Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dZaleski W. Rok koÂścielny z MaryjąStrugaccy A. i B Miasto skazaneWalter Schellenberg Wspomnienia (2)§ Maylunas Andriej & Mironenko Siergiej Mikołaj II i Aleksandra. Nieznana korespondencja
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Księżyc opróżnił torbę.Schowałam do niej z powrotem jego ubranie, a resztę skonfiskowałam.Fifki, bibułkę i ca­ły asortyment zakazanych środków.Potem weszliśmy do mieszkania.Zawartość plastikowych torebek wylądowała w klozecie, sprzęt w koszu na śmieci.- Żadnych narkotyków, dopóki tu mieszkasz - oznaj­miłam.- Hej, to ekstra - powiedział Księżyc.- Księżyc tak naprawdę nie potrzebuje prochów.Księżyc to użytkownik rekreacyjny.Aha.Dałam mu poduszkę i kołdrę, a sama poszłam do łóż­ka.O czwartej rano zbudził mnie telewizor grający w sa­lonie.Poczłapałam tam w T-shircie i flanelowych bokser­kach i popatrzyłam zmrużonymi oczami na Księżyca.- Co się dzieje? Nie możesz spać?- Zwykle śpię jak kamień.Ale nie znam otoczenia.Chyba za dużo tutaj wszystkiego.Czuję się kiepsko.Wiesz, o czym mówię? Niespokojny tu jestem.- Tak.Coś mi się widzi, że potrzebujesz skręta.- W celach zdrowotnych.W Kalifornii można dostać trawkę na receptę.- Zapomnij o tym.Wróciłam do sypialni, zamknęłam drzwi na klucz i przykryłam głowę poduszką.Kiedy wstałam, była siódma, a Księżyc spał na podłodze.W telewizji leciały sobotnie kreskówki.Włączyłam ekspres do kawy, dałam Reksowi świeżej wody i trochę karmy, a potem wsadziłam do mojego nowego testera kronikę chleba.Kawowy aromat postawił Księżyca na nogi.- Cześć - powiedział.- Co na śniadanie?- Tost i kawa.- Twoja babka zrobiłaby mi naleśniki.- Mojej babki tu nie ma.- Próbujesz uprzykrzyć mi życie, człowieku.Sama pew­nie wzięłaś pączki, a dla mnie zostały tosty.Mówię o swoich prawach.- Nie wydzierał się co prawda, ale nie mówił też cicho.- Jestem istotą ludzką i mam swoje prawa.- O jakich prawach mówisz? O prawie do naleśników? O prawie do pączków?- Nie pamiętam.Jezu.Opadł na kanapę.- To mieszkanie jest przygnębiające.Działa mi na nerwy.Jak ty tu możesz wytrzymać?- Chcesz kawy czy czegoś innego?- Tak! Chcę kawy, i to zaraz.- Jego głos wzniósł się o oktawę.Księżyc zdecydowanie wrzeszczał.- Nie będę czekał bez końca na kawę!Postawiłam z hukiem kubek na szafce, nalałam kawy i przysunęłam mu.Potem zadzwoniłam do Morellego.- Potrzebuję prochów - oznajmiłam.- Musisz mi do­starczyć prochów.- Chodzi o antybiotyki?- Nie.Chodzi o marihuanę.Wywaliłam wczoraj wszystkie jego prochy do ubikacji i teraz go nienawidzę.Kompletnie mu odbiło.- Myślałem, że mamy go otrzeźwić.- Nie warto.Wolę go, jak jest na haju.- Nie ruszaj się stamtąd - powiedział tylko Morelli i odłożył słuchawkę.- To lipna kawa, facetka - oświadczył Księżyc.- Po­trzebuję brazylijskiej.- Świetnie! Chodźmy po brazylijską.Chwyciłam torbę i klucze i wypchnęłam Księżyca za drzwi.- Hej, człowieku, muszę włożyć buty.Przewróciłam oczami i westchnęłam głośno, podczas gdy Księżyc wskoczył z powrotem do mieszkania po buty.Wspaniale.Nie byłam na głodzie, a też mi odbiło.Jak przed okresem.ROZDZIAŁ 5Przesiadywanie w kawiarni i popijanie brazylijskiej ka­wy nie było przewidziane w moim porannym rozkładzie dnia, wybrałam więc McDonalda, który oferował kawę brazylijską o smaku waniliowym i, co istotne, naleśniki.Nie miały może rozmiarów placków, jakie smażyła babka, ale nie były źle, a ich zdobycie nie nastręczało szczegól­nych trudności.Niebo zaciągnęło się chmurami, zapowiadając deszcz.Żadna niespodzianka.Deszcz to w Jersey rzecz obowiązkowa.Uporczywa szara mżawka, która sprawia, że mamy najgorsze w kraju fryzury i mentalność leniuchów wysia­dujących godzinami przed telewizorem.W szkole uczyli nas, że jak w kwietniu burze - to w maju piękne róże.Ulewy powodują także gigantyczne karambole na trasie wyjazdowej z miasta i spuchnięte, zasmarkane zatoki no­sowe.Skutkiem tego mamy często powód, by kupować nowe wozy, i jesteśmy, jak Ameryka długa i szeroka, znani z charakterystycznej, nosowej odmiany angielskiego.- Jak twoja głowa? - spytałam Księżyca w drodze po­wrotnej.- Pełna dobrej kawy.Moja głowa jest błoga, facetka.- Nie, nie, chodziło mi o twoje szwy.Księżyc pomacał się po opatrunku.- W porządku.Siedział przez chwilę z lekko rozchylonymi ustami i wzrokiem wbitym w najgłębsze zakamarki swego umy­słu, aż wreszcie błysnęło mu jakieś światełko.- Ach tak - przypomniał sobie.- Postrzeliła mnie ja­kaś okropna starsza pani.To właśnie dobra strona zażywania przez całe życie trawki.nie ma problemów z pamięcią.Coś strasznego cię spotyka, a w dziesięć minut później nie możesz sobie za cholerę nic przypomnieć.Jest też oczywiście i zła strona, bo kiedy spada na człowieka nieszczęście, na przykład gubi się gdzieś jego przyjaciel, to zachodzi prawdopodobieństwo, że istotne wydarzenia i informacje zaginą we mgle spowijającej umysł.I że twarz w oknie była owocem halucynacji, pod­czas gdy tak naprawdę strzał oddano z przejeżdżającego samochodu.W przypadku Księżyca prawdopodobieństwo oznacza­ło niemal pewność.Przejechałam obok domu Dougiego, by się upewnić, że nie strawił go ogień, kiedy spaliśmy u mnie.- Wszystko wygląda okay - zauważyłam.- Wygląda pusto - skomentował Księżyc.Kiedy wróciliśmy do mnie, w kuchni siedzieli Ziggy i Benny.Obaj raczyli się kawą i tostami.- Mamy nadzieję, że się nie gniewasz - powiedział Ziggy.- Byliśmy ciekawi, jak spisuje się twój nowy toster.Benny pokazał swoją kromkę.- Doskonały tost [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •