Home HomeThor Heyerdahl Wyprawa Kon TikiHeyerdahl Thor Aku AkuPoematBogaCzlowieka k.3z7Powell Tag & Judith Panowanie nad umysłemJoanna Chmielewska LesioMcDevitt Jack Brzegi zapomnianego morza (SCANMakuszynski Kornel Bezgrzeszne lataTara Sivec Gdyby nie Ty . Igrajac z ogniemfinanse miedzynarodoweDav
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • konstruktor.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Tak głęboko tkwią w zboczu, że żaden miejscowy wróg nie potrafił im dać rady.Jedyna próba odcięcia głowy siekierą skończyła się zupełnym niepowodzeniem, gdyż „kat”, który się do tego zabrał, zdołał wykuć tylko niewielką rysę w potężnym karku olbrzyma.Ostatnia stojąca figura została strącona ze swego ahu w czasie walk ludożerców około roku 1840.Była to dziesięciometrowa po­stać z kokiem objętości sześciu metrów sześciennych na głowie, stała zaś na podmurowaniu wysokości człowieka.Jesteśmy w posiadaniu wszystkich danych co do wymiarów i wagi obalonego olbrzyma; ważył pięćdziesiąt ton i został przytaszczony z odległego o cztery kilometry kamieniołomu Rano Raraku.Wyobraźmy sobie, że bierzemy dziesięciotonowy wagon kolejowy i wywracamy go do góry kołami, aby dokładnie odtworzyć sytuację (na obszarze Polinezji nie znano kół).Potem robimy to samo z drugim wago­nem, łączymy oba razem i wpędzamy do nich dwanaście tęgich koni i pięć słoni.Teraz możemy zacząć ciągnąć, ponieważ waga wynosi właśnie pięćdziesiąt ton.Chodzi zaś nie tylko o podnie­sienie, musimy ten ciężar przeciągnąć po czterokilometrowym bezdrożu, nie uszkadzając niczego.Czy jest to możliwe bez ma­szyn? A więc najstarsi mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej dokonali czegoś, co wydaje się niemożliwe.Jedno jest pewne, to miano­wicie, że ten wyczyn nie był dziełem gromady polinezyjskich drwali, którzy tu wylądowali i w braku drzew rzucili się na skały.Czerwonowłose figury olbrzymów z klasycznymi rysami twarzy są dziełem żeglarzy, którzy przywieźli ze sobą doświadczenia całych pokoleń w manewrowaniu monolitami.Gdy już dotarliśmy na miejsce z naszym pięćdziesięciotonowyni ładunkiem, należy go podnieść na podmurowanie, postawić pio­nowo na wysokość czterech pięter i przyprawić fryzurę.Ta ostat­nia waży dziesięć ton i licząc w linii powietrznej przebyła drogę jedenastu kilometrów od kamieniołomu dostarczającego peruk.Jedenaście kilometrów w tym terenie oznacza niemałą odległość, a dziesięć metrów w górę też można łatwo ocenić przez porównanie, że na tę wysokość należy wywindować ciężar o wadze dwu­dziestu czterech koni.I tego jednak dokonano.Potem zaś, w roku 1840, zniszczyli wszystko ludożercy, którzy podkopali kamienie węgielne cokołu i uczcili swój czyn w ten sposób, iż w pobliskiej pieczarze skonsumowali trzydziestu sąsiadów.Stałem na szczycie krateru Rano Raraku.Dokoła roztaczał się wspaniały widok na pokrytą trawą wyspę.Za mną stromo opa­dały zrośnięte ściany wewnętrznego leja, na dnie którego leżała gładka jak lustro niebieskawa powierzchnia jeziorka otoczonego najzieleńszym sitowiem, jakie kiedykolwiek w życiu widziałem.Możliwe, że ta zieloność wpadała w oczy z powodu kontrastu z resztą wyspy, która w okresie suszy zaczynała żółknąć.Przede mną ciągnęły się stopnie i tarasy kamieniołomu aż do równiny u stóp wulkanu, na której członkowie wyprawy z mrówczą pil­nością rozkopywali brązową ziemię wokół kolosów.Tu i tam stały spętane konie, śmiesznie małe w porównaniu z kamiennymi fi­gurami.Z mego punktu obserwacyjnego mogłem zobaczyć lub od­tworzyć sobie wszystko, co zaszło na Wyspie Wielkanocnej, tu mieścił się bowiem rdzeń największej zagadki.Znajdowałem się jakby w klinice położniczej, gdzie rodziły się olbrzymy.Stałem na jednym takim nie donoszonym płodzie, wokół zaś rysowały się inne.Na zboczach u stóp skalnych ścian, po zewnętrznej i we­wnętrznej stronie wulkanu, świeżo urodzone, ślepe figury nada­remnie czekały swej kolei wyruszenia w daleką drogę.Z wynio­słości widziałem, jak przebiegały te drogi.Kilka figur wykończo­nych wewnątrz krateru właśnie było w trakcie transportu, gdy całą pracę nagle przerwano.Jedna dotarła do samej krawędzi, inna znajdowała się już po jej zewnętrznej stronie.W chwili zatrzymania transportu leżały nie na plecach, lecz na brzuchach.Wzdłuż starych, oczyszczonych z kamieni, a teraz zarosłych szla­ków na terenie wyspy widziało się inne figury, leżące albo samot­nie, albo w przypadkowych grupach po dwie lub trzy.Widziało się je wszędzie, jak daleko oko sięgało.Były ślepe i bezwłose i wszy­stko wskazywało na to, że nigdy nie ustawiono ich na stałe w tych miejscach, lecz że porzucono je w czasie transportu z Rano Raraku na czekającą platformę.Cele ich wędrówki leżały daleko, poza górami.Gdzieś poza widnokręgiem na zachodzie mieścił się mały wulkan Puna Pau z kamieniołomem peruk.Stąd nie był widoczny, lecz na dole zauważyłem pół tuzina cylindrycznych fryzur, które przypominały walce potężnej maszyny do ubijania dróg i leżały na dnie niewielkiego stromego krateru.Mistrzowie fryzjerscy sprzed wieków przytaszczyli je tam po stromej ścianie.Wiele wi­działo się takich peruk porozrzucanych w różnych miejscach i widocznie przeznaczonych do dalszego transportu.Jeszcze inne musiały już być w drodze do swych przyszłych właścicieli, gdyż zostały na równinie.Zmierzyłem największą fryzurę.Liczyła po­nad osiemnaście metrów sześciennych objętości i ważyła trzydzieści ton, tyle co siedemdziesiąt pięć tęgich koni.Moja własna wyobraźnia okazała się za uboga na to, abym mógł pojąć rozmiar owego przedsięwzięcia na Wyspie Wielkanocnej.Zrezygnowany zwróciłem się do miejscowego pastucha stojącego obok i w milczeniu spoglądającego na opuszczone figury.- Leonardo - powiedziałem - jestem praktycznym człowiekiem, powiedz mi więc, w jaki sposób można było w dawnych czasach transportować takie kolosy?- Same się poruszały - odparł Leonardo.Gdyby nie poważny ton jego odpowiedzi, sądziłbym, że Leo­nardo, w świeżo wypranych spodniach i koszuli wyglądający bardzo cywilizowanie i znany ze swej mądrości, po prostu ze mnie kpi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •