Home HomeTrylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo (3)Trylogia Lando Calrissiana.02.Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona (3)Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzeniaCarey Jacqueline [ Dziedzictwo Kusziela 02] Wybranka KuszielaVinge Joan D Królowe 02 Królowa Lata ZmianaJordan Robert Czara Wiatrow (SCAN dal 963)Wieczor panienski Izabela PietrzykChmielewska Joanna Wielki diamentChmielewska Joanna Dwie glowy i jedna nogaPohl Frederik Kroniki Heechow
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nie widziała go od tamtej po-ry, lecz był jedynym ka-ira, jakiego znała, a z krótkiego spotkania zostało jej wrażenie,że nie działałby poza prawem, gdyby miał wybór  gdyby nie czarny talent, któryuczynił go wyrzutkiem.Znała dostatecznie wielu przestępców złych na wskroś, żebywidzieć różnicę.Paru skądinąd wyratowała od śmierci.Taki zawód.Była medykiem,nie sędzią.W oddali dzwon na wieży ratusza wybił godzinę.Lekarka rozejrzała się i drgnę-ła, widząc, że ma towarzystwo. Cóż, oto jestem. Krzyczący w Ciemności skłonił głowę. Zanim pojawił się na otwartej przestrzeni, upewnił się, że nie przygotowano naniego zasadzki.Teraz wyczuwał emocje Haru, które uspokoiły go do reszty.Niepew-ność, zakłopotanie z domieszką strachu, a w tle głęboki cień tego czegoś, co ją pchnęłodo napisania listu.Oczami wyobrazni ujrzał ją, jak rozmawiając z karłem  czy przy-szedł tu na gorącą zupę, wydawaną w południe biedakom?  nagle każe mu zaczekać,biegnie po kartkę i kreśli kilka zdań. Dziękuję, że się zjawiłeś  powiedziała cicho. Chodz.Przekraczając próg budynku, Krzyczący jak zwykle poczuł dreszcz; wszecho-becna tu aura cierpienia wydawała się oblepiać mury niczym śliska warstwa wodoro-stów.Haru zaprowadziła go do pozbawionej okien izdebki na parterze, wypełnionejmdłą wonią medykamentów.Stało tam tylko jedno łóżko; na podłodze przy nim tliłsię kaganek.Siedząca w kącie posługaczka podniosła się i zamieniła szeptem kilkasłów z lekarką, następnie zaś wyszła, nawet nie spojrzawszy na żmija, którego widocz-nie wzięła za jednego z wielu studentów medycyny, jacy przewijali się przez szpital. Podejdz tu  poleciła szeptem Haru.Dziewczyna na łóżku przypominała ludzki szkielet.Pasma przerzedzonych wło-sów oblepiły twarz barwy ołowiu, z plamami wypieków.Oddychała chrapliwie, póło-twarte usta z trudem łapały powietrze. Suchoty  wyjaśniła krótko lekarka. Znasz ją?  Nie zgadywał, choć i nie czytał w myślach.Wyczuwał emocje. Znam. Haru objęła się ramionami i zapatrzyła na płomyk kaganka. Tocórka powinowatych mojego wuja, zamożnych mieszczan.Jej ojciec był złotnikiem itrochę za dużo pił.Wuj kurował go na żołądek i wątrobę, a my przyjazniłyśmy się oddziecka.Potem papa złotnik nagle zmarł, zaś jego żona powtórnie wyszła za mąż i wy-jechała z córką na północ.Ile lat temu to było? Osiem? No, a wczoraj przywlokła siętutaj, bosa i w łachmanach.Rano była jeszcze na tyle przytomna, żeby opowiedziećswoją historię.Rok temu zaszła w nieślubną ciążę, ojczym wypędził ją z domu.Tułałasię od wioski do wioski i od miasta do miasta, aż dotarła pod nasz dach.Widać los takchciał. Co się stało z dzieckiem? Twierdzi, że urodziło się martwe.Jakby usłyszawszy, o czym rozmawiają, chora otworzyła oczy i poruszyła war-gami, próbując coś powiedzieć.Po chwili powieki jej opadły; odpłynęła z powrotem wmalignę. Brune wyciągnął rękę i wysiłkiem woli zatrzymał ją tuż nad czołem dziewczyny.Drżał  choroba i śmierć kusiły go obietnicą siły. Jesteś ka-ira  odezwała się lekarka. Wy ponoć umiecie rozpoznać, czychory będzie żył, czy umrze. Zgadza się. Czarni magowie wyczuwali śmierć.Srebrni, z tego co wiedział,nie.Zresztą i tak nie robiło to różnicy, bo nawet mało znaczący adept srebra nie zni-żyłby się do tego, żeby się zjawić w szpitalu dla ubogich. Jak oceniasz& jest dla niej jeszcze nadzieja? %7ładnej. Ile czasu zostało? Dwa, trzy dni, nie więcej.Zresztą, sama to wiesz.Ale widocznie łudziłaś się aż do ostatniej chwili.Haru przygryzła wargę.Czuł, że lekarka bije się z myślą, aby prosić go o pomoc,o zrobienie czegokolwiek, co leżało w jego mocy, choć była na tyle wykształcona, żebyznać jedyną odpowiedz, jakiej mógłby udzielić.Czerń nie uzdrawia.Odstąpił od łóżka i wyjął z kieszeni flakonik z ciemnego szkła. Namaść jej tym usta.Zaśnie bez cierpień.Sam nie chciał dotykać umierającej.Mógłby wchłonąć jej ból wraz z resztkamisiły życiowej; z najwyższym trudem powstrzymywał się, żeby tego nie zrobić, nie pod-dać się instynktowi.Jak pies na smyczy, który wie, że nie wolno mu ruszyć mięsa leżącego naziemi.Ohydne.Opanuj się. Poczekam na zewnątrz  powiedział i nie czekając na odpowiedz, wyszedł nakorytarz.Haru po chwili dołączyła do niego. Trzymaj. Oddała mu flakonik.%7ładne już się nie odezwało aż do krótkiegopożegnania przy tylnej bramie.Wracając do Podziemi, Brune wzdrygnął się, gdy nagle powróciło do niegowspomnienie z wiosny.Znów zobaczył siebie wtedy, kiedy dopiero zaczynał przytom-nieć po tygodniach czy miesiącach obłąkania  jakby wynurzał się z głębokiej, mętnejtoni  i z narastającym przerażeniem odkrywał, gdzie jest: w nieznanym mieście, wlochach, przygarnięty przez grupę śmieciarzy.Starał się nie wracać do tego pamięcią.Wyzdrowiał przecież, radził sobie.I tylko czasem zdarzało się, że coś  widok żebrakaczy chorego, jak dziś  przyprawiało go o przykre skojarzenia oraz dreszcz niesprecy- zowanego lęku.* * *Kiedy spływała na niego paraliżująca chandra, Vincent Ambers miał na nią je-den sposób: lucyferia.Jednak zdarzały się dni, kiedy nawet lucyferia nie mogła pomóc.Wyrywała zodrętwienia, ale nie leczyła nastroju.Nie odpędzała poczucia, że jego życie to pasmopomyłek i porażek.Gdy rodzice umierali, był z nimi skłócony, nie zdążył przeprosićojca za słowa wykrzyczane w gniewie.Jego wiersze są sentymentalne i głupie, pisanepod publiczkę.Rządcy na pewno go oszukują, bo poeci nie mają głowy do takichspraw, jak ceny zboża i wina  więc majątek stopniowo popadnie w ruinę.Imella jestz nim tylko dlatego, że ją to bawi.Nikt go nigdy tak naprawdę nie kochał poza siostrą.W przypływach najgorszego samopoczucia Vincent lubił igrać z przeznacze-niem.Nie chciał rozstać się ze światem jako samobójca, bo to okryłoby hańbą jegonazwisko, a honor rodziny był jedną z niewielu rzeczy, na których poecie zależało.Aleprzecież można stracić życie w wyniku nieszczęśliwego splotu okoliczności  na przy-kład zostać zabitym przez opryszków albo zarazić się od pospólstwa jakąś paskudnąchorobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •