[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Reszta sił obsadzała pomniejsze garnizony i warownie strażnicze w terenie.Fannon spojrzał na stojących koło niego.– Jeżeli mury wytrzymają, poradzimy sobie, nawet jeśli mają dziesięciokrotną przewagę.Nadbiegali kolejni posłańcy z pozostałych stron murów.– Mistrzu Miecza, na wschodzie, pomocy i południu nadal cisza.Nie stwierdzono obecności wroga.– Wygląda na to, że wybrali frontalny atak, nie zważając na straty, jakie muszą ponieść.– Zamyślił się głęboko.– Coraz mniej z tego rozumiem.Samobójczy atak, beztroskie paradowanie w zasięgu naszych katapult, marnowanie czasu na honorowe pokazy.a przy tym wszystkim nie można im przecież odmówić, że znają się na sztuce wojennej.Ani przez moment nie wolno nam ich nie doceniać.Zwrócił się do żołnierza.– Zawiadom wszystkich na innych posterunkach, aby zachowali najwyższą czujność i byli gotowi szybko przegrupować się, gdyby okazało się, że to tylko manewr mylący.Posłaniec odszedł, a oni nadal czekali.Słońce przesuwało się powoli po nieboskłonie.Do zachodu została godzina i promienie słońca świeciły w plecy wroga.Nagle rozległ się odgłos rogów i bębnów.Szeregi Tsuranich ruszyły biegiem w stronę murów.Napięte mechanizmy machin jęknęły przeciągle, w powietrzu zaszumiało i po chwili w pędzących szeregach pojawiły się spore wyrwy.Oni jednak, nie zważając na nic, biegli przed siebie i po chwili znaleźli się w zasięgu spokojnie czekających łuczników.Chmara strzał popędziła z furkotem ku nacierającym, wybijając co do jednego pierwszy szereg.Następni Tsurani przeskakiwali wał trupów i trzymając wysoko wzniesione nad głowami tarcze, pędzili w stronę murów.Kilkanaście razy wybijano obsady drabin.Dobiegali następni, chwytali drabiny i parli bez wytchnienia do przodu.Łucznicy wroga przypuścili szturm i po chwili na blankach polała się krew obrońców Crydee.Arutha schylił się, chowając głowę za osłonę muru.Po chwili zaryzykował i wyjrzał przez otwór strzelniczy.U podnóża murów zobaczył ciżbę wrogów, a po chwili tuż przed jego oczami pojawił się szczyt drabiny.Jeden ze stojących obok żołnierzy chwycił jej koniec i za pomocą drugiego długą tyką odepchnął drabinę.Spadający Tsurani krzyknęli przeraźliwie, a po sekundzie zawtórował im pierwszy żołnierz z załogi zamku.Arutha obejrzał się i zobaczył, jak dzielny obrońca spada na dziedziniec, a z jego oka sterczy strzała.Z dołu wzniosły się niespodziewanie gromkie okrzyki.Arutha zerwał się na równe nogi i ryzykując, że zostanie trafiony, spojrzał za mury.Wojownicy Tsuranich atakujący zamek wycofywali się na całej linii, biegnąc z powrotem.– Co oni robią? – zastanawiał się Fannon.Tsurani biegli, aż znaleźli się poza zasięgiem katapult z wież.Zatrzymali się, odwrócili ku zamkowi i sformowali szeregi.Kilku oficerów przechadzało się przed frontem, strofując żołnierzy i zachęcając ich do dalszej walki.Po chwili oddziały wroga wzniosły radosny okrzyk.– A niech mnie kule biją! – Usłyszał Arutha po lewej stronie.Odwrócił się.Tuż za nim stał Amos Trask, wymachując ogromnym marynarskim kordem.– Ci szaleńcy gratulują sobie, że ich wyrżnięto jak świnie.Nie do wiary!Rzeczywiście, widok rozciągający się u podnóża murów był straszny i przygnębiający.Martwi żołnierze Tsuranich leżeli wszędzie dookoła, jak zabawki porozrzucane przez jakieś monstrualne dziecko, nie dbające o porządek.Kilku ruszało się słabo, jęcząc z bólu, ale większość była martwa.– Założę się, że stracili ponad setkę ludzi.To nie ma najmniejszego sensu – powiedział Fannon do Rolanda i Martina.– Sprawdźcie pozostałe strony zamku.Obaj nie zwlekając, udali się na inspekcję.– Co oni teraz wyprawiają? – spytał ponownie Fannon, patrząc na stojące w ordynku szeregi.Kilku żołnierzy zapalało pochodnie i rozdawało pozostałym.– Chyba nie mają zamiaru atakować po zachodzie słońca? Przecież w ciemności będą się sami o siebie potykać.– Któż wie, co oni planują? – zastanawiał się na głos Arutha.– Jak żyję, nie słyszałem o tak fatalnie przeprowadzonym ataku.Amos zwrócił się do Aruthy.– Za pozwoleniem Waszej Wysokości.Poznałem się trochę na wojaczce w mych młodzieńczych latach.Ja też nigdy nie słyszałem, żeby ktoś wyprawiał podobne rzeczy.Nawet w Keshu, gdzie szafują życiem lekkiej jazdy jak pijany żeglarz pieniędzmi, nie próbowaliby przeprowadzać podobnego frontalnego ataku.Wietrzę w tym jakiś podstęp.Musimy mieć oczy i uszy otwarte.– Zgadzam się, lecz o jaki podstęp może chodzić?Przez całą noc Tsurani rzucali się na oślep na mury, by ginąć jak muchy u ich podnóża.Za którymś razem kilku udało się wedrzeć na górę, lecz rozprawiano się z nimi błyskawicznie, a ich drabiny spychano z powrotem.Z nastaniem świtu Tsurani wycofali się.Arutha, Fannon i Gardan patrzyli, jak żołnierze wroga docierają do własnych linii, gdzie byli już poza zasięgiem machin miotających i łuków.Wstało słońce i u podnóża zaniku pojawiło się morze kolorowych namiotów.Tsurani udali się na spoczynek.Obrońcy patrzyli z niedowierzaniem na niesamowitą liczbę martwych ciał u ich stóp.Po kilku godzinach odór unoszący się nad pobojowiskiem był nie do zniesienia.Fannon przyszedł złożyć meldunek szykującemu się do snu Księciu, który ze zmęczenia ledwo patrzył na oczy.– Tsurani nawet nie próbowali zabrać ciał swych poległych towarzyszy.– Fannon, nie potrafimy się z nimi dogadać.Nikt nie zna języka, chyba że chcesz wysłać jako emisariusza Tully'ego?– Z pewnością zgodziłby się pójść do ich obozu, ale wolę nie ryzykować, że utracimy go na zawsze.Jednak za dzień czy dwa trupy pod zamkiem staną się problemem.Poza smrodem i muchami nie pogrzebane ciała mogą sprowadzić choroby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]