Home HomeMACLEAN TABORPrus Boleslaw Lalka 9789185805365Prus Boleslaw Lalka 9789185805365 (2)Bolesław Prus LalkaPrus Lalka IWojownicy Nocy t.1Grisham John Komora (2)Kozak Sławomir Operacja Dwie WieżeEdward Griffin World Without Cancer The Story of Vitamin B17Estep Jennifer Akademia Mitu 03 Tajemnice Gwen Frost
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Qgnista jak zawsze, mia³a ³zymnie porturo, kiedy wchodzi³em, ale poniewa¿ by³em w nastroju do _v oczach.- Wiem tylko, ¿e to jest naj³adniejsze, co o mnie ktokolwiek³ypania o wiele bardziej ponuro od nich, po tym pierwszym nieprzyjaznyrn `_,iodruchu zostawili nas w spokoju.Poprowadzi³em Belindê do niewielkiego;sto³u, oryginalnego, antycznego, drewnianego sto³u, którego powierzchni!nie tknê³o myd³o czy woda od niepamiêtnych czasów.- Ja biorê scotcha - powiedzia³em.- A ty?- Scotcha - odrzek³a nad¹sana.- Przecie¿ nie pijesz whisky.- Dziœ pijê.Mia³a racjê tylko czêœciowo.Wychyli³a pó³ szklanki czystej whisky;jednym zawadiackim haustem, po czym zaczê³a krztusiæ siê, kaszleæ i d³awiæ tak gwa³townie, i¿ doszed³em do wniosku, ¿e mog³em siê myliæ, je¿eli;idzie o wykluczenie u niej objawów apopleksji.Chc¹c przyjœæ jej z pomo-_, "c¹, pocz¹³em j¹ klepaæ po plecach.!- Niech pan zabierze tê rêkê - wysapa³a.Zabra³em rêkê.- Nie s¹dzê, ¿ebym mog³a dalej z panem pracowaæ, panie majorze- powõedzia³a, kiedy jej krtañ powróci³a do stanu u¿ywalnoœci.- Przykro mi to s³yszeæ.- Nie mogê pracowaæ z ludŸmi, którzy mi nie ufaj¹, którzy mi niewierz¹.Pan nas traktuje nie tylko jak marionetki, ale jak dzieci.- Wcale ciê nie uwa¿am za dziecko - odrzek³em pokojowo.I rzeczywi-œcie nie uwa¿a³em.- "Wierzê ci, Belindo" - zaczê³a mnie przedrzeŸniaæ z gorycz¹.- "Ja-sne, ¿e ci wierzê".Wcale pan nie wierzy Belindzie.- Wierzê Belindzie - odpar³em.- I chyba jednak dbam o Belindê.Dlatego zabra³em stamt¹d Belindê.Popatrzy³a na mnie.- Wierzy pan.wiêc dlaczego.'- Tam rzeczywiœcie ktoœ by³, ukryty za tym stojakiem z lalkami.Widzia-³em, ¿e dwie siê lekko ko³ysa³y.Ktoœ by³ za stojakiem i obserwowa³, napewno chc¹c siê przekonaæ, czy coœ wykryjemy.Nie mia³ ¿adnych mor- _derczych zamiarów, bo strzeli³by nam w plecy, kiedy schodziliœmy na dó³.__;Ale gdybym zareagowa³ tak, jak chcia³aœ, by³bym zmuszony go poszukaæ, _ ___!i wtedy kropn¹³by mnie ze swojej kryjówki, zanim bym go w ogóle '___dojrza³.Potem kropn¹³by ciebie, bo nie móg³by mieæ ¿adnych œwiadków, ! !:_a naprawdê jesteœ jeszcze o wiele za m³oda, ¿eby umieraæ.Albo te¿ ;:móg³bym zabawiæ siê z nim w chowanego i mieæ równ¹ szansê, ¿e go _dorwê - gdyby nie by³o tam ciebie.Ale by³aœ, nie masz broni, nie masz '¿adnego doœwiadczenia w tych paskudnych grach, w które siê zabawiamy,a dla niego by³aœ równie dobra jako zak³adnik.Tote¿ zabra³em stamt¹dBelindê.No, czy to nie ³adne przemówienie?56Bzdury! - Dopi³em mojej whisky, potem whisky Belindy i odwioz³emdo hotelu.Chwilê staliœmy w wejœciu, schroniwszy siê przed padaj¹cymteraz rzêsiœcie deszczem, i Belinda powiedzia³a:- Tak mi przykro.By³am g³upia.I przykro mi te¿ za pana.- Za mnie?- Teraz rozumiem, dlaczego pan wola³by, ¿eby dla pana pracowa³ykukie³ki, nie ludzie.Cz³owiek nie p³acze, kiedy umiera kukie³ka.Nic nie odpowiedzia³em.Zaczyna³em traciæ panowanie nad t¹ dziew-czyn¹, dawny stosunek nauczyciel-uczennica nie by³ ju¿ ca³kiem taki jakpowiedzia³a.Mówi³a prawie z radoœci¹.Jeszcze jednoZebra³em siê w sobie.- Teraz ju¿ nie bêdê siê pana ba³a.- A ba³aœ siê? Mnie?- Tak, ba³am siê.Naprawdê.Ale to jest tak, jak powiedzia³ tamten- Jaki cz³owiek?hylock, prawda? Wie pan; zatnij mnie, a bêdê krwawiæ., b¹dŸ¿e cicho!Umilk³a.Po prostu obdarzy³a mnie znowu tym zabójczym uœmiechem,Poca³owa³a mnie bez wiêkszego poœpiechu, uœmiechnê³a siê raz jeszczewesz³a do hotelu.Patrzy³em na szklane, wahad³owe drzwi, dopóki nieznieruchomia³y.Jeszcze trochê wiêcej tego - pomyœla³em posêpniea dyscyplinê diabli wezm¹.Rozdzia³ pi¹tyPrzeszed³em ze dwieœcie czy trzysta jardów, ¿eby oddaliæ siê od hotelu _dziewczyn, po czym z³apa³em taksówkê i pojecha³em do "Rembrandta'.;Przez chwilê sta³em pod daszkiem wejœcia patrz¹c na katarynkê po drugiej _stronie ulicy.Staruch by³ nie tylko niezmordowany, a1e i najwyraŸniej 'nieprzemakalny, bo deszcz nie wywiera³ na nim ¿adnego wra¿enia i nic _poza trzêsieniem ziemi nie mog³o go powstrzymaæ od wieczornego wy-stêpu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •