[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na palcach wrócił do ażurowego przepierzenia, by posłuchać, o czym rozmawiają dostojnicy.- Najbardziej jestem nieszczęśliwym ze wszystkich śmiertelnych, O Boska Obecności, znajdując coś takiego w swoim, poza tym całkiem przyzwoitym, squishi.- Wezyr pokazał coś trzymanego w dwóch pałeczkach.Cały dwór wyciągnął szyje.Mort również.Trudno byłoby nie zgodzić się z tezą wezyra: obiekt przypominał sinozieloną bryłę z wiszącymi giętkimi rurkami.- Przygotowujący pożywienie zostaną ukarani, Szlachetne Uosobienie Nauki - zapewnił imperator.- Kto ma żeberka?- Nie, Troskliwy Ojcze swego Ludu.Chodziło mi raczej o fakt, że jest to zapewne pęcherz i śledziona węgorza głębinowego, jakoby najsmakowitszy kęs, smakowity tak, że mogą go jeść wyłącznie ukochani przez bogów.Tak zostało zapisane.A do takiego towarzystwa oczywiście nie mogę zaliczyć swej nędznej osoby.Szybkim ruchem ręki wrzucił smakołyk do miseczki imperatora, gdzie organ zatrząsł się i znieruchomiał.Młody władca przyglądał mu się przez chwilę i nabił na pałeczkę.- Ach.- rzekł.- Czyż nie zostało również zapisane i to przez samego Ly Tin Wheedle, największego z filozofów, że uczony wyżej stoi od książąt? Pamiętam chyba, że dałeś mi kiedyś do przeczytania ten akapit, o Wierny i Wytrwały Poszukiwaczu Wiedzy.Organ przefrunął po krótkim łuku i wylądował skromnie w miseczce wezyra.Ten chwycił go płynnym ruchem i uniósł do kolejnego rzutu.Zmrużył oczy.- Istotnie, możemy uznać taką zasadę ogólną, o Nefrytowa Rzeko Mądrości, lecz w tym szczególnym przypadku nie mogę stawiać się ponad imperatora, którego kocham jak własnego syna i kochałem niezmiennie od dnia nieszczęśliwego zgonu jego ojca.Niech będzie mi wolno złożyć u jego stóp ten skromny dar.Oczy dworzan śledziły trzeci przelot nieszczęsnego organu nad matą.Imperator pochwycił swój wachlarz i wspaniałym wolejem posłał smakołyk z powrotem do miseczki wezyra z taką siłą, że na wszystkie strony prysnęły gotowane wodorosty.- Może ktoś to w końcu zje, na miłość bogów! - krzyknął nie słyszany przez nikogo Mort.- Spieszy mi się!- W rzeczy samej jesteś najwierniejszym ze sług, Oddany i Wręcz Jedyny Towarzyszu Mego Zmarłego Ojca i Dziada w Chwili Ich Przejścia do Lepszego Świata.Nakazuję zatem, by twoją nagrodą był ten najrzadszy i najwspanialszy smakołyk.Wezyr niepewnie szturchnął organ pałeczką i spojrzał na jasny i straszny uśmiech imperatora.Nerwowo szukał wymówki.- Niestety, wydaje mi się, że nazbyt wiele już zjadłem.- zaczął, lecz władca uciszył go gestem ręki.- Bez wątpienia przysmak ten wymaga odpowiednich przypraw - stwierdził i klasnął w dłonie.Ściana za jego plecami rozpruła się od podłogi po sufit.Do sali wpadło czterech Niebiańskich Gwardzistów.Trzech ściskało miecze cando, czwarty usiłował możliwie szybko połknąć żarzący się niedopałek.- Najwierniejszy z mych sług sądzi, że nie ma już miejsca na ostatni kęs - rzekł imperator.- Czy moglibyście zbadać jego żołądek i sprawdzić, czy tak jest w istocie? Dlaczego ten człowiek wypuszcza dym uszami?- Rwie się do akcji, Boska Eminencjo - wyjaśnił pospiesznie sierżant.- Obawiam się, że nic go nie powstrzyma.- Niech więc sięgnie po nóż i.Och, widzę, że wezyr był jednak głodny.Brawo.Zapadła absolutna cisza.Tylko szczęki wezyra poruszały się rytmicznie.Wreszcie przełknął.- Wyborne - stwierdził.- Doskonałe.Zaiste jest to pokarm godny bogów.A teraz, jeśli zechcesz mi wybaczyć.Wyprostował nogi, jakby zamierzał wstać.Kropelki potu wystąpiły mu na czoło.- Chcesz odejść? - Imperator uniósł brwi.- Ważne sprawy państwowe, O Przenikliwe Uosobienie.- Usiądź.Wstawanie tuż po posiłku źle wpływa na trawienie - rzekł imperator, a gwardziści zgodnie kiwnęli głowami.- Poza tym nie przypominam sobie żadnych pilnych spraw państwowych.Chyba że masz na myśli tę małą czerwoną buteleczkę podpisaną „Antidotum” w czarnej szafce z laki na bambusowym dywanie w twoich komnatach, o Kaganku Oliwny Wśród Nocy.Wezyrowi dzwoniło w uszach.Twarz mu posiniała.- Widzisz? - zmartwił się imperator.- Przedwczesna aktywność przy pełnym żołądku źle wpływa na samopoczucie.Niech ta wiadomość dotrze jak najszybciej do wszystkich zakątków mojego państwa, by wszyscy ludzie dowiedzieli się o twoim ciężkim stanie i wyciągnęli odpowiednie wnioski.- Muszę.pogratulować.Majestatowi.niezwykłej rozwagi - wykrztusił wezyr i runął w półmisek gotowanych krabów.- Miałem doskonałego nauczyciela - mruknął imperator.NAJWYŻSZY CZAS, stwierdził Mort i ciął mieczem.W chwilę później dusza wezyra wstała z maty i obejrzała chłopca od stóp do głów.- Kim jesteś, barbarzyńco? - warknął dostojnik.ŚMIERCIĄ.- Nie moją - oznajmił stanowczo wezyr.- Gdzie jest Czarny Ognisty Smok Niebios?NIE MÓGŁ PRZYJŚĆ, wyjaśnił Mort.Jakieś cienie kondensowały się w mroku za duszą wezyra.Kilka nosiło cesarskie szaty, ale przepychało się do przodu także wiele innych, skromniejszych.I wszystkie nie mogły się chyba doczekać, by powitać wezyra w krainie zmarłych.- Chyba kilka osób wyszło ci na spotkanie - rzekł Mort i odszedł pospiesznie.Kiedy dotarł do korytarza, dusza wezyra zaczęła wrzeszczeć.Ysabell czekała cierpliwie przy Pimpusiu, który spożywał na późny obiad pięćsetletnie drzewko bonsai.- Jeden załatwiony - rzekł Mort wskakując na siodło.- Chodź.Mam złe przeczucia co do następnego, a nie zostało nam wiele czasu.***Albert zmaterializował się w samym centrum Niewidocznego Uniwersytetu, dokładnie w tym samym miejscu, z którego odszedł ze świata dwa tysiące lat temu.Burknął coś z satysfakcją i strzepnął z szaty jakiś pyłek.Uświadomił sobie, że jest obserwowany.Rozejrzał się szybko i odkrył, że wrócił do istnienia pod własnym surowym, marmurowym spojrzeniem.Poprawił okulary i z dezaprobatą obejrzał przymocowaną do postumentu brązową plakietkę.Napis głosił:„Alberto Malich, Założyciel Tego Uniwersytetu.Magister Sztuk, 1222 - 1289.Nie zobaczymy już podobnych do niego”.To tyle, jeżeli chodzi o przepowiednie, pomyślał.A jeśli już naprawdę tak go szanowali, to mogli przynajmniej wynająć porządnego rzeźbiarza.Co za paskudztwo.Nos zupełnie niepodobny.To ma być noga? W dodatku różni tacy ryli na niej swoje inicjały.Wolałby umrzeć niż pokazać się w takim kapeluszu.Oczywiście, gdyby to od niego zależało, wolałby w ogóle nie umierać.Wymierzył w szkaradzieństwo oktarynową błyskawicę.Uśmiechnął się złowrogo, kiedy posąg rozpadł się w pył.- No i dobrze - zwrócił się do Dysku jako całości.- Wróciłem.Mrowienie magii popłynęło wzdłuż ramienia i zapłonęło ciepłem w umyśle.Tego mu brakowało.Przez tyle lat.Zaalarmowani wybuchem magowie wbiegli przez podwójne drzwi i wyciągnęli błędne wnioski z zastanej sytuacji.Pod ścianą stał postument - pusty.Wszystko pokrywał marmurowy pył.A wśród jego kłębów, mrucząc pod nosem, spacerował Albert.Magowie w tylnych szeregach zaczęli się wycofywać tak szybko i dyskretnie, jak to tylko możliwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]