[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tomek siedział przy oknie i próbował drzemać, ale sen nie przychodził.Dingo wyciągnął się u jego stóp, tylko od czasu do czasu pomrukiwał i strzygł uszami.Tomek zamyślony spoglądał na swego ulubieńca, wiernego towarzysza w niebezpiecznych wyprawach.Jaki będzie wynik obecnej? Mimo woli przyszły mu na myśl słowa ojca, że często trop w trop za Smugą szły dziwne wydarzenia.Przecież i teraz Smuga z Nowickim mieli oczekiwać na pomoc nad północną granicą Boliwii! Tam właśnie wybuchła rewolucja!Rozgorączkowana wyobraźnia nękała go długo, ale monotonny stukot kół i lekkie kołysanie wagonu zrobiły swoje.Tomek zasnął.Wielki czarownikTrzy łodzie płynęły wartkim prądem rzeki.Pierwsza, największa, miała pośrodku małą, lekką nadbudówkę krytą płóciennym daszkiem, który jednocześnie chronił od słońca przód łodzi.W niewielkiej odległości płynęły jedna za drugą dwie mniejsze łódki wyciosane z pni drzew.Na dziobie największej łódki, obok przewoźnika, siedzieli obydwaj Wilmowscy, Haboku i Mara nie odstępująca swego męża.Oprócz nich były tam Sally i Natasza, ukryte w cieniu prowizorycznego daszka, oraz trzech indiańskich wioślarzy.W dwóch mniejszych łodziach z wyposażeniem wyprawy znajdowali się: Wilson, Zbyszek, Wu Meng i Cubeowie, którzy dozorowali przewoźników.Już drugi dzień uczestnicy wyprawy płynęli rzeką.W konstytucyjnej stolicy Boliwii władze jeszcze panowały nad rewolucyjnym wrzeniem.Nie dochodziło do starć między demonstrantami i policją.Generał, który przywiózł posiłki dla miejscowego garnizonu, ułatwił Wilmowskim porozumienie się z dowództwem.Dzięki temu wynajmowani zazwyczaj przez wojsko przewoźnicy zgodzili się przewieźć wyprawę na rzeczną przystań, skąd wysyłano łodziami zaopatrzenie dla garnizonu w Villa Montes nad Pilcomayo.Tam właśnie mieściła się główna kwatera wojskowa, której podlegało Gran Chaco.Niemało” zachodu kosztowało Wilmowskiego i Wilsona wynajęcie łodzi, ale ostatecznie dobili targu z przewoźnikami i ruszyli na południowy wschód.Pilcomayo spływała wąską doliną podgórską w głąb kontynentu.Był to czas przyboru.Rzeka wdzierała się w nadbrzeżne zarośla i lasy, w niżej natomiast położonych miejscach tworzyła niedostępne rozlewiska i błota.Jeszcze około trzystu kilometrów dzieliło wyprawę od Villa Montes.Dalej już na wschód, południe i północ rozciągało się prawie nie zbadane dotąd i owiane tajemniczością Gran Chaco.Była to kraina, w której nie ujarzmione, wojownicze plemiona indiańskie żyły nadal jak za czasów swoich praojców.Koczownicy indiańscy swobodnie wędrowali po wiecznie zielonych stepach i lasach, nie zważając na umowne granice ustanawiane przez białych ludzi.Nie wywoływało to konfliktów, ponieważ Argentyna, Paragwaj i Boliwia wtedy jeszcze nie okazywały większego zainteresowania odległymi dzikimi obszarami Gran Chaco.Dopiero znacznie później, gdy w Chaco Boreal odkryto naftę, rozgorzała wojna między Paragwajem i Boliwią, którą ta ostatnia sromotnie przegrała.Wilmowscy byli w nie lada rozterce wytyczając dalszą drogę.Pilcomayo płynęła na południowy wschód, a więc w kierunku odwrotnym do zamierzonego celu wyprawy.Jednakże wysoka woda i wartki nurt umożliwiały przebycie w kilka dni ponad tysiąca kilometrów do ujścia Pilcomayo do rzeki Paragwaj[102], dostępnej dla większych statków aż do Asunción.Dalej na północ mniejsze statki mogły płynąć prawie do źródeł rzeki Paragwaj w Mato Grosso.Tak więc obydwie rzeki umożliwiłyby szybkie przebycie znacznych odległości.Wilmowski z Tomkiem pochyleni nad mapą rozłożoną na kolanach naradzali się, rozmawiając po polsku.- Mimo nadkładania drogi zyskalibyśmy na czasie i uniknęli wielu niebezpieczeństw - właśnie mówił Tomek.- Może nasz przewoźnik by się podjął popłynąć do rzeki Paragwaj? Wygląda na śmiałego i doświadczonego w swoim zawodzie człowieka.Pochwalił go nawet Haboku, który, jak wszyscy Cubeowie, jest doskonałym wioślarzem.Wilmowski potwierdził to skinieniem głowy, po czym odezwał się po hiszpańsku:- Senor Antonio, właśnie mówiliśmy z synem, że doskonale dajesz sobie radę z kapryśną Pilcomayo.Czy nie podjąłbyś się za dobrą zapłatą przewieźć nas do rzeki Paragwaj?Metys zdumionym wzrokiem obrzucił Wilmowskich, potem roześmiał się i zawołał:- Chyba żartujesz, senor!- Nie żartuję, Antonio!Metys zdumiał się jeszcze bardziej.Przez dłuższą chwilę spoglądał na Wilmowskich, wreszcie przemówił:- Nie, senor, nie popłynę z tobą do rzeki Paragwaj! Nikt z tobą tam nie popłynie, Ty sam również tego nie dokonasz, nawet gdybyś kupił moją łódź.- Czy to ma znaczyć, że Pilcomayo nie jest spławna? - zapytał Wilmowski.Metys bezradnie wzruszył ramionami i odparł:- Słyszałem, że od samego ujścia w górę rzeki mogą pływać nawet trochę większe statki niż mój, ale niezbyt daleko.Potem Pilcomayo w wielu okolicach rozlewa się szeroko w wielkie, błotniste jeziora uniemożliwiające żeglugę.Ale nie tylko rozlewiska są przeszkodą! Podczas przyboru rzeka zalewa nadbrzeżne lasy.Wtedy nawet przez kilka dni można nie trafić na miejsce nadające się na nocny biwak.W niektórych miejscach Pilcomayo chyba nawet jest spławna, ale w Chaco Indianie nie żeglują po rzekach.- Dziękuję, senor Antonio, za ważne dla nas informacje - powiedział Wilmowski.- Skoro nie możemy popłynąć Pilcomayo do rzeki Paragwaj, to będziemy musieli udać się na przełaj przez Chaco Boreal do Corumby[103].To chyba będzie nawet krótsza droga do Mato Grosso?- Znacznie krótsza, ale trudna i niebezpieczna - przyznał Antonio.- Lepiej było wyruszyć z Santa Cruz i iść przez llanosy do Puerto Suarez i Corumby.Tamtym szlakiem podążają karawany kupieckie do Brazylii.Teraz jednak, skoro już jesteście tutaj, nie warto wracać na północ do Santa Cruz.Byłoby to znaczne nadłożenie drogi.Kto poza tym wie, co tam się teraz dzieje?- Wracanie na północ nie ma sensu - powiedział Tomek.- Według mapy stąd do Corumby będzie około pięciuset lub sześciuset kilometrów.Droga z Santa Cruz do Corumby wynosi mniej więcej tyle samo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]