Home HomeGeorge Sand Grzech pana AntoniegoGrzechy dzieciństwa B.PrusEvanovich Janet Po trzecie dla draki (2)Evanovich Janet Seven Up (SCAN dal 1069)Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)Eddings DavChalker Jack L. Meduza Tygrys w opalachHuxley Aldous Nowy wspaniały ÂświatNatan M. Meir Kiev, Jewish Metropolis; A History, 1859 1914 (2010)Lem Stanislaw Okamgnienie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • abcom.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Kiedy zyskałam całkowitą pewność, że jestem bezpieczna poszłam do kuchni i wrąbałam całe czekoladowe ciasto, żeby się uspokoić.Następnie zadzwoniłam do Morellego, opowiedziałam mu o Helen i popro­siłam, żeby się nią zajął.- A o co konkretnie ci chodzi?- Nie wiem.Może mógłbyś sprawdzić, czy nie ma jej w kostnicy.Albo czy nie leży w szpitalu z jakąś przyszytą częścią ciała.A może mógłbyś poprosić ko­legów, żeby jej poszukali.- Arnold może mieć rację.Ta Helen pewnie siedzi w barze z przyjaciółmi.- Naprawdę tak myślisz?- Nie.Tak tylko mówię, żebyś mi nie zawracała głowy.W telewizji leci mecz.- Jest coś jeszcze, o czym ci nie powiedziałam.- O cholera.- Tylko Eddie Kuntz wiedział, że mam się spotkać z Helen Badijian.- I sądzisz, że mógł jej dopaść przed tobą.- Coś takiego przeszło mi przez myśl.- Wiesz co, bywało, że zadawałem sobie pytanie: jak ona to robi? Gdzie znajduje tych wszystkich popaprańców? Ale teraz już nawet nie pytam.Dosze­dłem do takiego stanu, że tego właśnie się po tobie spodziewam.- Więc pomożesz mi czy nie?ROZDZIAŁ 6Bardzo nie podobała mi się myśl, że mogłabym być odpowiedzialna za zniknięcie Helen.Morelli zgodził się zadzwonić w parę miejsc, ale ciągle czułam się nieusatysfakcjonowana.Wyjęłam z kieszeni zapałki z baru “Papuga" i przyjrzałam się im uważnie.Na wewnętrznej stronie skrzydełka nie zauważyłam żadnych pospiesznie nagryzmolonych wiadomości.Z tego względu nie mogłam przypuszczać, że zapałki należały do Maxine.Mimo to postanowiłam pojechać z samego rana do Point Pleasant.Zaczęłam szukać w książce telefonicznej nazwiska Badijian.Znalazłam trzy.Przy żadnym nie stało imię Helen.Dwa znajdowały się w Hamilton.Jedno w Trenton.Zadzwoniłam na ten ostami numer i porozmawiałam z jakąś kobietą, która powiedziała, że Helen jeszcze nie wróciła z pracy.Łatwizna.Ale nie o to mi cho­dziło.Chciałam usłyszeć, że Helen jest w domu.No dobrze, pomyślałam, może muszę wkroczyć do akcji osobiście.Zajrzeć przez okno do mieszkania Kuntza i przekonać się, czy nie ma tam przywiązanej do krzesła Helen.Opasałam się czarnym elastycznym pasem i wypchałam jego kieszenie różnościami.Pieprz w aerozolu, pistolet elektryczny, kajdanki, latarka, trzydziestkaósemka.Zastanowiłam się, czyjej nie naładować, ale postanowiłam się wstrzymać.Naładowana broń mnie przeraża.Włożyłam granatową kurtkę i wepchnęłam włosy pod czapkę baseballową.W drzwiach minęłam panią Zuppa, wracającą z salonu bingo.- O, idziesz do pracy - powiedziała, oparta ciężko na lasce.- Co tam masz?- Trzydziestkęósemkę.- Ja wolę dziewięć milimetrów.- Dziewiątka też jest dobra.- Łatwiej jej używać, kiedy się ma protezę biodra i trzeba chodzić o lasce.Oto użyteczna informacja, którą należy zapamiętać i wyciągnąć na światło dzienne po ukończeniu osiemdziesięciu trzech lat.O tej porze ruch był niewielki.Parę samochodów na Olden.Na Muffet pusto.Zaparkowałam za rogiem na Cherry Street, o przecznicę od Kuntza, i poszłam i piechotą.W obu połowach domu paliło się światło.Rolety podniesione.Leo i Betty leżeli w fotelach, ramię w ramię, i przyglądali się, jak Bruce Willis wykrwawia się w telewizorze.Eddie gadał przez telefon.Był to telefon przenośny, a Eddie miotał się po kuchni jak ranny zwierz.Domy sąsiadów były pogrążone w ciemnościach.W budynku naprzeciwko okna były oświetlone, ale poza tym nie zauważyłam śladu życia.Wśliznęłam się pomiędzy domy, unikając plam światła na trawniku.Zakradłam się na tyły domu Kuntza.Wychwyciłam strzępy rozmowy.“Tak, kocham cię" - mówił Kuntz.“Tak, jesteś boska".Stałam w głębokim cieniu i spoglądałam przez okno.Kuntz był odwrócony do mnie tyłem.Był sam i nigdzie nie widziałam odciętych części ciała.Ani Helen przykutej do kuchenki.Nie dobiegły mnie nieludzkie krzyki z piwnicy.Jedno wielkie rozczarowanie.Oczywiście nie zapominajmy, że Jeffrey Dahmer trzymał trofea w lodówce.Może powinnam wejść od frontu, powiedzieć Kuntzowi, że akurat przechodzi­łam i pomyślałam, że wstąpię na drinka.A potem podstępnie zajrzeć mu do lodówki.Rozważałam ten pomysł, kiedy ktoś dłonią zasłonił mi usta i odciągnął mnie od domu.Zaczęłam wierzgać, a serce omal nie wyskoczyło mi z piersi.Wreszcie oswobodziłam rękę i chwyciłam pieprz w aerozolu.Jednocześnie usłyszałam znajomy szept.- Skoro tak bardzo chcesz za coś chwycić, ja ci się nadam lepiej niż ten wieprz.- Morelli!- Co ty tu robisz, do cholery?- Prowadzę śledztwo, a co myślałeś?- Że naruszasz prawo do prywatności Eddiego Kuntza.- Rozchylił poły mojej kurtki i spojrzał na pas z bronią.- A gdzie granaty?- Bardzo śmieszne.- Zbieraj się.- Jeszcze nie skończyłam.- Owszem, skończyłaś.Znalazłem Helen.- Mów!- Nie tutaj.- Wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę ulicy,Na ganku Eddiego włączyło się światło i skrzypnęły drzwi,- Kto tam?Zamarliśmy, przytuleni do ściany.Po chwili otworzyły się drugie drzwi.- Co się dzieje? - spytał Leo.- Ktoś kręci się wokół domu.Słyszałem jakieś głosy.- Betty! Przynieś latarkę.I włącz światło na ganku.Morelli dał mi kuksańca.- Leć do swego samochodu.Pobiegłam, kryjąc się w cieniu, przez podjazd sąsiadów Eddiego i cudze trawniki, aż do Cherry Street.Przelazłam przez siatkę, noga mi uwięzła i runęłam głową naprzód na trawę.Morelli podniósł mnie za pas z bronią i pociągnął za sobą.Jego furgonetka znajdowała się tuż za moją hondą.Wskoczyliśmy do samochodów i ruszyliśmy na złamanie karku.Zatrzymałam się dopiero w przyjaznym otoczeniu mojego parkingu.Wysiadłam, zamknęłam samochód i przybrałam pozę, która w moim zamierzeniu miała być niedbała, jeśli nie liczyć faktu, że miałam podrapane kolana i od stóp do głów byłam usmarowana na zielono sokiem z trawy.Morelli stanął przede mną z rękami w kieszeniach.- Ludzie tacy jak ty nawiedzają policjantów w koszmarnych snach - powiedział.- Co z Helen?- Nie żyje.Serce przestało mi bić.- To straszne!- Znaleziono ją w zaułku o cztery przecznice od delikatesów.Nie wiem nic poza tym, że prawdopodobnie walczyła.- Jak zginęła?- Nie wiemy na pewno, trzeba poczekać na wyniki sekcji.Ale miała siniak na szyi.- Ktoś ją udusił?- Tak to wygląda.- Morelli zamilkł na chwilę.- Jest coś jeszcze.I to wiado­mość prywatna.Mówię ci to, żebyś uważała.Ktoś odciął jej palec.Poczułam narastające mdłości.Spróbowałam zaczerpnąć oddechu.Wśród nas grasuje potwór.ktoś o chorym, pokręconym umyśle.A ja poszczułam go na Helen Badijian.- Nienawidzę tej roboty - powiedziałam.- Nienawidzę przestępców i zbrod­ni, i ludzkiego cierpienia.I nienawidzę strachu.Na początku byłam zbyt głupia, żeby się bać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •