[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rhonin zazgrzytał zębami.Nie mógł tak po prostu pozwolić im zginąć, a szczególnie łowczyni.- Molok, leć za tym wielkim! Musimy im pomóc! Choć krasnolud z radością by go usłuchał, przypomniał sobie wcześniejszy rozkaz.- A co z twą cenną misją?- Po prostu leć!Na twarzy Moloka pojawił się szeroki uśmiech.Wrzasnął tak głośno, że Rhonina aż przeszedł dreszcz, po czym skierował gryfa w stronę smoka.Siedzący za nim Rhonin przygotowywał zaklęcie.Mieli tylko kilka chwil, zanim szkarłatny lewiatan dosięgnie Vereesę.Gryf Falstada skręcił gwałtownie, co zaskoczyło orka.Potężny behemot minął ich, gdyż nie był tak zwrotny jak mniejszy przeciwnik.- Trzymaj się mocno, czarodzieju!Gryf Moloka opadł niemal prosto w dół.Rhoninowi z trudem udało się powstrzymać obezwładniającą panikę, mimo to powtórzył w myślach ostatnią część zaklęcia.Jeśli uda mu się złapać oddech na tyle, żeby je wypowiedzieć.Krasnolud wydał okrzyk wojenny, który przyciągnął uwagę orka.Groteskowa postać zmarszczyła czoło i obróciła się w stronę nowego przeciwnika.Młot burzy na chwilę zetknął się z toporem.Deszcz iskier sprawił, że czarodziej niemal stracił uchwyt.Gryf skrzeknął z zaskoczenia i bólu.Molok prawie wypadł z siodła.Ich wierzchowiec zareagował najszybciej, unosząc się w niebo, niemal na wysokość gęstniejących chmur.Molok poprawił się w siodle.- Na Aerie! Widziałeś to? Niewiele broni i niewielu wojowników może wytrzymać uderzenie młota burzy! To będzie wspaniały pojedynek!- Pozwól mi najpierw coś wypróbować! Twarz krasnoluda nachmurzyła się.- Magia? A gdzie w niej honor i odwaga?- Jak możesz walczyć z orkiem, jeśli smok cię do niego nie dopuści? Raz mieliśmy szczęście!- Zgoda! Dopóki nie ukradniesz mi bitwy!Rhonin nic nie obiecywał, gdyż miał dokładnie na to nadzieję.Wpatrywał się w smoka, który szybko poleciał za nimi w górę, szepcząc słowa mocy.W ostatniej chwili czarodziej spojrzał w górę na chmury.Pojedyncza błyskawica uderzyła podążającego za nimi olbrzyma.Trafiła prosto w smoka, jednak efekty nie dorównywały nadziejom Rhonina.Smok zaświecił się od koniuszka skrzydła do koniuszka skrzydła i zaskrzeczał wściekle, ale nie spadł z nieba.Nawet ork, który niewątpliwie bardziej ucierpiał, tylko przez chwilę skulił się w siodle.Rozczarowany czarodziej pocieszał się tylko, że przynajmniej ogłuszył potwora.Doszedł również do wniosku, że ani on, ani Vereesa nie byli w bezpośrednim niebezpieczeństwie.Smok z trudem utrzymywał się w powietrzu.Rhonin położył dłoń na ramieniu Moloka.- Do brzegu! Szybko!- Jesteś głupi, czarodzieju? A co z bitwą, o której mówiłeś.- Teraz!Molok niechętnie skierował gryfa w przeciwną stronę, prawdopodobnie dlatego, że chciał już się pozbyć uciążliwego ładunku, a nie dlatego, że mag miał nad nim jakąś władzę.Zdenerwowany czarodziej rozglądał się wokół, szukając Vereesy.Nie widział nigdzie ani jej, ani Falstada.Rhonin zastanawiał się nad wydaniem kolejnego przeciwnego rozkazu, ale wiedział, że musiał w końcu dotrzeć do Khaz Modan.Z pewnością krasnoludy poradzą sobie z tą parą potworów.Z pewnością.Gryf Moloka już zaczął oddalać się od wroga.Rhonin ponownie zastanowił się nad odesłaniem ich z powrotem.Przykrył ich potężny cień.Człowiek i krasnolud spojrzeli w górę z zaskoczeniem i konsternacją.Drugi smok podkradł się do nich, kiedy byli zajęci.Gryf próbował zrobić unik.Dzielnemu stworowi prawie się to udało, jednak pazury smoka zaczepiły o jego prawe skrzydło.Lwiokształtna istota rykiem wyraziła swe cierpienie, rozpaczliwie próbowała utrzymać się w powietrzu.Rhonin popatrzył w górę i zobaczył otwierającą się paszczę smoka.Potwór miał zamiar pożreć ich w całości.Z tyłu do smoka podleciał drugi gryf, z Duncanem i jego krasnoludzkim towarzyszem na grzbiecie.Paladyn ustawił się w niewygodnej pozycji i najwyraźniej przekazywał krasnoludowi jakieś wskazówki.Rhonin nie miał pojęcia, co zamierzał zrobić rycerz, wiedział jedynie, że smok dotrze do nich, zanim czarodziej będzie w stanie rzucić odpowiednie zaklęcie.Duncan Senturus skoczył.- Bogowie i demony! - wykrzyknął Molok.Tym razem nawet dziki krasnolud był zaskoczony odwagą i szaleństwem innej istoty.Dopiero po chwili Rhonin zrozumiał, czego pragnął dokonać paladyn.Ktoś inny po takim skoku popędziłby w dół ku swemu przeznaczeniu, jednak zręczny rycerz wylądował z niezwykłą dokładnością na szyi smoka.Chwycił ją mocno, zanim bestia i jeździec uświadomili sobie, co dokładnie się wydarzyło.Ork uniósł topór i próbował uderzyć Senturusa w plecy, jednak nie trafił.Duncan poświęcił mu tylko jedno spojrzenie, po czym, zdawało się, zapomniał o swoim barbarzyńskim przeciwniku.Zamiast tego ruszył do przodu, z łatwością unikając niezgrabnych ataków smoka, który wściekle kłapał paszczą.- On musi być szalony! - krzyknął Rhonin.- Nie, czarodzieju, jest wojownikiem!Rhonin nie rozumiał przytłumionego, pełnego szacunku głosu krasnoluda, dopóki nie zobaczył, jak Duncan, owinięty wokół szyi smoka, wyjmuje błyszczące ostrze.Za paladynem ork powoli pełzł do przodu z morderczym błyskiem w oku.- Musimy coś zrobić! Zbliżmy się!- Za późno, człowieku! Czekają na niego epickie pieśni.Smok nie próbował zrzucić Duncana, najwyraźniej bojąc się, że to samo może przytrafić się jeźdźcowi.Ork poruszał się pewniej niż rycerz i szybko znalazł się w zasięgu ciosu.Duncan siedział na końcu szyi smoka.Uniósł swój długi miecz, najwyraźniej z zamiarem wbicia go w podstawę czaszki, gdzie stykała się z kręgosłupem.Ork uderzył pierwszy.Topór wbił się w plecy lorda Senturusa, przecinając cienką kolczugę, którą rycerz wybrał na podróż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]