[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale robota niewąska i muszę ją uzasadnić.Do czego ci właściwie ten chłopak?— Czegoś mi w rym wszystkim brakuje, możliwe, że jego.— A, ten drugi wątek ci się plącze?— Coś w tym rodzaju.Na tym etapie dochodzenia cała sprawa powinna już być jasna i łatwa do odtworzenia.Tymczasem ciągle coś się nie zgadza.Dziwię się, że Tyran te niejasności zostawia odłogiem.— Liczy na to, że Dominik wyjaśni, i do niego się pcha.— Może i wyjaśni.No dobra, łapcie go.Jak on jest sprawcą wszystkich wydarzeń, to niech ja pierzem porosnę…Dominika złapano nazajutrz.Wieczorna opowieść Henia była barwna, atrakcyjna i pełna ognia.W pełni zasługiwał na sałatkę z curry i prawdziwe kotlety schabowe, pieczołowicie panierowane.Jeszcze dochodziły, kiedy już zaczął, przepełniony satysfakcją i triumfem.W pierwszej kolejności znaleziono go, zgodnie z przypuszczeniami, u panienki na Ochocie.Dzielnicowi na ogół znają tak zwany element, chude i rude zatem wytypowano z łatwością.Jedna taka właśnie trzeci dzień zaniedbywała zajęcia zawodowe; o czym beztrosko powiadomiły koleżanki, nie zaniepokojone wcale, bo wiedziały, że ma ekstra fatyganta.Chichotały i czyniły różne uwagi, jakoby wielkie uczucia na umysł jej padły, co stały opiekun toleruje z tej racji, że nie za darmo te uczucia szaleją.Fatygant zasobny i rozrzutny, a płaci w zielonych.W parę minut po uzyskaniu tej informacji Henio jechał do panienki w stosownym towarzystwie.Nieszczęśliwym trafem panienka mieszkała na parterze, a Dominik miał węch.Nie zdążyli zadzwonić do drzwi, kiedy już nawiewał przez okno.Człowiek spod okna, bo już takimi kretynami nie byli, żeby go tam nie wysłać, krzyczał wprawdzie strasznym głosem „stój, bo strzelam”, ale Dominik nie frajer, wiedział, że nie strzeli i prysnął.Gonili go, oczywiście.Bezskutecznie.Do mieszkania panienki wkroczyła ekipa z Jacusiem i znaleziono mienie przestępcy.Odzieży prawie nie było, jakieś tam koszule i gacie, za to zachwyconym oczom władzy objawiła się torba myśliwska w doskonałym stanie.Jacuś nawet bez lupy wypatrzył na niej kurz spod podłogi weterynarza.W torbie złota żadnego nie było, za to dużo papieru, pięknie poukładane waluty obce i swojskie w stanie znacznie gorszym niż torba, w dodatku niechodliwe.Przedwojenne banknoty, polskie złote, franki francuskie i trochę dolarów.— A biżuteria? — spytałam znad patelni z wielkim zainteresowaniem.— Ani śladu.Jacuś od pierwszej chwili zadnimi łapami się zapierał, że żadnej biżuterii tam nigdy nie było.Musiał się Dominik cholernie rozczarować, jak do tej torby zajrzał.Tylko dolary mu się przydały, z tym że nie wiadomo, ile ich tam znalazł.Złota nawet na lekarstwo, poza osobistą własnością panienki.Na nowo przestaję wierzyć, że to on je rąbnął od Najmowej, bo niby co z nim zrobił, zgubił, czy zdążył upłynnić?— Że też nie zabrał tej torby, jak uciekał…— Nijak nie zdążył.Panienka go może i kochała, i zaufanie miał do niej ogromne, nie aż takie jednakże, żeby to na wierzchu trzymać.Szafa tam stała, zabytek, na klucz zamykana, Dominik kluczem zawładnął i razem z kluczem uciekł, ale otwierać i torbę wyciągać, to już było za wiele.Nie miał czasu, zostały mu sekundy.W dodatku szafa w pokoju od ulicy, a on pryskał oknem od zaplecza.— I co, nic więcej po nim nie zostało?— Mówię przecież, gacie i skarpetki.Sypiał w piżamie alfonsa, bardzo eleganckiej, wielbicielka mu udostępniła.Zeznania złożyła od razu bez żadnego oporu, twierdząc stanowczo, że kontakty z gachem przestępstwa nie stanowią.I pod tym względem miała rację.O żadnej zbrodni nie wiedziała, Dominik jej w swoją biografię nie wtajemniczał, powiedzieliśmy co trzeba i przeraziła się śmiertelnie, ale wcale nie nas.Zgasiłam gaz pod kotletami, zapaliłam go na nowo, zdjęłam mięso na półmisek, a na patelnię wrzuciłam jabłka w ćwiartkach.— Tylko kogo? — spytałam z zaciekawieniem.— Tylko swojego alfonsa.Rany, jak to pachnie… Na klęczkach błagała, żeby przed nim sprawę ukryć, bo jak jej przyłoży, to się nie pozbiera.Zdziwiłam się bardzo.— Za co miałby jej przyłożyć?— Za niewłaściwą ocenę klienta.Przetrzymywanie w domu i ukrywanie mordercy jest to czyn nieopłacalny, który bruździ w interesach.Jej obowiązkiem było zgadnąć, z kim ma do czynienia, a w jaki sposób miała zgadywać, opiekuna nie obchodzi.Więc, na litość boską, róbmy, co chcemy, tylko żeby przed nim prawda nie wyszła na jaw.W ten sposób lokal został przeszukany bez przeszkód i niepotrzebnie, bo tylko torba tam była, a forsę na bieżące potrzeby Dominik podobno nosi po kieszeniach.Portfel ma, bardzo wypchany, i sypia z nim, plastrami lekarskimi sobie przylepia do brzucha, tak panienka zeznała.Niezły pomysł, trudno żeby człowiek się nie obudził, jak mu zaczną odrywać plastry od ciała.— Taki jesteś zadowolony, że chyba jednak musieliście znaleźć coś więcej — zauważył podejrzliwie Janusz.— A tak — przyświadczył Henio z uciechą i wybrał sobie największy kotlet.— Ale zadowolony wcale nie jestem, bo tylko nowa komplikacja z tego wynika, tak mi się widzi.Jacuś otóż twierdzi…Wziął do ust kawałek gorącego mięsa i musieliśmy dobrą chwilę odczekać.Udało mu się przełknąć je bez niebezpiecznych oparzeń.— Poezja! — zachwycił się.— W marzeniach sennych takich schabowych nie widziałem!Kotlety istotnie mi wyszły, przez czysty przypadek zapewne, bo sama nie wiedziałam, jakim sposobem.Lata całe próbowałam osiągnąć doskonałość, z jaką zetknęłam się we wczesnej młodości, i nigdy mi się to nie udawało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]