[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z pewnością musi to być bardzo droga zabawka - wtrąciła paniMisiewiczowa- Co tam droga, moja mamo.Kto wie, czy kiedykolwiek będęmogła sprawić jej tyle szczęścia, ile dziś jedną lalką - odpowiedziałapani Stawska.- Zdaje mi się - rzekłem - że u nas znajdzie się taka właśnie lalka.I gdyby pani raczyła wstąpić do sklepu.Nie śmiałem zrobić prezentu pojmując, że matce przyjemniej bę-dzie, jeżeli sama przyczyni się do radości dziecka.Helunia, choć rozmawialiśmy zniżonym głosem, usłyszała wi-dać, że mówimy o lalce, i wybiegła z drugiego pokoju z błyszczący-mi oczyma.Ażeby zwrócić jej uwagę na inny przedmiot, spytałem:- Cóż, podoba ci się, Heluniu, pani baronowa?- Tak sobie - odpowiedziało dziecko opierając się na moimkolanie i patrząc na matkę.(Mój Boże, dlaczego ja nie jestem jejojcem?)- A rozmawia z tobą?- Niewiele.Raz tylko wypytywała się, czy mnie bardzo pieścipan Wokulski.- Tak?.I cóż ty na to?- Ja powiedziałam, że nie wiem, który to pan Wokulski.A wtedypani baronowa mówi.Ach, jak pański zegarek głośno puka.Niechpan pokaże.Wydobyłem zegarek i podałem go Heli.- Cóż pani baronowa mówi? - spytałem.681Bolesław Prus- Pani baronowa mówi: „Jak to, nie wiesz, który jest pan Wokul-ski? Przecież ten, co u was bywa z tym roz.z tym rozpsotnikiemRzeckim.” Cha! cha! cha!.pan jest psotnik.Niech mi pan pokażezegarek we środku.Spojrzałem na panią Stawską.Była tak zdziwiona, że nawet za-pomniała upomnieć Helunię.Po herbatce z suchymi bułeczkami (bo jak mówiła służąca, masłanie można było dziś dostać), pożegnałem zacne damy przysięgającsobie, że gdybym był na miejscu Stacha, nie odstąpiłbym baronowejkamienicy niżej stu dwudziestu tysięcy rubli.Tymczasem jędza ta wyczerpawszy rozmaite protekcje i lękającsię, ażeby Wokulski albo nie podniósł ceny, albo nawet nic sprzedałkamienicy komu innemu, zdecydowała się ostatecznie kupić ją zasto tysięcy rubli! Była podobno wściekła przez kilka dni, dostałaspazmów, zbiła służącą, zwymyślała swego adwokata w biurze re-jentalnym, ale podpisała akt nabycia.Przez kilka następnych dni pokupieniu naszej kamienicy było cicho.To jest o tyle cicho, że już nie słyszeliśmy nic o pani baronowej,tylko jej lokatorowie wpadali do nas z pretensjami.Najpierw przybiegł szewc, ten z trzeciego piętra w tylnej oficynie,płacząc, że nowa właścicielka podwyższyła mu komorne o trzydzie-ści rubli na rok.Gdym mu zaś w ciągu pół godziny wytłomaczył, żenas to nic nie obchodzi, otarł oczy, zmarszczył się i pożegnał mniesłowami:- Pan Wokulski to widać nie ma Boga w sercu, żeby sprzedaćdom takiemu, co krzywdzi ludzi!.Słyszeliście państwo coś podobnego?.Na drugi dzień zjawia się właścicielka paryskiej pralni.Ma aksamitną salopę, dużo godności w ruchach i jeszcze więcejstanowczości w fizjognomii.Siada w sklepie na fotelu i ogląda się,jakby miała zamiar kupić parę japońskich wazonów, a następniezaczyna:682LALKA- A, dziękuję panu!.Porządnie pan ze mną wyszedł, nie maco mówić.Kupił pan kamienicę w lipcu, a sprzedał ją w grudniu,rychtyg jak na handel, nie uprzedzając o.tym nikogo.Robi się czerwona i prawi dalej:- Dziś ta flądra przysyła do mnie jakiegoś draba z wymówieniemkomornego.Nie wiem nawet, co jej do łba strzeliło, bo płacę przecieżregularnie.A ona mi wymawia komorne, ta lafirynda, i jeszcze rzucacień na mój zakład.Mówi, że moje panny wdzięczyły się do studen-tów, co łże, i myśli.Ona sobie myśli, że ja w środku zimy znajdę lokal.że się wyprowadzę z domu, do którego przywykli moi kundmani.Ależ ja mogę na tym stracić kilka tysięcy rubli, a kto mi to zwróci?.Było mi na przemian zimno i gorąco, kiedym słuchał tej pero-ry wypowiadanej silnym kontraltem przy gościach.Ledwiem babęwyciągnął do mego mieszkania i uprosiłem, ażeby nam wytoczyłaproces o szkody i straty.W parę godzin po babie - traf! wpada student, ten brodacz, co toz zasady nie płaci komornego.- A, jak się pan masz? - mówi.- Czy prawda, że ta diablica Krze-szowska kupiła od was dom?- Prawda - mówię ja, a w duchu jestem pewny, że ten chyba jużmnie bić zechce.- A do licha!.- mówi brodacz strzelając z palców.- Taki byłdobry gospodarz z tego Wokulskiego (PS.Stach nie widział od nichani grosza za lokal) i sprzedał dom.Więc Krzeszowska może naswylać z chałupy?- Hum! Hum!.- odpowiedziałem.- I wyleje - dodał z westchnieniem.- Już był tam u nas jakiś burszz żądaniem, ażebyśmy się wynosili.Ale zjedzą diabła, czy nas ru-szą bez procesu, a jeżeli ruszą.Zrobimy uciechę całemu domowi!Żegnam pana.„No - myślę - że przynajmniej ten nie ma do nas pretensji.Zdajesię jednak, że oni naprawdę gotowi są zrobić uciechę baronowej.”683Bolesław PrusNareszcie na następny dzień wpada Wirski.- Wiesz, kolego - mówi wzburzony - wymówiła mi baba rządco-stwo i każe wynosić się od Nowego Roku.- Wokulski - odparłem - już pomyślał o panu: dostaniesz posadęprzy spółce do handlu z cesarstwem.I tak słuchając jednych, uspakajając drugich, pocieszając trze-cich, przetrzymałem jakoś atak główny.Zrozumiałem również, żebaronowa sroży się między lokatorami jak Tamerlan, i czułem in-stynktowny niepokój o śliczną i cnotliwą panią Helenę.W drugiej połowie grudnia patrzę - otwierają się drzwi i wcho-dzi pani Stawska.Śliczna jak nigdy (ona jest zawsze śliczna, i wtedykiedy jest wesoła, i kiedy ma minę zakłopotaną)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]