Home HomeFarmer Philip Jose Œwiat Rzeki 04 Czarodziejski labiryntPratchett Terry Œwiat Dysku T. 38 W Północ Się OdziejęKennedy Paul Mocarstwa œwiata, narodziny rozkwit upadekKennedy Paul Mocarstwa œwiata (1500 2000)JACQ Christian RAMZES 2 Œwištynia milionów latMoody Raymond W stronę ŒwiatłaWegiel Marta Jak wytrzymac z Joanna Chmielew (2)Davis Lindsey Falkon 1 Srebrne ÂświnkiHogan James P Najazd z przeszlosciStephen W. Hawking Krotka Historia Czasu (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nienawidził Pop%1ł.Nienawidził ich wszystkich - wszystkich mężczyzn, którzyodwiedzali Lindę.Jednego popołudnia, gdy bawił się z dziećmi - pamięta, że było zimno, a wgórach leżał śnieg - wrócił do domu i usłyszał rozwścieczone głosy w sypialni.Głosy byłykobiece i wypowiadały słowa, których nie rozumiał; wiedział jednak, że były to okropnesłowa.I nagle: bach, coś upadło; usłyszał drepczących spiesznie ludzi, nowe bach!, a potemodgłos jak podczas okładania muła, tylko mniej suchy; potem rozległ się krzyk Lindy. Och,przestańcie, dosyć , wołała.Wbiegł do izby.Były tam trzy kobiety w narzuconych naramiona ciemnych kocach.Linda leżała na łóżku.Jedna z kobiet przytrzymywała jej ręce.Druga leżała w poprzek jej nóg, tak by nie mogła kopać.Trzecia okładała ją biczem.Raz,drugi, trzeci; za każdym razem Linda krzyczała.Płacząc ciągnął za frędzle koca tej kobiety. Proszę, proszę. Wolną ręką odsunęła go na bok.Bicz spadł znowu i Linda znów zawyła.Uczepił się ogromnej dłoni i ze wszystkich sił wbił w nią zęby.Krzyknęła, wyrwała rękę ipopchnęła go tak mocno, że upadł.Gdy leżał na ziemi, przyłożyła mu trzy razy batem.Zabolało jak jeszcze nigdy dotąd - zapiekło niczym ogień.Bat świsnął znowu, spadł.Tymrazem jednak krzyknęła Linda. - Linda, dlaczego one chciały, żeby cię bolało? - zapytał wieczorem.Płakał, bo czerwonepręgi na plecach ciągle piekły straszliwie.Ale płakał także i dlatego, że ludzie byli tacy zli,tacy niedobrzy, a on był małym chłopcem i nie mógł im nic zrobić.Linda też płakała.Onabyła już duża, ale nie na tyle duża, by pokonać te trzy kobiety.Jej też było zle.- Linda, dlaczego one chciały, żeby cię bolało?- Nie wiem.Skąd mam wiedzieć? - Ledwo było ją słychać, bo leżała na brzuchu z twarząukrytą w poduszce.- One twierdzą, że ci mężczyzni są ich mężczyznami - mówiła; wydawałosię, że nie do niego się zwraca, lecz do kogoś wewnątrz niej samej.Długa przemowa, z którejnic nie rozumiał; w końcu zaczęła płakać jeszcze głośniej niż przedtem.- Nie płacz, Linda.Nie płacz.Tulił się do niej.Objął ją za szyję.Linda krzyknęła.- Uważaj! Moje plecy! Och! - I odepchnęła go z całej siły.Rąbnął głową o ścianę.- Tymały idioto! - krzyknęła, a potem zaczęła go nagle okładać.Klaps, klaps.- Linda - płakał - mamo, przestań!- Nie jestem twoją matką.Nie będę twoją matką.- Linda.och! - uderzyła go w twarz.- Zamieniona w dzikuskę - krzyczała.- Mam młode jak zwierzę.Gdyby nie ty,mogłabym pójść do inspektora, odesłałby mnie.Ale z dzieckiem? Cóż by to był za wstyd.Spostrzegł, że Linda ma zamiar znów go uderzyć i zasłonił twarz ramieniem.- Och, Linda, przestań, Linda.- Ty małe zwierzę! - ściągnęła mu ramię w dół, odsłaniając twarz.- Linda, nie.- Zamknął oczy oczekując ciosu.Ale nie uderzyła go.Po chwili otworzył oczy i ujrzał, że patrzy na niego.Spróbował siędo niej uśmiechnąć.Ale ona nagle ogarnęła go ramionami i zaczęła całować.Niekiedy Linda przez szereg dni w ogóle nie wstawała.Leżała w łóżku i była smutna.Albo piła przynoszoną przez Pop%1ł ciecz, śmiała się głośno, a potem zasypiała.Czasamichorowała.Często zapominała go umyć, a do jedzenia były tylko placki kukurydziane.Pamięta, jak się rozwrzeszczała, gdy po raz pierwszy znalazła w jego włosach te małezwierzątka.Najbardziej szczęśliwy był, gdy opowiadała mu o Tamtym Zwiecie.- I naprawdę można polecieć, gdzie się chce? - Gdzie tylko zechcesz.- I opowiadała mu o cudownej muzyce wydobywającej się zeskrzynki, o przyjemnych grach, jakimi można się zajmować, o smakowitych potrawach inapojach, światłach, które się zapalały, gdy nacisnąć mały przedmiot na ścianie, o obrazach,które się nie tylko widzi, ale i słyszy, czuje dotykiem i węchem, o innych pojemniczkach, wktórych znajdują się miłe zapachy, o różowych, zielonych, niebieskich i srebrnych domachwysokich jak góry, o tym, że każdy jest szczęśliwy i nikt nigdy nie bywa smutny lub zły, akażdy należy do każdego, o skrzynkach, w których można widzieć i słyszeć to, co się dziejena drugim końcu świata, o dzieciach w uroczych czystych butlach - wszystko jest tam czyste,nie ma brzydkich zapachów ani żadnego w ogóle brudu - o ludziach, którzy nigdy nie sąsamotni, lecz żyją we wspólnocie, radośni i szczęśliwi jak letnie tańce tu w Malpais, nawetbardziej szczęśliwi, a szczęśliwością darzy ich każdy, każdy dzień.Słuchał godzinami.A niekiedy, gdy wraz z innymi dziećmi zmęczył się zabawą, jeden zestarców osady opowiadał im, w tamtym innym języku, o wielkim Przemienicielu Zwiata, odługiej walce między Prawą a Lewą Ręką, między Wilgocią a Suszą; o Awonawilonie, którystworzył wielką mgłę ze swoich całorocznych myśli, a potem z owej mgły uczynił cały tenświat; o Matce Ziemi i Ojcu Niebiosach; o blizniakach Ahaiyucie i Marsailenie, czyli Wojniei Przypadku; o Jezusie i Pookongu; o Marii i Etsanatlehi, kobiecie, która odzyskuje młodość;o Czarnym Kamieniu w Laguna, Wielkim Orle i Pani Naszej z Acoma.Dziwne opowieści,dla niego tym bardziej osobliwe, że opowiadane w tamtym innym języku i stąd nie do końcazrozumiałe.Przed snem rozmyślał o Niebiosach, Londynie, Pani Naszej z Acoma i długichszeregach dzieci w czystych butlach, o Jezusie wzlatującym do nieba i o wzlatującej Lindzie,o wielkim dyrektorze Zwiatowego Rozrodu i o Awonawilonie.Wielu mężczyzn odwiedzało Lindę.Chłopcy zaczęli wytykać go palcami.W obcych musłowach mówili, że Linda jest zła; nazywali ją słowami, których nie rozumiał, ale wiedział, żenie znaczą nic dobrego.Kiedyś zaczęli śpiewać o niej jakąś piosenkę, powtarzając ją w kółko.Obrzucił ich kamieniami.Oni nie pozostali dłużni; ostry kamień rozciął mu policzek.Niemógł zatamować krwi, płynęła i płynęła; był cały zakrwawiony.Linda uczyła go czytać.Kawałkiem węgla rysuje na ścianie obrazki - siedzące zwierzę,dziecko w butli; potem wypisuje litery.ALA MA KOTA, TO KOT, A TO ALA.Uczył sięszybko i łatwo.Gdy umiał już odczytywać wszystkie wypisane na ścianie słowa, Lindaotwarła swoją dużą drewnianą skrzynię i spod tych zabawnych czerwonych spodenek, których nigdy nie nosiła, wyciągnęła cienką książkę.Często widywał ją wcześniej. Kiedybędziesz większy - mawiała - przeczytasz ją.A więc teraz jest już większy.Był pełen dumy.- Obawiam się, że nie bardzo cię to zajmie - powiedziała - ale to jedyna książka, jakąmam.- Westchnęła.- Gdybyś ty widział te cudowne aparaty do czytania, jakie mieliśmy wLondynie!Zaczął czytać.Chemiczne i bakteriologiczne warunkowanie embriona.Wskazówkipraktyczne dla bet zatrudnionych w składach embrionów.Cały kwadrans zajęło muodczytanie samego tylko tytułu.Rzucił książkę na podłogę. Wstrętna, wstrętna książka! ,zawołał i zaczął płakać.Chłopcy ciągle wyśpiewywali tę ich okropną piosenkę o Lindzie.Niekiedy śmiali się też zniego, że jest taki obdarty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •