Home HomeKraszewski Józef Ignacy InfantkaKraszewski Józef Ignacy LalkiKraszewski Józef Ignacy UlanaGrob Nieczui t.1 KraszewskiPogrobek KraszewskiUstawa o UOPKoontz Dean R Nocne dreszczeAlfred Szklarski Tomek w Gran Chaco (2)Focjusz Kodeksy IVAndrzej.Ziemiański Nostalgia.za.Sluag.Side.(PDF3)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anna-weaslay.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Przed tą baterią najpotężniejsza masa czarnych słupów, jakby związanych w pękogromny, wznosiła się.Widać stąd było wieże, mury i okna świętojańskiej wieży, w których postać białamigała.Ale król nie śmiał podnieść oczów.Po krótkiej chwili zawrócił do zwierzyńca.W tej chwilidobiegł właśnie Wackerbarth z Drezna i towarzyszył królowi roztargnionemu, zasępionemu widocznie.Wackerbarth stanął z tyłu nie mówiąc nic.Augustowi spieszno było, dał znak, przystąpili artylerzyści dodział i ogromny huk dał się słyszeć, odbity przez okoliczne góry.Ucho czujne byłoby z nim razempochwyciło krzyk dziwny, jakby rozpaczy i boleści.Król wszakże i towarzyszący mu nie mogli usłyszećani zobaczyć nic, gdyż cała ich uwaga zwrócona była na półkartaunę i bastion, do którego podstawydawano ognia.Pierwszy strzał skierowany na mur bazaltowy wprawdzie wybił w nim dziurę, ale żelazna kularozbryznęła się na kilka sztuk.Komendant przyniósł ją Najjaśniejszemu Panu, August popatrzył i głowąruszył w milczeniu.Drugi strzał wymierzono już na same słupy rosnące z ziemi, u stóp bastionu: kula została roztrzaskanąi kilka tylko kawałków kamienia odpadło, znać dawniej nadkruszonego.Kazał król jakby zapalając się coraz strzelać raz trzeci i czwarty na skały nieco wyżej sterczące, skutekbył ten sam, kule się roztrzaskiwały, a kamień opadał tylko w tym miejscu, gdzie go trafiły.słupywytrzymywały.Za każdym strzałem pękające kule i kamienia odłamy leciały w górę i opadały nie raniącnikogo, jednego tylko królewskiego konia, przy Rohr-Pforte trzymanego uderzył kamień w nogę i trochęskaleczył.Za trzecim też strzałem kawał rozbitej kuli, około sześciu funtów ważący, przeleciał przezmury na miasteczko i padł na słodownię przebijając dach, sufit i rusztowania aż do ziemi.Komendantzobaczywszy to pobiegł zaraz zbadać szkodę i kulę z kawałkami drzewa przyniósł przynajpowinniejszym raporcie Najjaśniejszemu Panu, który raczył ją oglądać.Nie strzelano już nawet z baterii na Hannewalde, król miał tej próby dosyć.Od pierwszej chwili, gdy posłyszała Cosel o królu, była jak nieprzytomna; najprzód serce jej chwyciłanadzieja, że August stęskniony dla niej tu przybywał.Ubrała się z gorączkowym pośpiechem, znajwiększym staraniem, patrzała długo w zwierciadło uśmiechając się sama sobie. - A! nie.to nie może być inaczej - szeptała -jestem pewna, przybywa do mnie.Mógłżeby strzelać dotych murów, w których ja siedzę zamknięta, dla zabawki.A! nie! to koniec mojej niewoli, to mojegotriumfu początek.Biegała od okna do okna.Z jednego widać było pillnitzką drogę ł na niej Nider-Thor.Postrzegła tumanypyłu.serce jej biło, płakała.Wtem dały się słyszeć dzwony, bębny, król wjeżdżał.cisza.Przycisnęłaserce dłonią, czekała.Zdawało jej się, że go usłyszy na wschodach, że go ujrzy we drzwiach, pełnegołaskawości i litości, Długo trwało potem milczenie złowrogie.i strzał się rozległ.strzał i krzyk.Coselupadła na ziemię.Nagle porwała się jak wściekła, rozjuszona, z rozrzuconymi upadkiem włosami ipobiegła do stolika.Ręce dygoczące ze wzruszenia odmawiały jej prawie posługi, odsunęła szuflady,rozwinęła jedwabne chusty, dobyła pistolet, który ją nigdy nie opuszczał, i ukryła go w szerokim suknirękawie.Jak obłąkana przebiegła do okna najbliższego rozglądając się w prawo i w lewo.Z tej strony słychaćbyło trzaskające strzały i skały gruchotane, których odłamy dolatywały do okna.Cosel wyprostowałasię.oczy jej pałały ogniem, ręce drżały, pierś się podnosiła gwałtownie.Czekała.Za każdym strzałem chwytała się za głowę i serce, jakby nie wierząc uszom, nie ufając oczom.Zmiechdziki błąkał się po ustach, a łzy napełniały powieki.Za czwartym strzałem ucichło.I długo było cicho, Cosel się nie ruszała z miejsca w prawej ręcetrzymając i cisnąc pistolet.Już prawie znużona tym oczekiwaniem paść miała, gdy na drodze podoknem tętent konia dał się słyszeć.Cosel wysunęła się do pół.patrzała.To był on! on! August! Jechał sam pędząc konia drożyną pod murami.Krzyknęła: podniósł głowę, stanął i rękę przyłożywszy do kapelusza, niemy, blady, stał rwąc konia,który mu się wyrywał.Hrabina wychyliła się ku niemu z okna, jakby się rzucić chciała.- Królu! panie! litości!August nie odpowiedział, Cosel się uśmiechnęła.- Litości od ciebie się spodziewać! okrutniku nikczemny; ty, co słowa łamiesz i karzesz za nie tych, cosię o nie upominają! Litości! od ciebie? Co dla ciebie ludzkie życie, czym serce ludzkie dla ciebie? Coselniewolnica gardzi tobą, brzydzi się, przeklina.Ciebie i pokolenie twe, i kraj, i imię.Giń, nikczemny! Wtej chwili dobyła pistoletu i.strzeliła do króla.Głucho rozległ się strzał ten po zamku i śmiech, Coselpadła.Król jak osłupiały usłyszawszy świst kuli.która mu kapelusz drasnęła, oprzytomniał, skłonił się zuśmiechem i konia puścił cwałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •