[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Człowiek-maszyna przeszukał je szybko swoimi analiztorami, żeby zdecydować gdzie zacząć.Podniósł miotacz granatów M-79 z epoki wojny wietnamskiej.Była to bardzo prymitywna, ale efektywna broń.Otworzył zamek i zajrzał do lufy.Wystrzelono z niej zaledwie kilka razy.- Wspaniale.- Tak myślałem, że spodoba ci się to miejsce - John uśmiechnął się smutno.Sara wynurzyła się z domku w butach, czarnych spodniach, koszulce z krótkimi rękawami i ciemnych okularach.Teraz była już inną Sara.Zwolniła wreszcie.Miała jedzenie i znajdowała się wśród tych kilkorga ludzi na świecie, którym mogła ufać.Była nie tylko odrodzona i odprężona - przygotowywała się równocześnie na atak przeciw ślepym siłom Skyneta i Przeznaczenia.Co nie znaczy, że już się nie bała.Jej syn nadal był celem czegoś, co czyniło bezsilnym nawet Terminatora.Czegoś, o czym nigdy nie pomyślałaby, że jest możliwe.Ale ostatnio zaczęła się przyzwyczajać do niemożliwego.Człowiek zamknięty w szpitalu wariatów myśli o różnych niemożliwych rzeczach.Teraz, kiedy była wolna i widziała już T-1000, zaczęła się zastanawiać, czy niektórych z tych niemożliwości nie mogłaby wyprodukować sama.Salceda był nie opodal, pakując z Yolandą żywność i inne potrzebne do przeżycia rzeczy.Popatrzył na Sarę jak podchodziła, uderzając w burtę wielkiego bronco obok niego.- To najlepszy wóz, jaki mam, ale zapłon jest zepsuty.Macie trochę czasu, żeby to naprawić?- Tak, będziemy czekać do zmroku, żeby przekroczyć granicę.Odciągnęła go tak, aby Yolanda nie mogła ich słyszeć, nie chcąc martwić jej tym, co miała mu do powiedzenia.- Enrique, tu jest dla was niebezpiecznie.Musicie wynieść się stąd dziś w nocy, rozumiesz?Oczy mu się zwęziły, gdy na nią patrzył, zupełnie jakby go znieważyła, potem w uśmiechu odsłonił złote koronki na zębach:- Tak, Sara.Jasne.Po prostu wpadnij, jak masz wolną chwilę, i całkowicie rozpiernicz moje życie.Klepnęła go po ramieniu:- Przep.- Przestań - odpowiedział.- Zrobiłabyś dla mnie to samo.Wrócił do pakowania.Sara patrzyła przez chwilę jak pracował u boku żony i pomyślała o rodzaju ludzkim.Źli mężczyźni i kobiety miotali się rozpaczliwie w ciągłym kryzysie swego życia, bezlitośnie usuwając każdego, kto pojawił się na ich drodze.Były też owieczki, ludzie którzy nie mieli własnego życia, ale podświadomie podporządkowywali je innym, albo łatwo skłaniało się ich do wyrzeczenia się potrzeb, do zaniechania walki z wiecznymi zdobywcami, nawet jeśli prowadziło to do ich śmierci.A oprócz tego byli jeszcze Salcedowie.Mężczyźni i kobiety, którzy mieli swoje własne zasady.Nowocześni Cyganie, odmawiający ujarzmienia przez materialne pokusy miasta i państwa.Tworzyli małe grupy, olbrzymie rodziny i przemieszczali się po kraju nie tykani przez władze, bo byli uzbrojeni i niebezpieczni, gdy ktoś się do nich przypieprzał.Niczego od nikogo nie chcieli.Niczego od nikogo nie brali.A czasami dawali, ot tak.Ludzie tacy jak Salceda pomogli Sarze zdecydować w czasie jednego z najciemniejszych okresów w jej życiu, że ludzkość warto jednak ratować.Był taki czas, gdy jedyną rzeczą, o której mogła myśleć, było ukrycie Johna przed światem, przyczajenie się, przeczekanie wszystkiego w takim miejscu, gdzie będą mogli przeżyć wojnę z maszynami, a potem żyć w jakiejś dziurze na końcu świata, przeżywając to, co im pozostało, na skraju totalnego zapomnienia.Pozwolić, by wiatr historii uniósł ludzkość.Do diabła, może to po prostu taka naturalna selekcja? Darwin zmechanizowany, zredukowany do efektywnej maszyny do zabijania grzebiącej swoich twórców.Widziała wtedy wiele zła.Ludzi, którzy chcieli ją wykorzystać, nie zważając na to, że ma malutkiego synka.Ludzi, którzy byli zbyt ślepi, by dostrzec, jak nisko upadli.Ludzi, którzy to wiedzieli i byli z tego powodu niebezpieczni, bo gotowi na wszystko, byle tylko wyciągnąć się z tego dna.Była taka noc gdy modliła się, tak, modliła się do Boga, którego istnienia nie była nawet pewna, żeby położył kres temu wszystkiemu.A gdy nikt nie odpowiedział na jej modlitwy, przesiedziała całą noc z pistoletem w rękach, czując jego przynoszący ulgę chłód i myśląc o skończeniu świata dla niej i Johna.Ale nie mogła tego zrobić.Wtedy wszystkie te świnie rzeczywiście by wygrały.Po tej nocy stała się twardsza niż kiedykolwiek, jej miłość do Johna zapieczętowana została w żelaznym, nieugiętym postanowieniu.On nie umrze.I maszyny zostaną zwyciężone.I śmierć Kyle'a będzie miała sens.Ale ciągle jeszcze nie dbała szczególnie o los ludzkości.Straciła umiejętność martwienia się o ludzi poza nią samą i Johnem, dopóki Salceda jej nie znalazł i nie przywrócił ludzkości dzięki swojej rodzinie.I teraz Sara krzyczała w ciemność przeciw potwornemu zagrożeniu nuklearnym unicestwieniem.Dlatego, że widziała dzieci Salcedy umierające w radioaktywnych płomieniach.Tak, jeśli kiedykolwiek w historii był czas na niemożliwe, było to właśnie teraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]