Home HomeHerbert Frank Bog Imperator Diuny (SCAN dal 7Herbert Frank Bog Imperator Diuny (2)Kowalewski Wlodzimierz Bog zaplacz (3)Dawkins Richard Bóg urojonyRichard Dawkins Bog urojonyWojciech Bogusławski Cud mniemany czyli krakowiacy i góralJarry Alfred Ubu król czyli PolacyProfessional Feature Writing Bruce GarrisonErich von Daniken Wspomnienia zCorel PHOTO PAINT
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • us5.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Wtedy Świętkowa demonstrowała siłę przynajmniej trzech chłopów.Miała to po matce.Chwytała swojego stare­go za kragiel i przerzucała go przez balustradę do łóżka w izdebce, a on zaczynał chrapać jeszcze w lo­cie jak dziecko.Człowiek gada i gada, myśli i myśli, ale nawet Świętkowej nie przychodziło do głowy żadne imię dla dziecka.Ona też byłaby za Detlevem, bo to było ta­kie modne imię, i jak przy tym brzmiało! Z drugiej strony nie wiedziała, czy to uchodzi, czy nie będzie się wydawało zbyt natrętne wobec pana Hübnera.Nie był on jeszcze tak na dobre zaręczony z Teklą.Mich­cia ze swej strony też sobie łamała głowę przez cały dzień.Imię powinno być piękne, wyszukane, modne i powinno też odpowiednio brzmieć.Powinno później pasować do wszystkiego, co może się kiedyś zdarzyć.Załóżmy, że Zarah Leander nie nazywałby się Zarah Leander, lecz Stefcia Potrawa! Zblamowałaby się przed całym światem.Stefcia Potrawa była taka nie­wykształcona i głupia! Po zamążpójściu mąż musiał ją po trzech tygodniach stłuc na kwaśne jabłko, ponie­waż nie potrafiła nic innego gotować jak kartofle z ka­pustą.Codziennie to samo.Tak długo ją walił jej własnym butem ze szpilką po tym głupim łbie, aż ją zabrali do szpitala.Willy to też ładne imię dla dziecka, myślała Mich­cia.Jak to wtedy Willy Birgel stał na torze wyścigo­wym w swojej sportowej marynarce w kratę! Co za elegancja! Boże, co za postawa! Ale Willy nie przej­dzie, bo jeden z braci Stanika nosił to imię, a od Cholonków, myślała, dziecko nie powinno mieć niczego.W powieściach też występują piękne imiona.Mło­da pani Cholonek spędzała teraz po kilka godzin dziennie na przeglądaniu i kartkowaniu dalszych ciągów pięknej powieści „Cudzoziemiec z Wiednia”, wy­ciętych z „Przyjaciela Domu”.Dużo tam było napisa­ne! Ale, jakby to była sprawa diabelska, nie występo­wało tam żadne imię, które by się nadawało, które by dorastało do Detleva, mimo że występowały tam oso­by, które już podczas pierwszego czytania bardzo jej imponowały.Czytała te powieści zawsze trzy, cztery razy, co było również powodem, dlaczego je wycina­ła i razem ze wstążkami i bombonierkami, które zbie­rała dla niej Helenka Hajduk, przechowywała w swo­jej osobistej szufladzie komody.Z Detlevem nic się nie mogło równać.Na Staniku nie można było w tej sprawie polegać.„Zostaw, ja to załatwię!” - mawiał wciąż.Co za głupek! Gdy zapragnął, aby jego pierwszy syn zwyczajem prostych ludzi miał imię po ojcu, za­ciął się w palec.Świętek nie cierpiał pana Hübnera.Hübner w dru­gim dniu znajomości z Teklą usiłował mu podarować posrebrzane, podgumowane pudełko papierosów.Skubacz z Czerwionki, który pracował w kolumnie Świętka, też powiedział: - Świętek, jeśli ktoś przychodzi ci z czymś takim, to lepiej uważaj! To nie jest z jego strony żadna szczodrość, to obłudnik, liżydupa i gów­niarz.To nie jest facet dla ciebie, Paulek!- Pieron ma wilgotne ręce, że mnie formalnie mdli, kiedy przychodzi.- To na pewno donosiciel.Albo epileptyk czy jak się to pieroństwo nazywa - mówił Skubacz.- Wiesz, Świętek, ja tam niewiele bym dał za to wszystko, co oni tam dostają: te matury, egipty i te wszystkie rze­czy, lakierki i całe to pieroństwo, co oni tam mają.To nic nie jest.Nasz książę, bracie, to był dokładnie taki sam jak ja.Raz w Pszczynie na polowaniu, kiedy by­łem jeszcze dozorcą, rozumiesz, dawniej, to też przyszedł taki jeden.Na polowanie na zajęce, wiesz! A ten też tak! To uważał, żeby się nie zabrudzić, to coś z galot strzepywał.I zachowywał się jak dama przy szczaniu.Wpada nasz książę w wściekłość i wali mu cały ładunek w dupę.Gdyby strzelba nie była nabita śrutem, byłby to strzał w komorę.Straciłem wtedy jed­no oko, bo ten gizd musiał tam mieć coś twardego, klamrę czy żelazny knefel, tak sobie myślę, a taka kulka śrutowa odskakuje i leci prosto w oko.Stałem niedaleko.Śrut ma pieroński rozrzut! I taki mały pieron jak ta kulka, nie większe to od ziarenka pieprzu, gasi mi wzrok! Chwała Bogu, że tylko z lewej strony, gdzie i tak niewiele się rozglądałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •