Home HomeAlistair Maclean Lalka na lancuchu 1 z 2 (2)Alistair Maclean Lalka na lancuchu 2 z 2 (2)Bolesław Niemierko Ksztalcenie szkolne Podręcznik skutecznej dydaktykiFaraon tom2 B.PrusFaraon tom1 B.PrusGrzechy dzieciństwa B.PrusTerry Pratchett 04 MortMcCaffrey Anne DamiaVonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688)Lekcje uczuć Kelly Cathy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anna-weaslay.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    . Rzucić stos złota!.Jakie to imponujące w papierowych czasachi - jakie to dorobkiewiczowskie.No, ale co robić, jeżeli one właśniena pieniądze czekają?.Może nawet będzie za mało?.Chodził tam i na powrót po ulicy naprzeciw kościóła nie mogącod niego oczu oderwać. Już idę - myślał.- Zaraz.jeszcze chwilkę.Ach, co się ze mnąstało!. - dodał czując, że jego rozdarta dusza nawet na tak prostyczyn nie może zdobyć się bez wahań.Teraz przypomniat sobie: jak on dawno nie był w kościele. Kiedyż to?.Na ślubie raz.Na pogrzebie żony drugi raz.Lecz i w tym, i w tamtym wypadku nie wiedział dobrze, co siękoło niego dzieje; więc patrzył w tej chwili na kościół jak na rzeczzupełnie nową dla siebie. Co to jest za ogromny gmach, który zamiast kominów ma wie-że, w którym nikt nie mieszka, tylko śpią prochy dawno zmarłych?.Na co ta strata miejsca i murów, komu dniem i nocą pali się światło,w jakim celu schodzą się tłumy ludzi?.Na targ idą po żywność, do sklepów po towary, do teatru po za-bawę, ale po co tutaj?.Mimo woli porównywał drobny wzrost stojących pod ko-ściołem pobożnych z olbrzymimi rozmiarami świętego bu-dynku i przyszła mu myśl szczególna.%7łe jak kiedyś na ziemipracowały potężne sily dzwigając z płaskiego lądu łańcuchygór, tak kiedyś w ludzkości istniała inna niezmierna siła, któ-ra wydzwignęła tego rodzaju budowle.Patrząc na podobnegmachy można by sądzić, że w głębi naszej planety mieszkaliolbrzymowie, którzy wydzierając się gdzieś w górę, podważaliskorupę ziemską i zostawiali ślady tych ruchów w formie im-ponujących jaskiń.121 Bolesław Prus Dokąd oni wydzierali się? Do innego, podobno wyższego świa-ta.A jeżeli morskie przypływy dowodzą, że księżyc nie jest złud-nym blaskiem, tylko realną rzeczywistością, dlaczego te dziwnebudynki nie miałyby stwierdzać rzeczywistości innego świata?.Czyliż on słabiej pociąga za sobą dusze ludzkie aniżeli księżyc fale- oceanu?.Wszedł do kościoła i zaraz na wstępie znowu uderzył go nowywidok.Kilka żebraczek i żebraków błagało o jałmużnę, którą Bógzwróci litościwym w życiu przyszłym.Jedni z pobożnych całowalinogi Chrystusa umęczonego przez państwo rzymskie, inni w proguupadłszy na kolana wznosili do góry ręce i oczy, jakby zapatrzeniw nadziemską wizję.Kościół pogrążony był w ciemności, którejnie mógł rozproszyć blask kilkunastu świec płonących w srebrnychkandelabrach.Tu i ówdzie na posadzce świątyni widać było niewy-razne cienie ludzi leżących krzyżem albo zgiętych ku ziemi, jakbykryli się ze swoją pobożnością pełną pokory.Patrząc na te ciała nie-ruchome można było myśleć, że na chwilę opuściły je dusze i ucie-kły do jakiegoś lepszego świata. Rozumiem teraz - pomyślał Wokulski - dlaczego odwiedzaniekościołów umacnia wiarę.Tu wszystko urządzone jest tak, że przy-pomina wieczność.Od pogrążonych w modlitwie cieniów wzrok jego pobiegł kuświatłu.I zobaczył w różnych punktach świątyni stoły okryte dy-wanami, na nich tace pełne bankocetli, srebra i złota, a dokoła nichdamy siedzące na wygodnych fotelach, odziane w jedwab, piórai aksamity, otoczone wesołą młodzieżą.Najpobożniejsze pukały naprzechodniów, wszystkie rozmawiały i bawiły się jak na raucie.Zdawało się Wokulskiemu, że w tej chwili widzi przed sobą trzyświaty.Jeden (dawno już zeszedł z ziemi), który modlił się i dzwi-gał na chwałę Boga potężne gmachy.Drugi, ubogi i pokorny, któryumiał modlić się, lecz wznosił tylko lepianki, i - trzeci, który dlasiebie murował pałace, ale już zapomniał o modlitwie i z domów122 LALKAbożych zrobił miejsce schadzek; jak niefrasobliwe ptaki, które bu-dują gniazda i zawodzą pieśni na grobach poległych bohaterów. A czymże ja jestem, zarówno obcy im wszystkim?. Może jesteś okiem żelaznego przetaka, w który rzucę ichwszystkich, aby oddzielić stęchłe plewy od ziarna - odpowiedziałmu jakiś głos.Wokulski obejrzał się. Przywidzenie chorej wyobrazni. Jed-nocześnie przy czwartym stole, w głębi kościoła, spostrzegł hra-binę Karolową i pannę Izabelę.Obie również siedziały nad tacąz pieniędzmi i trzymały w rękach książki, zapewne do nabożeństwa.Za krzesłem hrabiny stał służący w czarnej liberii.Wokulski poszedł ku nim potrącając klęczących i omijając innestoły, przy których pukano na niego zawzięcie.Zbliżył się do tacyi ukłoniwszy się hrabinie, położył swój rulon imperiałów. Boże - pomyślał - jak ja głupio muszę wyglądać z tymi pie-niędzmi.Hrabina odłożyła książkę.- Witam cię, panie Wokulski - rzekła.- Wiesz, myślałam, że jużnie przyjdziesz, i powiem ci, że nawet było mi trochę przykro.- Mówiłam cioci, że przyjdzie, i do tego z workiem złota odezwa-ła się po angielsku panna Izabela.Hrabinie wystąpił na czoło rumieniec i gęsty pot.Zlękła się słówsiostrzenicy przypuszczając, że Wokulski rozumie po angielsku.- Proszę cię, panie Wokulski - rzekła prędko - siądz tu na chwilę,bo delegowany nas opuścił.Pozwolisz, że ułożę twoje imperiały nawierzchu, dla zawstydzenia tych panów, którzy wolą wydawać pie-niądze na szampana.- Ależ niech się ciocia uspokoi - wtrąciła panna Izabela znowupo angielsku.- On z pewnością nie rozumie.Tym razem i Wokulski zarumienił się.- Proszę cię, Belu - rzekła hrabina tonem uroczystym - pan Wo-kulski.który tak hojną ofiarę złożył na naszą ochronę.123 Bolesław Prus- Słyszałam - odpowiedziała panna Izabela po polsku, na znakpowitania przymykając powieki.- Pani hrabina - rzekł trochę żartobliwie Wokulski - chce mniepozbawić zasługi w życiu przyszłym, chwaląc postępki, które zresz-tą mogłem spełniać w widokach zysku.- Domyślałam się tego - szepnęła panna Izabela po angielsku.Hrabina o mało nie zemdlała czując, że Wokulski musi domy-ślać się znaczenia słów jej siostrzenicy, choćby nie znał żadnegojęzyka.- Możesz, panie Wokulski - rzekła z gorączkowym pośpiechem- możesz łatwo zdobyć sobie zasługę w życiu przyszłym, choćby.przebaczając urazy.- Zawsze je przebaczam - odparł nieco zdziwiony.- Pozwól sobie powiedzieć, że nie zawsze - ciągnęła hrabina.-Jestem stara kobieta i twoja przyjaciółka, panie Wokulski - dodałaz naciskiem - więc zrobisz mi pewne ustępstwo.- Czekam na rozkazy pani.- Onegdaj dałeś dymisję jednemu z twoich.urzędników, nieja-kiemu Mraczewskiemu.- Za cóż to?.- nagle odezwała się panna Izabela.- Nie wiem - rzekła hrabina.- Podobno chodziło o różnicę prze-konań politycznych czy coś w tym guście.- Więc ten młody człowiek ma przekonania?.- zawołała pannaIzabela.- To ciekawe!.Powiedziała to w sposób tak zabawny, że Wokulski poczuł, jakustępuje mu z serca niechęć do Mraczewskiego.- Nie o przekonania chodziło, pani hrabino - odezwał się - aleo nietaktowne uwagi o osobach, które odwiedzają nasz magazyn.- Może te osoby same postępują nietaktownie - wtrąciła pannaIzabela.- Im wolno, one za to płacą - odpowiedział spokojnie Wokulski.- Nam nie.124 LALKASilny rumieniec wystąpił na twarz panny Izabeli.Wzięła książkęi zaczęła czytać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •