębi snu, w którym potrzebę oparcia się i przytu-lenia zaspokajać musiał używając do tego własnej swej osoby, zwiniętej w kłębek drżący- towarzyszyło mu poczucie osamotnienia i bezdomności.Ach, życie - młode i wątłe ży-cie, wypuszczone z zaufanej ciemności, z przytulnego ciepła łona macierzystego w wielkii obcy, świetlany świat, jakże kurczy się ono i cofa, jak wzdraga się zaakceptować tę im-prezę, którą mu proponują - pełne awersji i zniechęcenia!Lecz zwolna mały Nemrod (otrzymał był to dumne i wojownicze imię) zaczyna sma-kować w życiu.Wyłączne opanowanie obrazem macierzystej prajedni ustępuje urokowiwielości.Zwiat zaczyna nań nastawiać pułapki: nieznany a czarujący smak różnych pokarmów,czworobok porannego słońca na podłodze, na którym tak dobrze jest położyć się, ruchywłasnych członków, własne łapki, ogonek, figlarnie wyzywający do zabawy z samym so-bą, pieszczoty ręki ludzkiej, pod którymi zwolna dojrzewa pewna swawolność, wesołośćrozpierająca ciało i rodząca potrzebę zgoła nowych, gwałtownych i ryzykownych ruchów- wszystko to przekupuje, przekonywa i zachęca do przyjęcia, do pogodzenia się z ekspe-rymentem życia.I jeszcze jedno.Nemrod zaczyna rozumieć, że to, co mu się tu podsuwa, mimo pozo-rów nowości jest w gruncie rzeczy czymś, co już było - było wiele razy - nieskończeniewiele razy.Jego ciało poznaje sytuacje, wrażenia i przedmioty.W gruncie rzeczy towszystko nie dziwi go zbytnio.W obliczu każdej nowej sytuacji daje nura w swoją pa-mięć, w głęboką pamięć ciała, i szuka omackiem, gorączkowo - i bywa, że znajduje w so-bie odpowiednią reakcję już gotową: mądrość pokoleń, złożoną w jego plazmie, w jegonerwach.Znajduje jakieś czyny, decyzje, o których sam nie wiedział, że już w nim doj-rzały, że czekały na to, by wyskoczyć.Sceneria jego młodego życia, kuchnia z wonnymi cebrami, ze ścierkami o skompliko-wanej i intrygującej woni, z kłapaniem pantofli Adeli, z jej hałaśliwym krzątaniem się -nie straszy go więcej.Przywykł uważać ją za swoją domenę, zadomowił się w niej i po-czął rozwijać w stosunku do niej niejasne poczucie przynależności, ojczyzny.Chyba że niespodzianie spadał nań kataklizm w postaci szorowania podłogi - obaleniepraw natury, chlusty ciepłego ługu, podmywające wszystkie meble, i grozny szurgotszczotek Adeli.Ale niebezpieczeństwo mija, szczotka uspokojona i nieruchoma leży cicho w kącie,schnąca podłoga pachnie miło mokrym drzewem.Nemrod, przywrócony znowu do swychnormalnych praw i do swobody na terenie własnym, czuje żywą ochotę chwytać zębamistary koc na podłodze i targać nim z całej siły na prawo i lewo.Pacyfikacja żywiołów na-pełnia go niewymowną radością.Wtem staje jak wryty: przed nim, o jakie trzy kroki pieskie, posuwa się czarna maszka-ra, potwór sunący szybko na pręcikach wielu pogmatwanych nóg.Do głębi wstrząśniętyNemrod posuwa wzrokiem za skośnym kursem błyszczącego owada, śledząc w napięciuten płaski, bezgłowy i ślepy kadłub, niesiony niesamowitą ruchliwością pajęczych nóg.Coś w nim na ten widok wzbiera, coś dojrzewa, pęcznieje, czego sam jeszcze nie ro-zumie, niby jakiś gniew albo strach, lecz raczej przyjemny i połączony z dreszczem siły,samopoczucia, agresywności.29 I nagle opada na przednie łapki i wyrzuca z siebie głos, jeszcze jemu samemu nie zna-ny, obcy, całkiem niepodobny do zwykłego kwilenia.Wyrzuca go z siebie raz, i jeszcze raz, i jeszcze, cienkim dyszkantem, który się cochwila wykoleja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •