Home HomeKraszewski Józef Ignacy InfantkaKraszewski Józef Ignacy LalkiKraszewski Józef Ignacy UlanaHrabina Cosel J.I.KraszewskiPogrobek KraszewskiRushdie Salman Szatanskie wersetySheckley Robert Zbior opowiadanVargas Llosa Mario Pochwala macochyForbes Colin Stacja nr 5Andrzej Sapkowski Narrenturm
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • us5.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Skarbnik to zadziwienie chwilowe uważał dobrze, alepomimo to trzymał się ciągle tego samego tonu, który od razu i nie bez celu uchwycił.Zaczęła się tedy długa rozmowa de publicis in spe et in actu, która trwała przeszło godzinęi która wypadła bardzo na korzyść Flawiusza.Skarbnik bowiem przekonał się z niej, że tenczłowiek, tak dotychczas wątpliwy dla niego, nie tylko ma sentymenty, lubo wedle niego tro-chę zanadto szerokie, jednak bardzo ciepłe i bardzo szlachetne; ale przekonał się także, że tenczłowiek ma wiadomości gruntowne i tak szczegółowe, że nawet o wielu rzeczach swojskich,osobliwie z ostatnich czasów, pod wielą względów jest w stanie każdemu bardzo ciekawe daćobjaśnienia.Skarbnik, z usposobienia swego nade wszystko dokładnego wyrozumienia sprawnarodowych ciekawy, uczuł się przez to w samej rzeczy dla Flawiusza ujętym  i kiedy sięprzedmiot, przez nich obrabiany wyczerpał, zawołał z serca do swego gościa: Ale to waść, panie bracie, jak mi Bóg miły, darmo chleba nie psujesz.Młody jesteś, alemiło się z tobą rozmówić.Trochę tam jeszcze latasz po regionach niebieskich, z których byśchciał i to, i owo sprowadzić na ziemię, a co się ani waści, ani nikomu nie uda; ale bodajby i193 tak! Nie bić tego, który nie chce ująć, jeno przyczynić, choćby też się skończyło na samej chę-ci.A lubo już i te same chęci szumią srodze i sypią takie iskry ze siebie, jakby chciały z półświata spalić, no! toż ja się ich przecie nie boję.Pokazało nam się aż nadto jawnie, że gdyby-śmy byli wszyscy tyle iskier mieli w sobie, byłoby nam wcale nie zaszkodziło, jeno pewniepomogło.A chociaż to teraz podobno już nie bardzo pora tym iskrom, toż i dziś nie zawadzą.Powiadano już dawniej, że lepiej dmuchać, niż chuchać  a ja powiadam, że liche to piwo,które nie szumi, lichy też młodzik, który nie szumi.Diabeł tam komu po gołowąsych sensa-tach! Młodzi niech mają krew i fantazję, a starzy powagę i rozum, to i dobrze będzie na świe-cie.Dopiero kiedy młodzi się zaczną poza siebie oglądać, a starzy po kolei przemądrzeją nawywrót, nie będzie już o czym i mówić.Ale kto wie, czy kiedy do tego nie przyjdzie, bościewy, młodzi, pomimo całej krwi i fantazji jakoś cudnie zmądrzeli.Powiedzże mi waść prze-cie.bo to ja bardzo tej młodzieży dzisiejszej ciekawy.Człowiek wie, jaki świat bywał przednim, wie, jak bywało za niego  nim zestąpi do grobu, chciałby wiedzieć, co też nastanie ponim? Powiedzże mi waść z łaski swojej, któż to waści tam wysłał na te nauki paryskie? bośmi wspomniał nawiasem, że rodzice już wtedy nie żyli.Czyś to tak sam z własnej tam poje-chał ochoty? czy się zdarzył jaki opiekun?. Ot! nie wiem sam, co mam panu majorowi powiedzieć  rzekł na to Flawiusz, rzucającniespokojny wzrok na skarbnika  ale już to właściwie mówiąc, to mnie mój dziad niebosz-czyk do Paryża wyprawił. Dziad po ojcu czy też po matce?  zapytał skarbnik. Po matce. A więc Francuz rodowity podobno. Tak, Francuz. Hm! toż to dlatego i ciągnął za edukacją francuską! A czy żyje jeszcze dziad waści? Nie! niestety! już nie żyje! umarł przeszłego roku, a raczej zginął przypadkowo przy sy-paniu okopów nad Wisłą. Przy sypaniu okopów!  zawołał skarbnik  proszę waści! taki już zgrzybiały staruszek!. A czy pan znałeś mojego dziada? zapytał Flawiusz porywczo. Ja?  odpowiedział skarbnik z zastanowieniem, widząc że niechcący za wiele powiedział ja go wcale nie znałem, tylko się tak domyślam, że już musiał być starym. Pan pewnie nie znałeś mojego dziada?  zapytał jeszcze raz Flawiusz, porywając skarb-nika za rękę. A jeśli znałem?  zapytał na to skarbnik, patrząc bystro mu w oczy.Tu Flawiusz w dziwnym znalazł się położeniu.Przebiegła mu myśl przez głowę: czyli teżskarbnik coś nie wie? Ale była to myśl tylko przelotna, jak błyskawica, a na jej miejsce narzu-ciło mu się pytanie: co lepiej? czy rozmawiać otwarcie o dziadku-fechtmistrzu z karmazyno-wym wujem podkomorzanki? czy mieć rozsądek i nie rzucać fechtmistrzów w drogę wzrasta-jącej jego przyjazni dla siebie?  Tam go ciągnęło serce, tu rozum  i rozum przemógł tym razem. Ale nie znałeś go pan, panie majorze!  rzekł wreszcie Flawiusz  bo przecież byłbym ija o tym coś wiedział.Ale szkoda, że pan go nie znałeś  dodał młodzieniec, zapadając napowrót w krzesło  był to człowiek wielkiej zacności! Całą starość swoją poświęcił na to, abymnie kiedyś dobrze było na świecie.Niestety! nie zawsze podobno umiałem to w nim usza-nować!. Jakże? więc rzeczywiście się tyle dla waści poświęcał? O! panie!  zawołał na to Flawiusz z zapałem  możesz przejść ziemię od krańca dokrańca, a nie znajdziesz takiego poświęcenia w rodzicach dla dziecka, jakie miał ten staruszekdla wnuka! poświęcenie to wprawdzie i mnie kosztowało niemało, lecz w końcu.Tu Flawiusz umilkł i westchnął, skarbnik go obserwował przez chwilę z uwagą, a potemspytał:194  Proszęż cię, panie, czy była istotnie tak wielkich poświęceń potrzeba? czy wam się dawałniedostatek uczuwać?Flawiusz milczał.Skarbnik mówił dalej po chwili: Coś ci ciężko na sercu.Ot! wiesz co, panie bracie, jeżeli łaska, popraw ale w krześle izrzuć ten ciężar ze serca.Jak ci dobrze życzę, tak twoje słowa, a choćby i łzy nawet, nie padnąpewnie na kamień.Ale jak dla Flawiusza, który jeszcze w swym życiu nigdy tak przyjaznego głosu nie słyszał,i to było już dosyć.Na samo wspomnienie tego, że gdyby chciał, miałby się przed kim wy-wnętrzyć, oddech mu się zaparł w piersi i łzy mu stanęły w oczach, lecz pomimo to nie dopu-ścił głębszego wzruszenia.Zerwał się z krzesła, ścisnął skarbnika z całej siły za rękę i rzekłdrżącym już głosem: Dziękuję panu! z całego serca panu dziękuję!.Ale prawie natychmiast dodał z uśmie-chem: Ot! dziecięce to jakieś smutki i żale! kto by słuchał podobnych zwierzeń.Nie szanował-bym pana, gdybym go chciał bawić takimi bajkami. Ale mylisz się, panie!  rzekł na to skarbnik  mylisz się całkiem, bo jeżeli co być możemiłym dla starca, to najmilszymi pewnie młodych serc szczere zwierzenia, które nie tylko jakcudny balsam odżywiają jego zakrzepłe uczucia, ale nadto jeszcze przenoszą go w piękneczasy jego własnej młodości, która już tylko jak kwiatek uwiędły przedstawia się w mglistejjego pamięci. Być to może i zapewne tak bywa  odpowiedział Flawiusz  ale nie każde zwierzeniamają tę własność cudowną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •