[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale żaden bohaterski czyn nie mógł dać mu nieśmiertelności.Lista dokonań wyczerpała się,kapłan pokłonił się do ziemi przed stosem, a pani Acoma zwróciła twarz na zachód, gdzie w małejprzerwie kręgu stał kapłan odziany w czerwone szaty.Złożyła ukłon wysłannikowi CzerwonegoBoga i kapłan Boga Zmierci zrzucił swój płaszcz.Jego głowę kryła czerwona czaszka, gdyż nikt ze śmiertelnych nie mógł znać oblicza śmierci,dopóki nie nadejdzie jego kolej na powitanie Turakamu.Skóra kapłana pokryta była czerwoną farbą,a naramienniki splecione ze skór węży.Mara przemówiła znowu.Zdołała dotrzeć do końca znieskazitelnym opanowaniem, gdyż jej życie zależało teraz od zdolności do wzięcia udziału wwielkiej rozgrywce.Donośnym głosem opisała śmierć wojownika.I z prawdziwym tsurańskimwyczuciem teatralności i ceremonii zakończyła wyliczenie, powtórnie odwołując się do honoruPapewaio.Kapłan Turakamu odtańczył śmierć wojownika, poniesioną z męstwem, chwałą i honorem,które żyły w pamięci.Kiedy skończył, wyciągnął czarny nóż i przeciął sznury wiążące nadgarstkiPapewaio.Skończył się czas ciała, a dusza musiała zostać oswobodzona z niewoli śmierci.Przełknęła ślinę, a oczy jej były suche i harde.Przyjęła od kapłana Turakamu płonącąpochodnię, która paliła się u stóp stosu.Wzniosła ją ku niebu w niemej modlitwie do Lashimy.Terazwyznaczyć musiała następcę Papewaio, człowieka, który przejmie jego dawne powinności, aby jegodusza wolna była od ziemskich zobowiązań.Pogrążona w smutku podeszła wolno do wezgłowiastosu.Drżącymi palcami przymocowała czerwoną trzcinę do hełmu leżącego.Potem wyszarpnęłaoficerską kitę i zwróciła twarz w stronę nieruchomych szeregów żołnierzy Acomy, zamykającychpółnocny koniec kręgu.- Arakasi - rzekła.I choć jej wezwanie było ledwie głośniejsze od szeptu, mistrz tajnych służbje usłyszał.Wystąpił naprzód i skłonił się.- Wznoszę modły do bogów, abym wybrała mądrze - powiedziała półgłosem Mara, oddając wjego ręce pochodnię i pióra.Arakasi wyprostował się i spojrzał na nią ciemnymi, nieprzeniknionymi oczami.Potem bezsłowa obrócił się i zawołał do swego towarzysza broni, Papewaio.Kapłan Chochocana znowu wszedłdo kręgu.Niósł trzcinową klatkę z białym ptakiem tirik, symbolem odrodzonego ducha.Gdypłomienie dotknęły drewna, kapłan przeciął nożem trzcinowe pręty.I Mara patrzyła zamglonymioczami, jak biały ptak wystrzelił w niebo i zniknął w deszczu.Ogień syczał i trzeszczał.Goście odczekali chwilę, jak nakazywał szacunek, po czym wdwóch rzędach udali się z powrotem do rezydencji.Mara pozostała wraz ze swymi wojownikami inowo mianowanym honorowym strażnikiem.Czekali, aż płomienie wypalą się, a kapłaniChochocana i Turakamu zbiorą popioły Papewaio.Zostaną złożone w urnie i pochowane pod ścianąpolany medytacji Acomów, i aby uczcić fakt, że Papewaio zginął, służąc wiernie rodzinie.Przezjakiś czas była sama z Arakasim, z dala od badawczych spojrzeń gości.- Nie przyprowadziłaś ze sobą Nacoi - mruknął Arakasi, ledwie słyszalnie przez trzaskaniestosu.- To bardzo przebiegłe, pani.Jego słowa przegnały ospałość.Mara odwróciła lekko głowę, przyglądając się uważniemistrzowi tajnych służb, aby dojść przyczyny kłującego sarkazmu, który wykryła.- Nacoya jest w rezydencji, chora.- Mara przerwała, czekając na odpowiedz.Kiedy nieusłyszała żadnej, dodała: - Dołączymy do niej w ciągu godziny.Czy myślisz, że do wieczora zdołaszutrzymać nas przy życiu?Reszta dnia przeznaczona była na medytacje i wspominanie Papewaio.Myślała jednak o tym,iż kiedy już odejdą od mar, goście na nowo podejmą nici splątanych intryg, a Arakasi, choć znał sięna wielu sprawach, nie był najbieglejszym z jej szermierzy.Mistrz tajnych służb przyjął ukryte znaczenie jej słów z ledwie widocznym skrzywieniemoznaczającym uśmiech.- Zaiste, bardzo mądrze, pani.Kiedy wyczuła ulgę w jego głosie, zrozumiała.Myślał, że Mara zamierza wymknąć sięMinwanabiemu, teraz, kiedy była razem ze swymi wojownikami.Nacoya zgodziłaby się zostać iswoim poświęceniem omamiłaby Minwanabiego.Mara przełknęła ślinę, znowu ugodzona smutkiem.Staruszka ochoczo przystałaby na taki podstęp: zostać w domu wroga w zamian za dalsze istnienieAcomy.- Papewaio to już wystarczająca ofiara - powiedziała tak gwałtownie, że Arakasi zrozumiał, iżnie myślała o ucieczce.Mistrz tajnych służb pochylił głowę.- Dobrze.Nie przeżyłabyś.Minwanabi otoczył posiadłości szczelnym kordonem, niby żestrzeże bezpieczeństwa swoich gości.Ale przy piciu i grze w kości jego żołnierze przyznają, iż wieluinnych, nie mając na sobie barw domu, czeka poza granicami posiadłości, udając piratów lubbanitów, aby schwytać w pułapkę panią Acoma.- A jak się tego dowiedziałeś? Pożyczając pomarańczową tunikę i mieszając znieprzyjaciółmi?Arakasi zaśmiał się cicho.- Nie musiałem, inni to zrobili.Przyjrzał się uważnie twarzy swej pani, bladej, lecz z nikłym rumieńcem od żaru ognia.Mimo przestrachu była zdecydowana.- Skoro zostajemy i stawimy czoła panu Minwanabiemu, są rzeczy, o których powinnaświedzieć.Teraz Mara zdradziła cień triumfu.- Wierny Arakasi.Wybrałam cię, ponieważ ufałam, że nienawidzisz Minwanabiego równiemocno, jak ja.Teraz powiedz mi wszystko, co wiesz, co pomoże mi pognębić człowieka, któryzamordował moją rodzinę i najdroższego memu sercu wojownika.- Ma na swym dworze słabe ogniwo - bez wstępów powiedział Arakasi.- Relli w jegogniezdzie, o którym nie wie.Odkryłem, że Teani to szpieg Anasatiego.Mara zaskoczona wciągnęła powietrze.- Teani? - zastanowiła się i nagle poczuła coś więcej niż chłód deszczu.Nacoya cały czas upierała się, że nałożnica jest niebezpieczniejsza, niż sądzi, a ona niesłuchała - błąd, który mógł kosztować ją wszystko, o co walczyła, gdyż oto był sługa Minwanabiego,który nie zważałby, że za śmierć Mary Jingu zapłaciłby życiem i honorem.W rzeczy samej takiprzebieg zdarzeń bez wątpienia ucieszyłby Tecumę, jako że pomściłby śmierć Buntokapiego iusunąłby człowieka, któremu najbardziej zależało na skrzywdzeniu Ayakiego.Nie traciła czasu naobwinianie się, lecz od razu zaczęła zastanawiać się, jak mogła skorzystać z tej informacji.- Co jeszcze wiesz o Teani?- Ta wiadomość jest bardzo świeża.Wieści dotarły do mnie ledwie tej nocy.- Arakasi uniósłpęk piór i pochyłając głowę, aby przymocować go do własnego hełmu, zdołał przemówić wprost doucha Mary.- Wiem, że udziela swych wdzięków jednemu z wyższych oficerów, o co podejrzewa jąpan, ale czego nie udowodnił.Jingu ma wiele kobiet, ale ona jest jego ulubienicą.Nie lubi przezdłuższy czas obywać się bez jej.talentów.Mara myślała o tym, wpatrując się w płomienie stosu Papewaio.Wróciły wspomnienia,pamięć ognia i ciemności, kiedy Papewaio leżał, jeszcze ciepły, na dziedzińcu u jej stóp.Teanitowarzyszyła Jingu Minwanabiemu i podczas gdy on udawał tylko zaskoczenie, ona wydawała sięszczerze zdziwiona obecnością Mary.Jingu przemówił szybko do Shimizu, który z pewnością byłkatem Papewaio, a oczy Teani wodziły za oficerem Minwanabiego z nieopisaną wzgardą.Terazdopiero to wspomnienie stało się ważne, szczególnie i dlatego, że zachowanie Teani wprawiłoShimizu w zmieszanie.- Jak ma na imię kochanek Teani? - zagadnęła Mara.Arakasi potrząsnął głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]